DRUKUJ
 
Mark Nowakowski
W jeziorze nadziei
Cuda i Łaski Boże
 


 - Poza kapłaństwem i naturą miłość, którą nas Bóg codziennie obdarza przejawia muzyka i wszystkie sztuki piękne – mówi Mark Nowakowski, młody kompozytor ze Stanów Zjednoczonych, z którym spotykam się w Krakowie. -Muzyką chcę służyć. Ona jest we mnie i Bogu ją oddaję. Bóg lubi, kiedy z Nim pracujemy - dodaje i wie o czym mówi.
 
Rodzice Marka poznali się w Chicago, dokąd wyemigrowali w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Sytuacja polityczna spowodowała, że zdecydowali się zostać i pomagać pozostałej w Polsce rodzinie. Tęsknili za Polską, pielęgnowali polskie tradycje, a dzieci, które urodziły się już w Stanach nauczyli języka polskiego i sprawili, że one także pokochały Chopina, Jana Pawła II, brzmienie polskiej muzyki ludowej i polskiej Mszy świętej.
 
Zagubienie
 
Mark był upartym i dociekliwym dzieckiem. -Wnikliwie obserwowałem świat i ludzi. Krytycznie osądzałem ich zachowania. Zadawałem pytania, na które ani rodzice ani środowisko nie potrafili mi odpowiedzieć- wspomina. Uczęszczał do katolickich szkół przez dwanaście lat. Uczył się teologii i filozofii. Zauważył, że ludzie postępują inaczej niż mówią. -Widok obłudy i hipokryzji bardzo mnie zranił. Dzisiaj wiem, że hipokryzja jest normalnym zjawiskiem w każdym środowisku. Człowiek nie może osądzać wiary przez pryzmat zachowań ludzkich. Sam często jestem hipokrytą nawet dzisiaj– mówi Mark.
Wówczas przestał chodzić do kościoła, lecz nie przestał się modlić słowami: „Boże, prowadź mnie dobrą drogą i pokaż mi wiarę prawdziwą”.
Czytał o wszystkim: o judaizmie, o buddyzmie, o pogaństwie. Próbował różnych sposobów medytacji, bo chciał dobrze żyć w zgodzie z sobą i światem.
 
Nie miał racji
 
Pierwszym człowiekiem, który potrafił odpowiedzieć na pytania Marka był jego najlepszy i najmądrzejszy kolega, który odrzucił propozycję darmowego studiowania chemii na Uniwersytecie Harvard i wstąpił do seminarium Kapłańskiego Bractwa Świętego Piotra. Decyzja kolegi była dla Marka szokiem. Nie rozumiał jej. Rozmawiali długie godziny. - Moje poglądy i przemyślenia, które uznawałem za głębokie i nie do obalenia on cierpliwie i z łatwością odkrywał, jako pełne naiwności i wykazujące braki podstaw katechetycznych. Bardzo mnie to denerwowało, ale również mobilizowało do dalszego poszukiwania dowodów, że wiara w Chrystusa jest fałszywa. Jedno jego zdanie zapamiętałem bardzo wyraźnie: „Tyle czytasz o innych religiach... Jeśli naprawdę chcesz prowadzić głębokie rozmowy, to poczytaj też o religii twojego dzieciństwa – bądź intelektualnie odważny i godny. Jeśli jesteś mężczyzną, to wrócisz, i rozpoczniesz od wiary, w której wyrosłeś. Wtedy sam się przekonasz”. Wtedy zacząłem czytać Pismo Święte, św. Tomasza z Akwinu, książki Jana Pawła II, uczęszczać na spotkania biblijne. Pamiętam szczególnie ten moment, kiedy czytając „Przekroczyć próg nadziei” Vittorio Messori odłożyłem książkę i powiedziałem: nie mam racji. Studiując na Uniwersytecie Colorado, znalazłem się w grupie FOCUS, w Zgromadzeniu Studentów Katolickich USA. Wśród tych młodych ludzi z energią i nadzieją dążących do świętości nawrócenie intelektualne stało się nawróceniem serca. Zrozumiałem też, że muzyka, którą naprawdę miłuję, która mnie podnosi, otwiera drzwi duchowe, jest oparta na chrześcijaństwie, na katolicyzmie. Pokonałem swoja pychę i poszedłem do spowiedzi. Pierwszej od dziesięciu lat. Teraz spowiedź i Eucharystia są dla mnie ogromną radością – wspomina Mark.
 
Niezapomniane dziesięć sekund
 
Jedynym wzorem, nawet wówczas kiedy wszystkiego odmawiał chrześcijaństwu, pozostawał dla niego Jan Paweł II. - Myślałem: człowiek nie może być aż tak doskonały! Chciałem Go poznać. Przyjechałem do Europy i pojechałem sam do Rzymu. Pan Bóg postawił na mojej drodze ludzi, którzy umożliwili mi spotkanie z Janem Pawłem II. To było dziesięć sekund życia, które wszystko zmieniły. Jakbym wskoczył w jezioro nadziei. Kiedy klęczałem przed Papieżem i ten Święty człowiek na mnie spojrzał, zapomniałem o wszystkim, nie powiedziałem nic z tego co zamierzałem, tylko niezdarne: „Ojcze Święty, kocham Ojca Świętego i napisałem tę muzykę ...– wręczyłem nuty „Medytacji o Miłosierdziu”. Jak odszedłem, nie wiedziałem co ze sobą zrobić – opowiada młody muzyk, dodając: - Dzisiaj jestem wierzącym człowiekiem. Modlę się i ciężko pracuję. Nie muszę mówić w co wierzę, moja muzyka to pokaże. Za nadmiar symboli chrześcijańskich w mojej pracy magisterskiej zostałem zaatakowany. Skomponowałem muzykę do archiwalnych zdjęć Polaków katolików - ofiar II wojny światowej. Film pt. ”Krew zapomniana” pokazuje piękne, uśmiechnięte dziewczyny z partyzantki, zburzoną Warszawę i kruche piękno, które tak łatwo może być zniszczone przez złych ludzi. To wiara dała mi odwagę wybrać niepopularny, ale swój własny język muzyczny, pochodzący z Kościoła. Zostałem kompozytorem, który pisze przez Boga i dla Boga – pięknie wyznaje.
 
Podbudowuje duszę
 
Mark wspomina jeszcze Częstochowę, gdzie był po raz pierwszy zeszłego roku, Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach, które odwiedził w dniu Matki Boskiej Częstochowskiej, pobyt w Auschwitz, witraże w Bazylice Franciszkańskiej. - Jeden dzień w Krakowie wystarczył, żebym się w tym mieście zakochał. Powracam tutaj, kiedy mogę, Pobyt tutaj podbudowuje duszę – widzę to po jego uśmiechu. Mark jest jednocześnie silny i delikatny, pewny siebie i wrażliwy, spokojny, ale czujny. Jego muzyka wyraża tęsknotę duszy, jest modlitwą i wołaniem o miłosierdzie. Pokazuje, że ufność do Stwórcy podnosi naszą godność, a jej brak powoduje, że nikczemniejemy.
 
Mark przestrzega przed złą muzyką. - Ta kolorowa i wesoła trucizna niszczy człowieka. To nieprawda, że oślepiające światła i głośna muzyka jest potrzebna, jako antidotum na trudy życia. Ta muzyka nie podnosi duszy do Boga i nie uspokaja, tylko pozornie zagłusza ból. Pragnienie piękna i dobra nie zostaje zaspokojone. Prawdziwa muzyka wszystko odkrywa i nadaje życiu sens. Dociera głębiej.
 
Mark jako kompozytor czuje się odpowiedzialny za zachowanie człowieczeństwa w muzyce. Swoją muzyką chce pomagać ludziom w odkrywaniu czegoś lepszego i większego niż własne ego lub kultura materialna.
- Dzisiaj trudno zachować czystą duszę, czyste oczy. Jak gubię w sobie ten wizerunek mojego Zbawiciela, wówczas oglądam „Pasję” Mela Gibsona.- wyznaje.
- Z doświadczenia Amerykanina, którego Kościół jest codziennie atakowany widzę jak diabeł atakuje polski Kościół. Musimy żyć pięknie i autentycznie, pokazując Chrystusa w swoich codziennych kontaktach z ludźmi. Musimy tworzyć miejsca, gdzie Chrystus panuje naprawdę, bo tylko wtedy nawet najgorsze ludzkie „głupoty” zostaną przemienione w coś lepszego. A ja napiszę do tego muzykę!- mówi.
 
God bless you!
 
Mark Nowakowski