DRUKUJ
 
ks. prof. dr hab. Waldemar Chrostowski
Gdybym dzisiaj spotkał św. Pawła
Różaniec
 


– Duszpasterze niejednokrotnie zmagają się z biernością i ospałością duchową wiernych. W jaki sposób św. Paweł trafiał do takich ludzi?
 
– Zapewne podobnie jak tysiące innych misjonarzy i głosicieli Chrystusa, których trudy i wysiłek najlepiej streszczają słowa ojców Kościoła: „Karmię was tym, czym sam żyję”. Nie ma lepszego i bardziej przekonującego świadectwa i drogowskazu prowadzącego do Chrystusa niż świadectwo, jakie dajemy własnym życiem. Jeżeli spotykamy się z biernością i ospałością duchową, przeciwwagę dla nich stanowi przede wszystkim żarliwość i oddanie Chrystusowi tych, którzy Go głoszą. Musimy strzec się takiej ewangelizacji, w której chcemy odnotować doraźne sukcesy, uznanie, aplauz i oklaski. W ewangelizacji i apostolstwie nasze spojrzenie powinno być długofalowe, czyli cierpliwe i wytrwałe. Satysfakcja głosiciela Ewangelii nie zawsze jest równoważna z dobrem duchowym, które dokonuje się w sercach ludzi. Czasami to dobro kiełkuje i wydaje owoce po bardzo długim czasie. Można powiedzieć, że z apostolstwem i ewangelizacją jest tak, jak z sadzeniem sadu: drzewa owocowe sadzą ci, którzy prawdopodobnie nigdy nie spożyją z nich owoców, ale wiedzą, że one będą. Ich radością jest to, że sadzą i mają świadomość, że przyszłość potwierdzi sens ich trudu. Nieszczęście polega na tym, że zbyt często mylimy owoce ewangelizacji z doraźną skutecznością i chcemy powtarzać modele, które istnieją w życiu świeckim – robię coś i natychmiast widzę skutki. Podobnie: podejmuję się głoszenia słowa Bożego i chciałbym natychmiast widzieć jego rezultaty.
 
Tymczasem dobro rośnie po cichu, jak wszystko, co piękne, szlachetne i prawdziwie owocne. W dziele ewangelizacji nie można liczyć na doraźną satysfakcję grup, liderów, proboszczów i księży, którzy będą cieszyć się, że oto wszyscy idą za nimi. Nie ich satysfakcja jest najważniejsza, ale Chrystus i Jego Ewangelia. Nigdy nie wiemy, co naprawdę dzieje się w ludzkich sercach. Czasami ludzie odchodzą, kiedy indziej robią wrażenie obojętnych i ospałych, ale dobro, które zostało w nich posiane, trwa i kiełkuje. Widać to doskonale na przykładzie wielu wspólnot, jakie założył św. Paweł: Antiochia, Ikonium, Filippi, Tesaloniki, Berea, i z których musiał uchodzić, bo spotykały go tam prześladowania, wrogość, plotki, szyderstwa, kpiny. Ale okazywało się, że jakiś czas później pisał listy do tych wspólnot i dziękował w nich za gorliwość, która tam zaistniała.
 
Przypomnijmy też epizod w Atenach: gdy Paweł wygłosił na Areopagu przemówienie, w którym zawarł prawdę o zmartwychwstaniu Jezusa, jedni się naśmiewali, a drudzy powiedzieli: "Posłuchamy cię o tym innym razem” (Dz 17,32). A mimo to za głosem Apostoła poszedł Dionizy, nazwany Areopagitą, kobieta imieniem Damaris oraz kilkoro innych słuchaczy. I to był w Atenach zaczątek Kościoła, który trwa do dzisiaj. Nie wiadomo, jakie były dalsze losy tych, którzy wtedy powiedzieli: „Posłuchamy cię o tym innym razem”, ale ziarno słowa Bożego wrzucone w glebę ludzkich sumień nigdy nie pozostaje bezowocne. A zatem jeszcze raz: trzeba ostrzegać wszystkich głosicieli Ewangelii przed naciskiem na doraźną skuteczność i przed niecierpliwością, bo nie o naszą satysfakcję chodzi, ale o skuteczność działania Boga.
 

– Księże Profesorze, czy jest takie pytanie, które chciałby Ksiądz zadać św. Pawłowi?
 
– Gdybym żył w jego czasach, na pewno zadawałbym mu inne pytania niż te, które noszę w sobie dzisiaj. Po prawie dwóch tysiącach lat, które upłynęły od życia i działalności Apostoła Narodów, widzimy błogosławione owoce jego ewangelizacji i wszystkiego, czego dokonał. Przemierzył tysiące kilometrów, pozostały po nim liczne wspólnoty wyznawców Chrystusa, pozostało nauczanie, które dla wszystkich pokoleń chrześcijan jest normatywne, ponieważ buduje naszą wiarę i ją umacnia. Ale w tym wszystkim zastanawia mnie jedna rzecz…
 
Miałem szczęście pielgrzymować śladami św. Pawła, i to wielokrotnie, zarówno w Ziemi Świętej i Jordanii, jak i w Azji Mniejszej oraz Grecji i Italii. Dotarłem prawie wszędzie tam, gdzie on przebywał. Na pewnej części tego rozległego terytorium, mianowicie w Azji Mniejszej, czyli dzisiejszej Turcji, ślady obecności św. Pawła to tylko kamienie i ruiny dawnych świątyń, a także z trudem rozpoznawalne miejsca, wśród których najbardziej przejmujące są Kolosy. Widzimy tam wzgórze, które wznosi się wśród pól uprawnych i to pod nim kryje się starożytne miasto. Nagromadziło się tam tyle gleby, że cały teren jest wykorzystywany pod uprawę zbóż.
 
Gdybym dzisiaj spotkał św. Pawła, zapytałbym: Dlaczego doszło do tego, że ów ogromny wysiłek ewangelizacyjny w rejonach, w których on przebywał, został pogrzebany? Dlaczego te kościoły obróciły się w ruinę? Czego nie dopilnowano? Co się stało? Jaka jest jego ocena tego, co oglądamy w Azji Mniejszej, czyli w Perge, Antiochii, Ikonium, Derbe, Listrze, Efezie, Pergamonie czy Troadzie? W perspektywie historycznej wiemy, co się wydarzyło: najazdy arabskie, a potem tureckie i w końcu ten świat stał się światem islamu. Ale chciałbym postawić pytanie natury teologicznej i pastoralnej: czego tamci chrześcijanie, nasi przodkowie w wierze, nie dopilnowali?
 
 
 
strona: 1 2 3