DRUKUJ
 
ks. Andrzej Maryniarczyk
Religia wobec pseudoreligii
Cywilizacja
 


 
 Prasa polska publikuje sporo artykułów na temat "inwazji" różnego rodzaju sekt, nieformalnych grup religijnych, instytutów, praktyk hinduistycznych, ośrodków wiedzy tajemnej, grup okultystycznych itp. Przytaczane zaś dramatyczne relacje zrozpaczonych rodziców, którzy w grupach tych bezskutecznie poszukują swych zagubionych dzieci, oraz ich beznadziejne starania, by je odzyskać, pobudzają do szerszej refleksji na ten temat.
 
Zagrożenia religijności
 
W Polsce znane są ze swej różnorakiej działalności między innymi takie grupy, jak: Misja Boskiej Światłości, Świadkowie Jehowy, Kościół Zjednoczeniowy Moona, Antrovis – Centrum Odnowy Życia i Ludzi, grupy buddyjskie, Domy Dzieci Bożych, Instytut Wiedzy o Tożsamości „Misja Czajtanii”, Komitet Pokoju Sri Chinmoya, „Niebo” czyli Leczenie Duchem Bożym, wyznawcy Hare Kriszny, Misja Tomakriszny, Wielka Loża Dalekiego Wschodu, Międzynarodowe Towarzystwo Świadomości Kriszny i inne.
 
Sekty te oraz orientalne grupy parareligijne są eksportem z USA, Francji, Indii i innych krajów Dalekiego Wschodu. Są one w większości sponsorowane przez bliżej nieokreślone centra i mają ściśle określony cel swej działalności. Najczęściej celem tym jest rozkład tradycyjnej duchowości chrześcijańskiej, a zwłaszcza katolickiej. W czasach PRL-u podobną funkcję pełniły odpowiednie departamenty Ministerstwa Spraw Wewnętrznych oraz Urząd ds. Wyznań. Dokonywało się to przez programowe niszczenie wszelkich oznak życia duchowego i religijnego i zastępowanie ich różnego rodzaju „surogatami” religijności państwowej: celebracją świąt państwowych, wydarzeń sportowych, kultem bohaterów itp.
 
Inwazja i popularność sekt czy grup parareligijnych często wykorzystywana jest przez niektórych polityków, a także zwolenników tzw. światopoglądu naukowego jako argument przeciw religii w ogóle, zaś przeciw religii katolickiej w szczególności. W związku z tym ukazuje się religię jako element zniewalania człowieka i podkreśla, że państwo, a także instytucje szkolne oraz całe wychowanie obywatelskie powinno być właśnie laickie, bo tylko to gwarantuje spokój religijny i wyznaniowy. Sprawę religii spycha się więc do sfery życia prywatnego obywatela.
 
Problem jednak wydaje się być o wiele głębszy; jest to bowiem problem człowieka jako takiego. Człowieka, który w swych egzystencjalnych poszukiwaniach gubi się i wikła. Stąd ani upolitycznienie tego problemu, ani tym bardziej proste recepty typu zakazu czy nakazu nie wydają się być słuszne. Religia bowiem „jest jedną z najgłębszych i najdonioślejszych spraw ludzkich, która wywiera przemożny wpływ nie tylko na postępowanie człowieka, ale także i na jego działanie i dzieła; na ludzką pracę i jej skutki. Żadne bowiem z przeżyć nie ogarnia człowieka tak wszechstronnie, jak przeżycie religijne. Żadne z ludzkich przeżyć nie wzbudziło i nie wzbudza tyle emocji, niemal namiętności, co właśnie religia, która bywała i bywa motorem niewiarygodnych ludzkich przedsięwzięć”[1].
 
Sfery religijności nie można więc nie doceniać czy wręcz lekceważyć. Nierozwijana właściwie, może się stać łatwą „żertwą” różnego typu „szarlatanów”, „boskich działaczy” czy „sezonowych proroków”. To oni z łatwością wkradają się podstępnie w tę tak delikatną sferę życia osobowego, niszcząc ją, a nierzadko degenerując. Działalność ta, jeśli zatacza coraz szersze kręgi, staje się niebezpieczna nie tylko dla pojedynczego człowieka, lecz także i społeczeństwa, i kultury.
 
Tam bowiem, gdzie zagrożony jest pojedynczy człowiek w swym bycie osobowym, tam zagrożona jest też i społeczność, w której on żyje i realizuje się, tam wystawione jest na zagrożenie dobro wspólne. Obywatel, który jest niezdolny do pracy, do nauki, do tworzenia dobra wspólnego, obywatel, który przypomina „robota”, kogoś, kto jest „ubezwłasnowolniony”, „zdalnie sterowany” (takie opinie o swoich dzieciach, które znalazły się w sektach, wydawali rodzice[2]), nie może być podmiotem życia państwowego.
  
 
strona: 1 2 3