DRUKUJ
 
Lucyna Kobełecka
Katecheta na wakacjach
materiał własny
 


Nieliczni wierni uczestniczą w niedzielnej mszy św., ale jest to pełne uczestnictwo, tak aktywne, że zaledwie dwudziestoosobowa grupa chwali Boga i ożywia świątynię wspólną, głośną modlitwą i pięknym, dwugłosowym śpiewem a`capella. Niesamowite.

A jak w tak rozległym terenie wygląda duszpasterstwo? Próbuję złożyć jego obraz ze słów rozmówców i kilku dni własnych obserwacji, więc nie będzie pełny.

Warunki i zwyczaje całkowicie odmienne od polskich. Trzej księża muszą objąć posługą parafię, w której same dojazdy do kościołów zajmują wiele godzin. Ale właściwie ciężar posługi spoczywa na proboszczu, który prowadzi „ruchliwy” tryb życia, takie duszpasterstwo „w drodze”, ciągle się z kimś spotyka albo kogoś gości, dokądś spieszy, jedzie i rozmawia, rozmawia… Nawet w podróży, za kierownicą prowadzi rozmowy przez telefon. Kiedy mówiłam, że to takie trochę współczesne niewolnictwo, może lepiej odłożyć, wyłączyć telefon choć na chwilę, po prostu przyjmuje kolejną rozmowę. Jak jest w stanie podołać wszystkiemu skoro sam prowadzi swój dom, remontuje budynki, pomieszczenia,  przygotowuje kościół do nabożeństwa? Pewnie nie wie co to czas wolny. Przed udzieleniem sakramentu chrztu spotyka się z rodzicami i chrzestnymi na indywidualnej katechezie. Podobnie z narzeczonymi przed ślubem. I z rodzinami zmarłych przed pogrzebem, a tej posługi nie odmawia się nikomu, także nie-katolikom, niewierzącym.

To co uderza w porównaniu ze znanymi mi polskimi parafiami to o wiele większe zaangażowanie i aktywność świeckich a także zakres zadań i uprawnień, które posiadają.
 
Ks. proboszcz mówił z satysfakcją, że w każdej chwili może liczyć na pomoc ok. 100 osób. Trudno było w to uwierzyć. A jednak! Kilka z nich miałam okazję poznać: rzeczywiście, na prośbę proboszcza o pomoc odpowiadały natychmiast. Widać wyraźnie, że współpracownicy cieszą się ogromnym zaufaniem ks. proboszcza. Z różnych krajów i kultur, niezwykle uczynni i gościnni, zżyci ze sobą. Proboszcz jest obecny w życiu ich rodzin, a oni w jego, zna ich radości i troski, często i chętnie spotyka się z nimi przy stole, bo wyznaje zasadę, że zaproszenie do stołu to nie tylko okazja do poznania ale źródło sympatii i harmonii, które zaowocują aktywnością w parafii. Hasło „przez żołądek do serca” realizuje przez organizowanie spotkań, na które bywa zaproszonych kilkadziesiąt osób! Niektóre z nich odpowiadają potem przyjściem do kościoła po wielu latach nieobecności. Czyli- jeden ze sposobów, jak napełnić sieć. Oczywiście, ksiądz jest koordynatorem działań, chętnych do przygotowań nie brakuje, a sprawność ich działania mogłam podziwiać.
 
Nie wiem, czy taki jest zwyczaj we Francji czy to tylko jego styl życia, ale większość osób zwraca się do niego po imieniu, jest po prostu jednym z nich, zamiast dystansu - bezpośredniość, która pewnie zjednuje gotowość do współpracy. A może to także urok małych wspólnot i małych miasteczek?

Ze względu na wakacje nie mogłam, niestety, dowiedzieć się jak przebiega katecheza dzieci i młodzieży, którą w salach przy kościołach prowadzą świeccy katechiści. Może kiedyś i tego się dowiem a tymczasem niech te słowa będą wyrazem radości z tego, co przyniosły wakacyjne dni, porównań ale i pytania: czy Kościół w Polsce znajdzie się w podobnej sytuacji?

Lucyna Kobełecka

 
 
strona: 1 2