DRUKUJ
 
Mieczysław Ryba
Chrześcijańska odpowiedź na światowy kryzys
Obecni
 


 Dla wielu obserwatorów obecny światowy kryzys gospodarczy w dużym stopniu przypomina kryzys z końca lat trzydziestych dwudziestego wieku. Tak wówczas, jak i dziś przyczyną globalnego załamania są spekulacje giełdowe lub finansowe prowadzone na niewyobrażalną skalę. W odpowiedzi na zapaść lat trzydziestych pojawiło się cały szereg pomysłów, niestety, w wielu wypadkach pomysłów oferowanych przez totalitarne ideologie socjalistyczne (narodowy socjalizm w Niemczech i bolszewicki komunizm w ZSRR). Nie pozostały jednak bierne także środowiska katolickie, inspirując się nauczaniem społecznym Kościoła. Należy pamiętać, że papieże już od czasów Leona XIII ostrzegali tak przed panoszącym się liberalizmem gospodarczym, jak i przed destrukcją socjalizmu. W Polsce międzywojennej, w sposób niezwykle dotkliwy uderzonej falą globalnego kryzysu, pojawili się również myśliciele – ekonomiści, inspirujący się myślą chrześcijańską, którzy starali się dać chrześcijańską odpowiedź na zaistniałe problemy. Do takich naukowców zaliczyć można m. in.: profesora Politechniki Lwowskiej Leopolda Caro, profesora Ludwika Górskiego z KUL oraz ks. prof. Antoniego Szymańskiego czy ks. Jana Piwowarczyka. Do tych głosów dołączali się ekonomiści o narodowym zabarwieniu politycznych (Roman Rybarski, Stanisław Grabski, Stanisław Głąbiński i in.). Myśliciele owi krytykowali „anonimowy kapitał”, tj. system spekulacji akcjami przedsiębiorstw. Właściciel firmy w takim systemie, nieraz zupełnie anonimowy, nie miał żadnego realnego kontaktu z pracownikami danej firmy. Jego decyzje były zupełnie wyabstrahowane od problemów warstwy robotniczej. Zatem zamiast własności „anonimowego kapitału” postulowano np. akcjonariat pracowniczy. W ogóle starano się głosić prymat zasad moralnych w gospodarce („prymat pracy nad kapitałem”). Brak przestrzegania zasad etycznych w tym wymiarze życia ludzkiego prowadził do ruchów rewolucyjnych i tragedii różnych narodów, a także całej ludzkości. Jezuita Jan Urban pisał jeszcze w 1921 roku o grożącej Zachodowi katastrofie: „Socjalizm, jako pożar, jako katastrofa, może przejść po całej kuli ziemskiej, ogarniając kraj za krajem, naród za narodem. Zdaje się, że zbyt wiele nagromadziło się w dzisiejszej ludzkości palnego materiału, a lonty do niego są niemal wszędzie przyłożone. Ale pożaru stałego wyobrazić sobie nie można: szaleje dotąd tylko, dokąd ma coś do strawienia”. (J. Urban, Socjalizm jako religia, „Przegląd Powszechny” 151(1921)). Ten pożar, jak już wspomniałem, objawił się narodowym socjalizmem niemieckim, jak i komunizmem sowieckim. My, jako Polacy, doświadczyliśmy zbrodni tak jednego, jak i drugiego systemu.
 
Wychodząc z komunizmu weszliśmy w latach dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku w globalny system gospodarki liberalnej. Podstawą tego systemu znowu miała być swobodna spekulacja akcjami, a także swobodna spekulacja pieniądzem. Tak naprawdę większość transakcji światowych jest związanych do dziś ze spekulacjami finansowymi (pieniądz jako towar). Sam fakt, iż zarządzanie krwioobiegiem gospodarczym zostawiono hazardowej chciałoby się rzec spekulacji, już woła po prostu o pomstę do nieba. Znowuż na płaszczyźnie produkcyjnej oraz w sferze usług dominującą pozycję w świecie osiągnęły wielkie, ponadnarodowe koncerny. Struktura właścicielska tych koncernów jest tak skomplikowana, iż przedwojenny anonimowy kapitał, w porównaniu z anonimowością współczesnych graczy giełdowych, to tylko przedsmak współczesnych stosunków gospodarczych. Zarządy firm są wynajmowane na zasadzie kontraktu przez ów kapitał i rozliczane są wyłącznie na podstawie matematycznych wyników finansowych. Zatem przedsiębiorstwami na sposób despotyczny rządzą słupki i wyliczenia. Człowiek pracy jest zaś przedmiotem wielkiej gry, i to gry w wielu wypadkach spekulacyjnej (czyt.: ekonomicznego hazardu). Benjamin Barber nazywa świat dominacji międzynarodowych mega koncernów mianem „McŚwiata”. „Każda gospodarka narodowa – pisze – i każdy rodzaj dobra publicznego może się dzisiaj stać obiektem inwazji ze strony ponadnarodowego handlu. Rynki nienawidzą granic tak, jak natura nienawidzi próżni. W ich ekspansywnych i przenikalnych sferach interesy są prywatne, handel – wolny, waluty – wymienialne, dostęp do sektora bankowego swobodny […]. Rynki takie podważyły już suwerenność państw w Europie, Azji i obu Amerykach, rodząc całą klasę nowych instytucji: międzynarodowych banków, stowarzyszeń handlowych, ponadnarodowych grup nacisku w rodzaju OPEC, światowych sieci informacyjnych, jak CNN i BBC oraz wielonarodowych korporacji. Są to instytucje bez określonej tożsamości narodowej, nie przejmujące jej ani nie respektujące jako zasady organizacyjnej lub cokolwiek regulującej. O ile zakłady przemysłowe znajdują się w konkretnym miejscu na konkretnym terytorium, pod okiem państwa, które może pełnić funkcję regulującą, o tyle rynki walutowe i Internet znajdują się wszędzie, a w praktyce nigdzie. Nie mając adresu ani afiliacji narodowej, działają poza jakąkolwiek suwerennością” (B.R. Barber, Dżihad kontra MCŚwiat, tłum. H. Jankowska, Warszawa 2001, s.19).
 
Wielcy współcześni analitycy uznali ten zglobalizowany system za szczytowe osiągnięcie człowieka. Francis Fukuyama obwieścił nawet „koniec historii”, ogłaszając nastanie ery globalnego dobrobytu, przenoszonego w najbiedniejsze regiony świata dzięki zasadzie wolnego przepływu kapitału. Ostatnie wydarzenia w gospodarce światowej wydają się zadawać kłam tak stawianym tezom.
 
 
 
strona: 1 2