DRUKUJ
 
ks. Andrzej Trojanowski
O dzisiejszych zabobonach
Miłujcie się!
 


Rozmowa ze św. Augustynem
 
 Święty Augustyn (354-430)  jako młodzieniec uważał, że chrześcijaństwo jest religią niegodną człowieka wykształconego. W swojej młodości dotknął niemalże każdego grzechu. Nic - ani ludzka miłość, ani wykształcenie, ani prestiż, ani wysokie dochody – nie dawało mu szczęścia. Doświadczał głębokiej pustki duchowej. Pewnego dnia natknął się na zdanie św. Pawła Apostoła: „Żyjmy przyzwoicie jak w jasny dzień: nie w hulankach i pijatykach, nie w rozpuście i wyuzdaniu, nie w kłótni i zazdrości. Ale przyobleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa i nie troszczcie się zbytnio o ciało, dogadzając żądzom” (Rz 13, 13-14). W swoich Wyznaniach napisał: „Ledwie doczytałem tych słów, stało się tak, jakby do mego serca spłynęło strumieniem światło ufności, przed którym cała ciemność wątpienia natychmiast się rozproszyła”. Po swoim radykalnym nawróceniu przyjął chrzest, sprzedał swój majątek i rozdał go ubogim. Został kapłanem, potem biskupem, nauczycielem i pisarzem. Owocem jego pracy jest ponad sto wybitnych dzieł dotyczących najtrudniejszych i najważniejszych problemów teologicznych i filozoficznych. Oto jak wybitny doktor Kościoła wyjaśnia kwestię zabobonów: 
 
Ojcze Augustynie, czytam Twoje dzieło „O nauce chrześcijańskiej” i przecieram oczy ze zdumienia: to, co ponad półtora tysiąca lat temu napisałeś na temat zabobonów, tchnie taką świeżością, iż wydaje się, jakbyś to dziś pisał – ku przestrodze osób zajmujących się horoskopami, wróżbiarstwem, magią, bioenergoterapią itd. Powiedz, Ojcze, co rozumiesz przez pojęcie „zabobon” i co ono w praktyce oznacza?
 
Zabobonne jest to wszystko, co ma służyć oddawaniu czci boskiej stworzeniu albo jakiejś jego części, zasięganiu rad demonów oraz wchodzeniu z nimi za pomocą znaków w układy i przymierza, jak to ma miejsce w machinacjach przy sztukach magicznych.
 
Co do oddawania boskiej czci stworzeniu, to przychodzą mi na myśl rozmaite sesje, kursy, seanse itp., w czasie których ubóstwia się „energie”, wyśpiewuje pieśni pochwalne na cześć „niebieskiego płomyka” (joga), czy też mianem „bóg” określa się samego człowieka. Co jeszcze, Ojcze Augustynie, zaliczyłbyś do zabobonów?
 
Do zabobonów zalicza się tysiące najbardziej niedorzecznych praktyk, na przykład deptanie progu, gdy przechodzi się przed swoim domem; wchodzenie znowu do łóżka, kiedy wkładając już obuwie, kichnie się; wracanie do domu, jeśli przy wyjściu człowiek się potknie. Kiedy myszy zjedzą odzież, zabobonem jest martwić się bardziej z powodu przyszłego nieszczęścia niż z wyrządzonej szkody. Tu można przytoczyć powiedzenie Katona, który gdy ktoś go zapytał, co ma znaczyć, że myszy zjadły mu żołnierskie buty, odparł, że nie ma w tym nic strasznego. Jego zdaniem straszne byłoby to dopiero, gdyby myszy zostały zjedzone przez buty.
 
Z tego wszystkiego rzeczywiście można się uśmiać. Ale oprócz tych jawnych niedorzeczności istnieją inne praktyki zabobonne, które przez wielu ludzi traktowane są całkowicie na  poważnie…
W kategorii zabobonu – lecz niestety w formie bardziej szarlatańskiej – mieszczą się też pisma wieszczów i wróżów. Do niej także zaliczają się amulety oraz cudowne leki, potępiane nawet przez medycynę, albo jakieś przedmioty zawieszane, przywiązywane czy przykładane nie dla ulżenia ciału, lecz ze względu na jawny lub utajony zabobon.
 
No właśnie: nikt nie potrafi wytłumaczyć, jak owe talizmany (pierścienie, wisiorki itp.) działają, a jednak wierzy się, że „to działa” – na przykład chroni przed nieszczęściem, chorobami, wypadkami itd. Ale mówisz, Ojcze, że problem tego rodzaju zabobonu dotyczy także „leków” odrzucanych przez samą medycynę. O co tutaj chodzi?
 
Przecież co innego jest powiedzieć: „jeśli wypijesz ten napar z suchych ziół, żołądek przestanie cię boleć”, a co innego: „jeśli to ziele powiesisz na szyi, żołądek przestanie cię boleć”. W pierwszym przypadku stwierdza się zdrowotne działanie, tu potępia zabobonne.
 
To co myśleć, Ojcze Augustynie, na temat problemu, jakim jest dziś stosowanie leków homeopatycznych? Środowiska medyczne zasadniczo dystansują się od nich, choć istnieje grono lekarzy twierdzących, że preparaty te pomagają w uzdrowieniu. Faktem jednak jest, że nikt nie wie tak naprawdę i nie potrafi wytłumaczyć, z jakiej racji preparaty te (podobno) działają. Wiadomo natomiast, że wynalazca homeopatii, niemiecki lekarz Samuel Hahnemann, poddawał je procesowi, który określał mianem „potencjalizacji”. Polegało to na rytualnym wielokrotnym wstrząśnieniu naczynia z wodą, w której znajdowała się substancja lecznicza. Ale problem w tym, że tej substancji w lekarstwie, które się spożywa, już nie ma nawet w ilości śladowej. To tak, jakby tabletkę rozpuścić w jeziorze i twierdzić, że woda z jeziora uzdrawia... Obecnie do przemysłowej produkcji leków homeopatycznych na ogół używane są maszyny, które potrząsają roztworami różnych substancji i w ten sposób nadają im rzekomo lecznicze właściwości. Zwolennicy tej metody przeczą, jakoby chodziło tu o jakieś magiczne działanie.
 
 
strona: 1 2 3