DRUKUJ
 
Monika Kacprzak
Ciągle jest ta pokusa strzaśnięcia pyłu z nóg…
materiał własny
 


Katolicka misja w Libii
 
 Od 40 lat jestem salezjaninem. Pracowałem 3 lata w Polsce, resztę czasu spędziłem poza granicami państwa. Przez pierwsze 4 lata pracowałem w Zairze (obecnie Demokratyczna Republika Kongo). Niestety z powodów zdrowotnych a szczególnie malarii musiałem opuścić ta misje. Zaproponowano mi pracę w Libii. Zgodziłem się jechać. Powiedziałem, że zobaczę. Problem w tym, że minęło 24 lata, a ja jeszcze nic nie widze. – o swojej pracy opowiada ks. Tadeusz Kierbiedź.
 
Monika Kacprzak: Na czym polega misja katolickiego misjonarza w muzułmańskim kraju?
 
Ks. Tadeusz: Misje w Libii nie są takimi misjami w ścisłym znaczeniu jak misje w tzw. Czarnej Afryce czy Ameryce Południowej, dlatego że Afryka Północna to kraje arabskie, muzułmańskie. Nasza praca początkowo polegała na posłudze obcokrajowcom - katolikom, którzy w tym czasie przyjeżdżali do pracy w Libii. Można by powiedzieć, że w tamtym czasie Libia była wielką budową. Było bardzo dużo Polaków. Przez dziesięć lat wszystkie szpitale w Cyrenajce były obsługiwane przez polskie zespoły medyczne. Do tego firmy budowlane, które miał swoje campusy liczące setki ludzi.
Później to się trochę zmieniło. Historia Libii jest bardzo burzliwa. Przechodziliśmy bardzo trudny okres w czasie embarga nałożonego na kraj. W tym czasie zostały polikwidowane obozy, pozostały nie wielkie wspólnoty katolickie. Pozostały siostry, które odegrały ogromną role w odbudowie kościoła.
 
M.K.: Jaką role odgrywa tam Kościół katolicki?
 
Ks. T.: Kościół był spostrzegany jako jedno z narzędzi kolonizacji. Libia była kolonia włoską i dlatego też po rewolucji, do ludzi Kościoła podchodziło się jak do kolonialistów. Rewolucja zniszczyła Kościół i ze strony materialnej, ale przede wszystkim ze strony duchowej. Włosi zostali odesłani, kościoły zostały pozabierane, wszystkie szkoły, domy zakonne, wszystko zostało upaństwowione. Pozostały jedynie grupki sióstr, które pracowały w szpitalach. Kościół w Libii, dzięki siostrom został jakby zbudowany we właściwy sposób. Patrząc na prace sióstr w szpitalach ludzie zaczęli darzyć je wielka sympatią, co później znalazło też swój oddźwięk w relacjach z władzami do tego stopnia, że w 1997 roku Libia nawiązała relacje dyplomatyczne ze Stolica Apostolską. Odbudowa Kościoła nie byłaby możliwa, gdyby nie cicha, cierpliwa i pełna poświęcenia praca sióstr, które zajmują sie przede wszystkim chorymi.
 
M.K.: Czym się ksiądz zajmuje w Libii?
 
Ks. T.: Oficjalnie według prawa państwowego pracuje w szpitalu. Jestem kapelanem sióstr. Jestem też proboszczem pewnego regionu. Wszystkich katolików zamieszkujących ten region otaczam opieka duszpasterską. Jest to wielonarodościowa mieszanka, dlatego tez muszę pracować w 3 językach: polskim, włoskim i angielskim. Od 13 lat jestem wikariuszem generalnym diecezji. Z tym związane sa pewne obowiązki na szczeblu diecezjalnym.
Codzienna Msza święta, posługa u sióstr (spowiedź, dni skupienia). Od 25 lat wstaje codziennie o 5 rano. Msze mamy przed 6 bo o 7 siostry zaczynają już pracę w szpitalu. Nawet na urlopie budzę się z piętnaście piąta. Do tego dochodzi praca duszpasterska. W tym roku już nie pracuję w szkole, ale do tej pory uczyłem w szkole. Nie tylko religii, ale pomagałem również w innych dziedzinach.
 
 
strona: 1 2