DRUKUJ
 
Elżbieta Chowaniec
Modląc się słowem...
eSPe
 


 Pismo Święte to żywe słowo, które pada prosto z ust Bożych wtedy, gdy najbardziej tego potrzebujemy, gdy wszystkie inne sposoby na świat zawiodły.

Twoje słowo jest lampą dla moich stóp
i światłem na mojej ścieżce (Ps 119,105).
 
W zaciszu pokoju tak odmiennie, spokojnie. Nie dochodzą tu dźwięki, nie dochodzi gryzący w uszy krzyk. Za progiem nie żądzą już prawa ulicy, żadna hybryda nie wyskoczy niespodziewanie zza rogu; nie muszę już grać, nieustannie przebierać w słowach, uśmiechać się zazwyczaj jedynie do złej gry; nie muszę się bać... Jedynie tutaj nie szukam tylko po to, by nie odnaleźć. Nie pytam, by w odpowiedzi dostać nic albo puste spojrzenie, które pozostawia wszystko w tym samym porządku – beznamiętne, wyżęte z uczucia.
W zaciszy pokoju... Boże, jaka tu samotność! Przecież nie mogę ciągle uciekać, nie mogę wciąż kryć się przed światem w zakamarkach siebie. Tak nie jest wcale dobrze, więc co robić?
 
Synu, jeżeli masz zamiar służyć Panu,
przygotuj swą duszę na doświadczenie!
Zachowaj spokój serca i bądź cierpliwy,
a nie trać równowagi w czasie utrapienia!
Przylgnij do Niego, a nie odstępuj,
abyś był wywyższony w twoim dniu ostatnim.
Przyjmij wszystko, co przyjdzie na ciebie,
a w zmiennych losach utrapienia bądź wytrzymały!
Bo w ogniu doświadcza się złoto,
a ludzi miłych Bogu – w piecu utrapienia.
Bądź Mu wierny, a On zajmie się tobą,
prostuj swe drogi i Jemu zaufaj! (...)
Którzy boicie się Pana, spodziewajcie się dobra,
wiecznego wesela i zmiłowania! (Syr 2,1-9)
 
Obolała, czy nie – muszę stąd jak najszybciej wyjść. Zamiast się chować – nauczyć się walczyć o codzienność. Zamiast biec na połamanie nóg – zatrzymać się i zwyczajnie twarzą do życia odwrócić. Bóg mnie strzeże, za rękę mnie prowadzi; w dodatku sam mnie podnosi, gdy znów twarzą upadnę do ziemi.
 
***
 
Jak cudownie. Nie mogę uwierzyć...Patrząc – widzę. Słuchając – rozumiem. Dotykając – czuję. Myślę, więc sama mogę coś swymi dłońmi stworzyć! Jak to jest możliwe? Czym mogłam sobie na to zasłużyć? Tak niewiele zrobiłam, a właściwie – zupełnie nic. Jedynie jestem, bo Ktoś zdecydował się ofiarować mi dar życia. Dlaczego akurat mnie – nie dowiem się; nie dowiem się też, dlaczego akurat teraz, pośród tych, a nie innych ludzi, w takiej, a nie innej kulturze. Nie dowiem się... Zostaje mi jedynie być wdzięczną. Nawet, jeśli nie wszystko rozumiem, wiem, że tak jest dobrze, bo tak właśnie miało być.
 
Panie, przenikasz i znasz mnie.
Ty wiesz, kiedy siadam i wstaję.
Z daleka przenikasz moje zamysły,
widzisz moje działanie i mój spoczynek
i wszystkie moje drogi są Ci znane.
Choć jeszcze nie ma słowa na języku:
Ty, Panie już znasz je w całości.
Ty ogarniasz mnie zewsząd
i kładziesz na mnie swą rękę.
Zbyt dziwna jest dla mnie Twa wiedza,
Zbyt wzniosła: nie mogę jej pojąć (...).
Ty utkałeś mnie w łonie mej matki.
Dziękuję Ci, że mnie stworzyłeś tak cudownie,
Godne podziwu są Twoje dzieła (z Ps 139).
 
Mam wszystko...
 
Oczy, uszy, dwie ręce i nogi, a każde z nich takie, jak być powinno – doskonale ulepione ręką Pana. Dach nad głową, swoje cztery kąty ogrzane obecnością kochanych i kochających ludzi. Mam rodziców bardziej moich niż kogoś innego i rodzeństwo akurat do podwójnej pary. Przyjaciół na wyciągnięcie ręki, a często też na wysłanie listu. Uśmiechy do kolekcji i gesty warte zachodu. Telefon na zmianę rozdzwoniony i głuchy. Swoją własną drogę tam i z powrotem, albo, jeśli kto woli – stąd dotąd. Na dodatek ulubioną ścieżkę gwiazd na niebie, po której spaceruję, gdy na ziemi już za dużo ludzkich stóp. Mam ciszę – raz boli i krzywdzi, innym razem leczy, a także samotność taką, której nie ma nikt inny, bo jest tylko moja.
 
Mam zabieganie z kroplą potu u czoła, dawanie siebie innym, by także coś dostać. Czas podzielony bardziej niż to konieczne i dlatego właśnie tak krótki i szybki – między jednym a drugim zamknięciem oczu, autobusem, wypitą herbatą, wymówionym zdaniem... I jeszcze mam marzenia błękitne, przybite gwiazdami do nieba – raz spadną, by się nagle spełnić, innym razem uparcie nie spełniają się wcale. Mam wspomnienia, jak czarno-białe i kolorowe zdjęcia – przetasowane, nadszarpnięte, podniszczone łzami i śmiejące się cicho, głośniej, a nawet krzykliwie, jak budzące się na nich słońce gorące radością życia.
Mam wszystko... Dziękuję Ci, Panie, że mam także Ciebie!
 
***
 
Przyjaciel, co znowu szybciej odszedł, niż się w końcu, wymodlony, pojawił. Gorzkie łzy, co musiałam za zbyt wielką ufność zapłacić. Znajomi, co potraktowali, jakby wcale nie znali. Choroba, co przyplątała się niewiadomo skąd, a nikt jej nie prosił. Oblany egzamin. Ktoś, kto rzucił mi w twarz samych bzdur stek... Śmierć, co podeszła zbyt blisko za plecami na palcach i... ten ciągle padający deszcz, jak na głowę spadające z trzaskiem niebo.
 
Dość! Dłużej nie może tak być. Nie mam już sił... Jakikolwiek stawiam krok – upadam, gdziekolwiek wyciągam rękę, otrzymuję siarczysty policzek. Mówię cicho i każdy chce mnie zakrzyczeć, usuwam się w kąt, a nawet tam chcą mnie zadeptać, zdruzgotać, zniszczyć. Cokolwiek otrzymam – natychmiast tracę, czy tak w ogóle może być? Cokolwiek zaczynam, zbyt szybko się kończy.
Gdzie popełniłam błąd, dlaczego Bóg mnie ciągle karze, co zrobiłam nie tak, a może wszystko robię źle? Tak bardzo chciałabym zrozumieć. Czy Jesteś tam, Boże?
 
Szczęśliwy, kogo Bóg karci,
więc nie odrzucaj nagan Wszechmogącego.
On zrani, On także uleczy.
Skaleczy – i ręką swą własną uzdrowi (Hi 5,17-18).
 
Więc to wcale nie o mnie chodzi, więc jednak ma to wszystko swój własny sens? Tak trudno było mi go odczytać, a może – zaakceptować. Panie, ćwicząc, dodaj mi sił!
 

Elżbieta Chowaniec