DRUKUJ
 
Bernadeta Kruszyk
Święty królów i biedaków
Przewodnik Katolicki
 


 
Z ks. Marianem Aleksandrowiczem, historykiem Kościoła, dyrektorem Archiwum Archidiecezjalnego w Gnieźnie, rozmawia Bernadeta Kruszyk
 
 Jak wyglądał św. Wojciech?
 
– Nie wiadomo. Nie zachowała się żadna podobizna, żaden opis wyglądu męczennika. Zwykle przedstawiany jest jako szczupły, brodaty mężczyzna z księgą i krzyżem albo wiosłem w dłoni. Czy rzeczywiście nosił brodę i nie miał nadwagi? Tego pewnie nigdy się nie dowiemy.
 
Czy Bolesław Chrobry, wykupując ciało Wojciecha z rąk Prusów, przewidywał, że czyn ten tak bardzo zaważy na przyszłości młodego Kościoła i państwa polskiego?
 
– Chrobry był rozsądnym władcą i miał prawdopodobnie równie mądrych doradców, niewykluczone więc, że pewnych korzyści się spodziewał. Ale czy aż takich? Faktem jest, że z wykupem ciała Wojciecha nie czekał i jeśli wierzyć niektórym żywotom, zapłacił za nie tyle złota, ile ważyło. Druga rzecz. Po przywiezieniu ciała do Gniezna złożył je w kościele na Wzgórzu Lecha, w ozdobnym ołtarzu, czyli tam, gdzie zwykle składano relikwie świętych. Należy dodać, że Wojciech został kanonizowany dopiero dwa lata później. Wtedy również papież Sylwester II ustanowił pierwszą polską archidiecezję i metropolię ze stolicą w Gnieźnie.
 
Czy gest Chrobrego można uznać za pierwszy przejaw kultu męczennika?
 
– Tak. Było ich zresztą więcej. Przyjaciel Wojciecha, młody cesarz Otton III, gdy tylko dowiedział się o śmierci biskupa, założył klasztor pod jego wezwaniem w Akwizgranie. Było to latem 997 roku. Później ufundował jeszcze wiele kościołów i klasztorów, m.in. w Perum pod Rawenną i w Rzymie na wyspie rzeki Tybr. Z tym ostatnim miejscem wiąże się piękny, choć zapomniany dziś zwyczaj. Otóż polscy pielgrzymi przybywający do Wiecznego Miasta, zanim wyruszyli do Bazyliki św. Piotra, modlili się właśnie w tym kościele. Wracając jednak do kultu św. Wojciecha. Dzięki Ottonowi III, a także żywotom, kult męczennika począł się rozwijać także w Niemczech, Włoszech, na Węgrzech, a później również w Czechach. W Polsce jego głównym ośrodkiem było oczywiście Gniezno, a także kościoły, którym Bolesław Chrobry podarował relikwie męczennika, m.in. w Poznaniu, Kaliszu i Krakowie.
 
Czy to nie paradoks, że kult św. Wojciecha był najżywszy w miejscu, gdzie spędził zaledwie kilka dni, a tam, gdzie się urodził i wychował, praktycznie o nim zapomniano...
 
– No cóż... Podobno nikt nie jest prorokiem we własnym kraju. Wojciech jeszcze jako biskup nie znalazł w Czechach zrozumienia. Naraził się wielu możnym i opuszczał swoją ojczyznę strapiony i zniechęcony. Tak naprawdę jego kult rozwinął się w Czechach mniej więcej 40 lat po kanonizacji, gdy Brzetysław przywiózł do Pragi relikwie męczennika zrabowane z katedry w Gnieźnie. Siłą rzeczy w Gnieźnie ten kult wówczas osłabł, ale nie na długo. Źródła pisane donoszą, że wraz z odbudową katedry, na nowo odżyła cześć dla męczennika. Dowodem na to jest choćby nota w najstarszej polskiej kronice o tym, jakoby Wojciech pod postacią zbrojnego jeźdźca uratował pewien gród przed najazdem Pomorzan.
 
Do grobu św. Wojciecha pielgrzymowali maluczcy i wielcy. Wszyscy kojarzą rok 1000 i pielgrzymkę Ottona III. Mało kto wie jednak, że w Gnieźnie modlili się niemal wszyscy średniowieczni polscy władcy.
 
– To prawda. Przybył tu m.in. Bolesław Krzywousty dręczony wyrzutami sumienia po zgładzeniu swojego brata Zbigniewa. Jak odnotował kronikarz, wszedł do miasta pieszo, modląc się i płacząc. Ubogim rozdał hojną jałmużnę, a katedrze podarował bogate dary. Kazał też wybić specjalną monetę, na której przedstawiono go korzącego się przed św. Wojciechem, który położył na jego głowie swoją dłoń. Do grobu św. Wojciecha przybywali też licznie książęta piastowscy w wieku XII i XIII. Dokumenty wystawione przez nich w tym okresie świadczą o tym, że już wówczas rocznicę śmierci patrona Polski obchodzono w sposób uroczysty. Szczególnie często pielgrzymował do grobu św. Wojciecha Bolesław Pobożny i Przemysł II. U grobu męczennika modlił się również Władysław Jagiełło po wygranej bitwie pod Grunwaldem. On również wszedł do miasta pieszo. Ofiarował wówczas jako wotum ołtarzyk polowy zdjęty z piersi poległego na polu bitwy wielkiego mistrza Ulricha von Jungingena. Ostatnim z władców, którzy pielgrzymowali do grobu świętego, był Zygmunt III Waza. Wstawiennictwu św. Wojciecha polecali się także kolejni polscy monarchowie. Zacny Zygmunt Stary, stojąc wobec zagrożenia tureckiego, oświadczył ponoć, że zamiast liczyć na pomoc obcych mocarstw, woli liczyć na orędownictwo św. Wojciecha.
 
Bernadeta Kruszyk