DRUKUJ
 
Lillian Kristensen
Gdzie leży prawda?
Czas Serca
 


z Lillian Kristensen, duńską konwertytką na katolicyzm, rozmawia Joanna Jonderko-Bęczkowska
 
 Od 1988 roku, kiedy zostałaś magistrem teologii, rozpoczęłaś pracę jako pastor w kościele ewangelicko-luterańskim. Po 11 latach bycia pastorem przeszłaś na katolicyzm. Dlaczego?
 
To długa historia. Myślę, że wzięło się stąd, że kiedy przygotowałam kazania i musiałam odnieść się do biblijnych tekstów, coraz bardziej czułam się ograniczana przez luterańską teologię i dogmaty. Bóg jest Bogiem niezależnie od tego, co o Nim myślimy lub sądzimy. Chciałam Go znać takim, jakim jest, a nie jak mi się wydawał. Za nic na świecie nie chciałam w moich kazaniach mówić czegoś nieprawdziwego o Bogu.
Za każdym razem, kiedy sądziłam, że być może rzeczy mają się inaczej, niż to przedstawia luterańska teologia, miałam problem z „prawdą”. Musiałam sobie zadać pytanie: „Gdzie leży prawda?”. Z czasem zupełnie zostałam wypalona i zrezygnowałam z tej pracy. Na szczęście wcześniej, zanim rozpoczęłam studia teologiczne, skończyłam pedagogikę i to stało się moim nowym źródłem utrzymania. Wtenczas wielokrotnie wyjeżdżałam do Taizé, gdzie spotkałam wielu katolików, którzy mnie sobą ujęli.
W moich poszukiwaniach owej prawdy udałam się na rekolekcje do sióstr józefitek w Danii – bynajmniej nie z myślą, by zostać katoliczką, ale żeby zrozumieć katolicyzm. Będąc jeszcze pastorem, wzięłam udział w szkoleniu o sakramentach w Anglii, przy okazji zgłębiając życie średniowiecznej mistyczki i rekluzy Juliany z Norwich. Dopiero po przeczytaniu książki Mortensena – poprzedniego biskupa katolickiego w Danii – pewne rzeczy stały się dla mnie nadzwyczaj jasne, to było jak objawienie.
 
Ile czasu zajęły Ci te poszukiwania Prawdy, zanim sama chciałaś być przyjęta do Kościoła katolickiego?
 
Pierwsza myśl o tym, by konwertować na katolicyzm, pojawiła się dopiero po około 2-3 latach. W pierwszym odruchu byłam przerażona i powiedziałam sobie natychmiast, że tego wcale nie chcę. Wielu w tutejszym kościele luterańskim uważa, że bycie katolikiem jest przerażające, i że tego nie da się zrozumieć. Ja też byłam wychowana w takim luterańskim duchu. Jednak moja wewnętrzna walka trwała bardzo krótko. Ta myśl była bowiem bardzo intensywna. Dobrze znam siebie i wiem, że myśl o takim natężeniu nie da mi spokoju, póki nie powiem „tak”.
 
Czy decyzja o konwertowaniu na katolicyzm uspokoiła Cię?
 
I tak, i nie. Myślę, że teologowi jest trudniej konwertować, bo bierze pod uwagę nie tylko wiarę, ale i wszystkie teologiczne niuanse. Więc zaczęłam od pójścia do biblioteki i przestudiowania dokumentów Soboru Watykańskiego II. W kościele luterańskim wielu sądzi, a są wśród nich również pastorzy, że obecny Kościół katolicki jest taki sam jak za czasów Lutra. Miałam silne przeczucie, że ten kościół jest dynamiczny i szukałam potwierdzenia tego.
Czytając Katechizm Kościoła Katolickiego, utwierdzałam się w przekonaniu, że teologia katolicka rozwija się. Poprzez Internet otrzymałam też bardzo dużo teologicznych materiałów w katolickim, korespondencyjnym kursie, redagowanym przez s. Hildegardę Madsen OSB. Coraz bardziej przekonywałam się, że Luter wylał zbyt dużo dzieci z kąpielą.
 
Kiedy nastąpił ostateczny przełom?
 
Po sześciu miesiącach, od kiedy pogodziłam się z moją myślą o konwertowaniu, udałam się do proboszcza najbliższego kościoła katolickiego w Aalborg – śp. o. Franka Jakobsena OMI i powiedziałam Mu o swoim zamiarze, ale również o moich wątpliwościach. Przyjął mnie z dużym zrozumieniem i był moim bardzo dobrym i mądrym nauczycielem.
 
 
strona: 1 2