DRUKUJ
 
Wiesława Stefan
Chcę się zmieniać!
 


Otóż osoby płci żeńskiej rysujemy na tym drzewie w kole; w kwadracie czy prostokącie rysujemy mężczyzn. Osoby nieżyjące – podajemy również powód śmierci – zaznaczamy, przekreślając kwadrat czy koło. Jeśli mężczyzna i kobieta tworzą małżeństwo, to ciągłą linią łączymy kwadrat z kołem. Jeśli doszło do rozpadu małżeństwa (rozwód, separacja), rysujemy ukośną kreskę na tej linii. Przerywaną linią zaznaczamy słabe więzi w rodzinie. Dużą, ciemną kropką zaznaczamy straty dzieci (aborcje, poronienia, urodzenie martwego dziecka, śmierć dziecka w pierwszym roku życia, oddanie dziecka do adopcji zaraz po narodzeniu i straty dzieci w wyniku procedury redukcji zarodków przy zapłodnieniu in vitro). Jest to podstawowa legenda, która ułatwia czytelne narysowanie drzewa genealogicznego. Rysujemy je co najmniej do pokolenia dziadków, a więc: dziadków, wszystkie dzieci dziadków, potem współmałżonków, partnerów dorosłych dzieci, wszystkie ich dzieci, aż do najmłodszego pokolenia. To, jak drzewo będzie wyglądało graficznie, zależy od nas. Na drzewie zaznaczamy też nałogi: jeśli to jest nałóg alkoholowy – A; jeśli to jest uzależnienie od tytoniu – T; narkotyki – N; hazard – H; problemy natury seksualnej zaznaczamy literą S.
 
Jeśli dobrze przyjrzymy się temu drzewu, to zobaczymy, że z pokolenia na pokolenie powtarzają się w rodzinie pewne rzeczy, na przykład pewne choroby, niektóre dramaty. My w jakiś sposób jesteśmy też ich częścią. Podejmując proces zmian, możemy zatrzymać to chorobowe koło w naszych rodzinach. To bardzo trudne przedsięwzięcie, ale jest ono możliwe do zrealizowania. Patrząc na drzewo, dobrze jest wypisać wszystkie przekleństwa i błogosławieństwa w naszej rodzinie. Błogosławieństwem jest wszystko to, co jest powodem do dumy, satysfakcji, co jest dobre: zdolności, talenty, to, co dobrego się o tym mówi (mogą to też być dobrzy dziadkowie). Przekleństwa to powtarzające się konflikty, dramaty, to, co jest powodem wstydu: nałogi, choroby, to, o czym mówi się źle.
 
Patrząc na nasze drzewo, warto się zastanowić, od kogo musiałabym się czegoś dowiedzieć o mojej rodzinie. Obszar niewiedzy jest bardzo różny. Czasami jest tak, że – poza najbliższą rodziną – w kwadratach i kołach w ogóle nie umieszczamy imion, bo ich nie znamy (nie wiemy, ilu mam wujków czy cioć, ilu mamy kuzynów, nie znamy ich imion). Mimo że rodzina jest liczna, to między jej członkami nie ma kontaktów.
 
Warto zadać sobie pytanie, czego powinienem się dowiedzieć o swojej rodzinie na przykład od matki, od ojca, także od osób nieżyjących, bo nie jest ważne, czy fizycznie jestem w stanie zadać pytanie tej osobie, ale ważne jest to, że je wypiszę. To pytania o sekrety i pseudosekrety w rodzinie, rzeczy, o których w rodzinie się nie mówi, czasami przez pokolenia. O co chciałbyś zapytać babcię, mamę, ciocię X. Być może w przeszłości wiele razy miałam ochotę ją o to zapytać, ale nie miałam odwagi. Gdy zaczniemy odkrywać prawdę, nawet tę najtrudniejszą, najbardziej skandaliczną, możemy zacząć lepiej rozumieć sytuację w naszej rodzinie i w naszym życiu. Tylko prawda może nas wyzwolić. Lista pytań, rzeczy, których chcielibyśmy się dowiedzieć o naszej rodzinie, jest pierwszym kluczem do zrozumienia naszego życia. Ważnymi pytaniami, które powinniśmy postawić, są pytania o początek naszej historii: „Mamo, jak to było, kiedy się dowiedziałaś, że jesteś ze mną w ciąży?”. Również tatę warto o to zapytać. To jest początek naszej biografii. Wielu z nas prawdopodobnie nie zna tego początku? Powinniśmy znać początek naszej historii, co czuli i w jaki sposób oczekiwali na nas nasi najbliżsi. To doświadczenie nosimy w sobie, nawet jeśli tego nie wiemy, bo nikt nam o tym nie opowiadał. Drugim ważnym pytaniem jest: „Mamo, ile razy byłaś w ciąży?”. Niektórzy pewnie pomyślą, jak ja mogę mamę zapytać o coś takiego? Czy mam prawo o to pytać? To jest pytanie ważne dla życia każdego z nas – czy mieliśmy rodzeństwo, które zmarło przed narodzeniem. Muszę wiedzieć o rodzeństwie, które się nie narodziło, które straciło życie przed moim narodzeniem lub po moich narodzinach. Moje rodzeństwo musi znaleźć miejsce w tym systemie rodzinnym. To są osoby wykluczone z rodziny, o których się nie mówi, tak jak się nie mówi o samobójcach czy osobach, które są gdzieś w zakładach opieki zamkniętej, o których rodzina nie wspomina, wstydzi się ich, zapomniała o nich. Wszyscy członkowie muszą znaleźć należne im miejsc w rodzinie i w sercach najbliższych. Jeśli tak się nie stanie, będziemy nosić w sobie konsekwencje tych ukrytych wydarzeń w postaci konfliktów, lęków, poczucia winy, braku wiary w dobrą przyszłość.
 
Często pielęgnujemy marzenia o doskonałości naszej rodziny, naszego małżeństwa, naszej wspólnoty, odrzucając zraniony i umęczony świat rodzinny, zraniony związek, niedoskonałą miłość. Pociąga to za sobą ryzyko uwięzienia siebie w ideale, który sami stworzyliśmy. Tkwimy w tym więzieniu i boimy się z niego wyjść. Boimy się rozczarowania, które może być trudnym przeżyciem, odciskającym na nas swoje piętno. Może też być inaczej. Może się ono stać okazją do wewnętrznego pogłębienia i dojrzewania. Chcę powiedzieć, że najtrudniejsza prawda o naszej rodzinie i naszej przeszłości jest lepsza niż kłamstwo, sekret czy temat tabu. Potrzebujemy prawdy o naszej rodzinie. Potrzebujemy znać nasze korzenie. Te sekrety, pseudosekrety w naszej rodzinie są czymś, co nas bardzo przytłacza, czujemy się nimi zmęczeni, nie wiemy, dlaczego, ale tak to działa. Opisując te problemy, niekiedy używam następującej metafory: Pan Bóg chciał, żebyśmy byli orłami, byśmy wzlecieli wysoko. Ale sekrety, pseudosekrety są jak kule na łańcuchach u szpon orła. Nie możemy przez nie poderwać się do lotu. Poznawanie tej prawdy nie jest łatwym zadaniem, ale jest konieczne dla naszego życia, abyśmy potrafili się wzbić wysoko w niebo, jak orzeł. Niektórzy z nas mogą jeszcze nauczyć się latać. A nawet jeśli nie nauczymy się już latać, z powodu naszego wieku, to możemy się poczuć naprawdę wolni.
 
W Ewangelii czytamy: „Poznaj prawdę, a prawda cię wyzwoli”. Wyzwalająca jest również prawda o naszej rodzinie, o naszej przeszłości. Nie jest łatwo się z nią spotkać. Czasami osoby, którym towarzyszę w zdrowieniu, mówią: „No tak, mówiłaś, że dobrze jest odkryć prawdę, a wiesz, jak ja się teraz czuję, kiedy poznałam to wszystko?”. Mówią: „To okropne”. Bo tak rzeczywiście jest. Ten pierwszy moment nie jest łatwy. Chcielibyśmy zaprzeczyć, nie zgodzić się, to przecież nie mogło mnie spotkać. Jest złość, jest bunt – to są naturalne etapy, ale potem przychodzi przyjęcie i pogodzenie się, przebaczenie, i wtedy można zacząć budować dobro. Oto, jak przebiega proces uwalniania. Prawda powoduje, że rzeczywiście zdrowiejemy, przestają nas nękać choroby, na które cierpimy od wielu lat. Mamy poczucie, że jesteśmy mocniejsi emocjonalnie i duchowo.
 
Podczas spotkań w poradni do takiej konfrontacji przygotowujemy się poprzez ćwiczenia w scenkach. Jestem twoim tatą, twoją mama, a ty pytasz: „Mamo, ile razy byłaś w ciąży?”. I odwrotnie: najpierw ja będą tobą i zadam ci pytania, a ty bądź swoją mamą i reaguj tak, jakby reagowała twoja mama. Spotykamy się wtedy z dużym oporem. Czasem trudno jest wypowiedzieć pytanie, a jeszcze trudniej przeforsować świadomość tego, że ja naprawdę potrzebuję to wiedzieć, że to jest ważne dla mojego życia. W odpowiedzi możemy usłyszeć: „W naszej rodzinie o takich sprawach się nie rozmawia, to było dawno i nie warto o tym mówić”. Po co dotykasz tego tematu? Jesteś złym duchem w rodzinie. Możemy się spotkać z oporem, manipulacją, poczuć się winnymi. Nie jest łatwo, ale jednocześnie jest to ogromna szansa na to, by nasze rodziny naprawdę zdrowiały.
 
Wracam to tego pytania, które postawiłam na początku: Czy chcę się zmieniać i dlaczego chcę się zmieniać? Czy jestem gotowy poznać prawdę? Czy chcę uczyć się kochać? Z tej wiedzy o mnie, o moich korzeniach, o moim pochodzeniu, o początku mojej historii – z tego wszystkiego wynika istotna prawda o mnie, kim jestem, skąd pochodzę i jakie były moje początki, jakie konflikty i problemy mojej rodziny noszę w sobie. Muszę stanąć z nimi twarzą w twarz, muszę się z nimi zmierzyć. Tego właśnie potrzebuję. Potrzebujemy odwagi w tym procesie poznawania prawdy i własnych korzeni.
Prośmy Pana Boga, aby dał nam siłę i odwagę w poznawaniu prawdy o naszych rodzinach i o nas samych. Pamiętajmy, że wszyscy potrzebujemy korzeni i skrzydeł.
 
Wiesława Stefan
 
Zapis konferencji z sesji formacyjnej wygłoszonej przez doktor Wiesławę Stefan w Centrum Formacji Duchowej Salwatorianów w Krakowie.
   
 
strona: 1 2 3