DRUKUJ
 
ks. Zbigniew Kapłański
Wejdź do radości
Droga
 


A jaki sens ma żałoba narodowa?
 
To jest znak solidarności z ofiarami jakiegoś kataklizmu, wypadku. Tak się też wyraża współczucie osobom, które doznały strat. My rezygnujemy z rozrywek, aby komuś nie było przykro. Pamiętamy też żałobę po śmierci Jana Pawła II. Jest zrozumiałe, że takie chwile skłaniają do refleksji. Wtedy też obowiązuje zakaz organizowania imprez rozrywkowych.
 

Jeden z moich kolegów jest w klasie maturalnej, ma w styczniu studniówkę, a we wrześniu zmarła jego babcia. Pytaliśmy go, czy weźmie udział w studniówce, a on powiedział, że właśnie nie wie. Co by mu można doradzić?
 
Mówiliśmy już, że w tym temacie nie ma żadnych konkretnych nakazów. Tu potrzebne osobiste wyczucie. Dawniej był zwyczaj, że po śmierci współmałżonka żałobę zachowywano przez dwa lata, po śmierci któregoś z rodziców albo dziecka - rok, a po śmierci kogoś z dziadków czy z rodzeństwa - pół roku. W różnych okolicach były w tym względzie nieco odmienne zwyczaje. Zwykle doradza się danej osobie, aby się zastanowiła, czego by pragnął ten zmarły człowiek. W przypadku tego maturzysty - jak by chciała jego babcia. Musi on jednak sam sobie zadać pytanie, czy będzie chciał tańczyć kilka miesięcy po jej pogrzebie. Na pewno ma też znaczenie ich relacja - im był bliżej zaprzyjaźniony z babcią, tym dłużej pozostaje zrozumiały smutek. Potrzebny jest czas, aby poukładać sobie życie na nowo. Dodam, że spotkałem się z taką praktyką, że dana osoba idzie na zabawę, czasem na ślub, jakiś jubileusz, by zaznaczyć, że szanuje, ceni człowieka czy ludzi biorących w tym udział. Po niedługim czasie ten ktoś, kto jest w okresie żałoby, spokojnie odchodzi i nikogo to raczej nie dziwi - on sam nie ma nastroju do tańców, a jednocześnie nie chce swoim ciemnym ubraniem, skojarzeniami ze smutkiem "psuć" innym zabawy.
 

A co my w ogóle wiemy o życiu po śmierci?
 
W sumie dość niewiele. Wierzymy, że Pan Jezus przyszedł na świat, aby otworzyć nam zamkniętą przez grzech pierworodny drogę do zbawienia, do Domu Ojca. To wyraźnie widać z Jego obietnic. Mówił o zbawieniu jako nagrodzie dla sprawiedliwych i dla tych, którzy żałują za popełnione w życiu zło. Mówił o potępieniu dla zuchwałych. Mówił o sądzie Bożym. Rozradował się chwałą Ojca, gdy zobaczył w wizji otwarte niebo. Ale znacznie więcej mówił o tym, jak mamy odnosić się do bliźnich, jak się modlić, jak walczyć z pokusami. Jest dość zrozumiałe, że ogarnia nas ciekawość w tym względzie, ale szczegółów dowiemy się po naszej śmierci.
 

Niektórzy ludzie mieli jakieś wizje nieba czy piekła, czy mamy w to wierzyć?
 
Nigdy Kościół nie kazał wierzyć w tzw. "objawienia prywatne", nawet jeśli zostały one uznane za prawdziwe. Jako prawdy "podawane do wierzenia" uznaje się tylko Objawienie Publiczne, czyli to, co wynika z Pisma Świętego i nauczania Kościoła pierwszych wieków, czyli z Tradycji. Zauważmy, że nasze wyobrażenia związane ze zbawieniem i potępieniem są często wynikiem oglądanych obrazów czy przeczytanych książek, a takie artystyczne czy literackie przybliżenia nie są przecież natchnione przez Ducha Świętego - są to pewne propozycje, "modele", ale nie prawdy wiary.
 

Czasami coś opowiadają osoby, które wywoływały duchy. Ale mam związane z tym pytanie. Otóż parę tygodni temu na którymś z portali internetowych pojawił się temat wywoływania duchów. Zacząłem czytać i jedna rzecz mnie bardzo zdziwiła. Wszyscy wiemy, jak wypowiadają się internauci - często ponad połowa wpisów to sarkastyczne uwagi, wyśmiewające albo co najmniej krytykujące każdą wypowiedź, każdy wpis. W tym temacie jakoś dziwnie tylko jedna osoba próbowała trochę kpić, ale zaraz inni ją skarcili. Prawie wszyscy wypowiadali się z lękiem, niektórzy mówili o napełniających grozą przeżyciach. Czy da się to jakoś skomentować?
 
Tu Kościół jest zupełnie jednoznaczny. Zawsze praktyki spirytystyczne były zakazane. I to właśnie dlatego, że możliwe jest nawiązanie kontaktu z duchami - wymyka się to jednak zupełnie naszej kontroli i najczęściej daje znać o sobie zły duch, któremu zupełnie nie zależy na zaspokojeniu naszej ciekawości - on chce wprowadzić człowieka w stan niepokoju, zachęcić do zła, a może nawet poprowadzić drogą grzechu, strachu, zwątpienia, rozpaczy. Prawdopodobnie wielu ludzi, lekceważąc zakaz Kościoła, próbuje uczestniczyć w takich praktykach, a potem zwykle niechętnie o tym opowiada, bo przeżycia były - delikatnie mówiąc - niemiłe. Pamiętajmy o tym, że jeśli Pan Bóg chciałby, aby ktoś ze zmarłych nam coś oznajmił, to nie potrzebuje naszego zaproszenia, a już na pewno nie będzie spełniał naszych poleceń, rozkazów. Znamy takie sytuacje, że ktoś ze zmarłych w jakiś - zwykle czytelny sposób - prosi o modlitwę, o odprawienie Mszy Świętej, czasem o wypełnienie podjętych przez niego za życia zobowiązań. Ale w takich wypadkach najczęściej nie ma żadnej wątpliwości, że to jest prośba wypowiedziana za zgodą Pana Boga. I takim przeżyciom nie towarzyszy niezdrowy lęk, najwyżej silne wrażenie, jakie ze zrozumiałych względów pojawia się zawsze wobec świata nadprzyrodzonego.
 

A takie "dziwne pytanie": Czy w niebie są zwierzęta?
 
Nie jest ono takie dziwne, skoro pojawia się właściwie od początku chrześcijaństwa. Nie ma na nie jednak jednoznacznej odpowiedzi. Pamiętajmy, że Objawienie Boże obejmuje to, co nam jest niezbędne do zbawienia, ten temat Pan Bóg mógł sobie spokojnie zachować jako "teren do sprawiania zbawionym niespodzianek". Można dodać, że święty Franciszek z Asyżu, a z dzisiejszych czasów niedawno zmarły ksiądz Jan Twardowski, byli stuprocentowo pewni, że zwierzęta w niebie są - zwłaszcza, jeśli komuś z ludzi byłoby to potrzebne do szczęścia. Nie jest to jednak prawdą wiary, można "prywatnie" mieć tu swoje przekonania.
 

A co w tym temacie jest najważniejsze?
 
Tu na szczęście nie ma żadnej wątpliwości. Najważniejsze jest nasze czuwanie. Nie chodzi oczywiście o pełne lęku wypatrywanie wroga, ale o zaprzyjaźnienie się z Panem Jezusem i troska, aby ta przyjaźń nigdy nie osłabła. Wiele fragmentów Ewangelii mówi o takiej zdrowej czujności, o gotowości na spotkanie z Panem Jezusem w każdej chwili. Wiele razy słyszałem podczas rekolekcji zdanie, że każdy dzień powinienem przeżywać tak, aby to mógł być ostatni dzień mego życia. To jest właśnie pokój w Panu i trochę przedsmak nieba.
 
ks. Zbigniew Kapłański
 
 
strona: 1 2