DRUKUJ
 
ks. Paweł Sobierajski
Podzieliła nas miłość
materiał własny
 


Podzieliła nas miłość
WIELKI POST 2001 - część 4

Apostołowie żyli z Jezusem, widzieli Jego cuda, doświadczali mocy Jego słowa, przeżyli skandal krzyża i poranek Zmartwychwstania. A jednak do momentu Zesłania Ducha Świętego trudno ich nazwać chrześcijanami. Ogarnięci strachem, obawami i niepewnością, nie byli w stanie jako wspólnota wyjść do świata i głosić Dobrą Nowinę. Czy w dzisiejszym Kościele Jezusowym nie istnieje podobna sytuacja? Wielu katolików nie czuje się predysponowanych, ba, wstydzi się i lęka głosić w swoim otoczeniu Jezusa. Twierdzi się nawet, że wiara jest sprawą prywatną i nie należy zbyt często o Bogu mówić. Także jako wspólnota stanowimy dla świata raczej antyświadectwo. Może zatem, Ducha Świętego nie ma już w Kościele Katolickim?

Dramat wieczernika

Powróćmy na chwilę do Wieczernika. Na czym polegało nieszczęście i dramat tego miejsca, pamiętającego jeszcze Wieczerzę Paschalną i wielką miłość Boga, która klękała przed każdym apostołem umywając mu nogi i całując stopy. Ewangelia komentuje to krótko: gdy drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami. Tu nie chodziło tylko o Żydów na zewnątrz. Tu chodziło o jawne żydostwo, które odrodziło się w uczniach. Oni się bali siebie nazwzajem. Prawda krzyża zweryfikowała ich miałkie chrześcijaństwo. Przecież Piotr już nigdy sobie nie zaufa. On stary, doświadczony człowiek, na pytanie zwykłej oddźwiernej, zdecydował się Bogu prosto w twarz powiedzieć NIE. Głupi kogut udowodnił mu, że jest człowiekiem bez wartości, bez kręgosłupa. Piotr siedzi w wieczerniku i sam sobie nie ufa, i nikt z pozostałych nie ufa mu także.

A w jakiej sytuacji jest Tomasz, w jakiej sytuacji są wszyscy apostołowie? W jakiej sytuacji są Ci, którzy widzieli liczne cuda i znaki, którzy pamiętają rozmnożony chleb i ryby, którzy byli uratowani na jeziorze? Nie ma już wspólnoty, oni się boją siebie, bo skoro zdarzył się jeden Judasz za trzydzieści srebrników, może zdarzyć się następny za sześćdziesiąt, za sto. Żydom bardzo zależało na tym aby wykończyć tę sektę. Najbardziej jednak boją się, iż prawda o zmartwychwstaniu może się zrealizować. Jeżeli Jezus zmartwychwstał, to zaraz tu będzie i co wtedy powie na powitanie: Bardzo mi przykro panowie, ale nie nadajecie się. Szkoda, że dowiedziałem się o tym dopiero po trzech latach. Pamiętali Jezusa z biczem w świątyni, i łatwo mogli sobie wyobrazić, że i teraz nie będzie skąpił swej ręki. Nowy bicz ukręci i autentycznie ich powybija.

W tę sytuację wchodzi Jezus. Przerażenie sięga zenitu. A On do nich mówi: Pokój Wam weźmijcie Ducha Świętego. Nagle wszystko się przemienia. Odbijają się od trampoliny swego przerażenia i w jednym momencie przenoszą się w przestrzeń niesłychanej radości i szczęścia. Odczuwają w sobie wielkie wewnętrzne parcie, aby iść do ludzi i głosić. Oni prości ludzie, zniszczeni prawdą o Chrystusowej śmierci, z wiarą mniejszą od ziarnka gorczycy, oni duchowo karłowaci, wylęknieni, zastraszeni sobą, nagle odzyskują wiarę we własne siły i wychodzą do mędrców tego świata. Nawiązują się nowe relacje przyjaźni między nimi i ze zwyczajnej grupy jedenastu zaczyna powstawać prawdziwa Wspólnota. Od tej chwili już będą zawsze razem. Będą nauczać razem, będą cierpieć razem. Będą mieli wspólne dobra, posiadłości. Wspólne będą modlitwy i Eucharystie. Wszystko będzie wspólne.

Wspólnota wspólnot

Czy dzisiejsze ciało Kościoła jest dowodem na to, że Duch Święty nas opuścił, że nie jesteśmy jako Kościół wspólnotą. Nie można generalizować, ale jest faktem, iż nie ma wspólnoty wśród wyznawców Boga, nie ma wspólnoty wśród wyznawców Chrystusa. Trzeba przyznać nie bez wstydu, że w dzisiejszym świecie jesteśmy antyświadkami, jesteśmy publicznym zgorszeniem, gdyż ciągle jesteśmy podzieleni. Podzieliła nas miłość, źle zrozumiana, źle odczytana, miłość, którą chcieliśmy mieć na własność. Szansą dla całego Kościoła, szansą dla każdej parafii, szansą dla każdego chrześcijanina są małe wspólnoty, które będą miejscami autentycznego przebaczenia i autentycznego zaangażowania. Nie da się dzisiaj inaczej myśleć o parafii jak o wspólnocie wspólnot. Nigdy jednak nie stworzymy nawet małej wspólnoty, jeżeli nie zadbamy o konkretnego człowieka. Jeżeli nie podsycimy w człowieku tego przekonania: Jesteś - Potrafisz - Możesz i Umiesz. Jeśli chcesz Przyjdź. Nie obawiaj się, że angażując się w życie wspólnoty zaniedbasz swoje obowiązki w domu, pracy, w szkole. Bywa niekiedy tak, że na pewien czas trzeba poświęcić szczęście jednej wspólnoty jaką jest dom rodzinny, by budować inną. Z jednej wspólnoty możesz być wyrwany i przeniesiony do drugiej byś tu działał. Ale do tamtej powrócisz. Powrócisz, ze Słowem, z Mocą, z Bogiem. Powrócisz jako głosiciel. Powrócisz do rodziny. To nie jest tak, że nikt kto kocha ojca i matkę nie może być moim uczniem, ale: nikt kto kocha ojca i matkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien.

Żyć tylko dla ojca i tylko dla matki, żyć tylko dla rodziny, to za mało. Chrześcijańska miłość nie realizuje się na linii prostej: Ja - bliźni, ona wypełnia sobą trójkąt: miłość do bliźniego, która nie traci z oczu Boga, i miłość do Boga, która nie traci z oczu bliźniego. Kochaj ojca, kochaj matkę, ale mnie kochaj także. To pozwoli ci dojść do tysiąca ojców, do tysiąca matek, pozwoli ci dojść do tysiąca innych rodzin. Piotr tak czy inaczej wróci do swojej rodziny. Będzie się ona nim szczycić, będzie przez niego nawrócona, będzie zbawiona dzięki działalności swojego ojca. To jest powrót. Nie z tym co zwykłe, co ziemskie. Takie rzeczy mogą dać wszyscy. Ale powrót z miłością, dobrocią, pojednaniem, pokojem, ewangelią. Nie po to żeby łajać, ganić, krytykować, ale po to, żeby pociągać, przemieniać. Gdyby było inaczej, gdyby dzień powołania człowieka do wspólnoty miały przeklinać dzieci, żona, matka czy ojciec, to nie byłoby to powołaniem do wspólnoty, ale rozbijaniem Kościoła.

Nigdy nie rezygnujmy z tego co zwykłe, co ludzkie. Zamiast prawić w swoich domach kazania, zacznijmy żyć po chrześcijańsku, nie czekać na pomoc ale pomagać, nie czekać na miłość ale miłować, nie czekać na przebaczenie ale przebaczać. W ten sposób, przez małe rzeczy, będziemy na co dzień obumierać i przynosić obfity plon naszego chrześcijaństwa. Bóg nie wymaga od nas wszystkich wielkich dzieł, charyzmatycznych modlitw, teologicznych kazań, akcji ewangelizacyjnych na ogromną skalę. Nasz Wielki Bóg umiłował to co małe. Czy ten człowiek, który przez całe swoje życie, gdzieś tam w domowym kąciku śpiewa sobie godzinki i nawet nie wie o czym śpiewa, czy ten człowiek, który umie tylko jedno Zdrowaś Mario, i jedno Ojcze Nasz, ale pracował solidnie i nigdy nie zdradził swojego człowieczeństwa, czy ten człowiek nie zasługuje na Niebo? On już jest Niebem...

opracował Andrzej Gołąb
www.kerygmat.Jezus.pl