DRUKUJ
 
Anna Mularska
Patrząc przez Bożą lunetę
materiał własny
 


Współczesny człowiek zadaje sobie wiele pytań związanych z trudnościami i rozterkami życia na tym "ziemskim padole". Ten, kto nie umie zaakceptować siebie i cieszyć się swoim życiem, doprowadza się do stanu powolnego niszczenia tzw. rdzy duchowej. Rośnie ona i coraz głębiej wnika w psychikę, uniemożliwiając jakiekolwiek przejawy spontanicznej radości, zadowolenia i satysfakcji z pracy naszych rąk.

Radość to sztuka. Cieszyć się z tego, że jestem taki, jaki jestem, to nie lada wyzwanie dla wielu współczesnych ludzi. Bóg uczynił mnie na Swój obraz i podobieństwo. Jestem istotą żyjącą w Jego zamyśle odwiecznie i w momencie, gdy czas się wypełnił, Stwórca powołał mnie do życia i tchnął w łono mojej matki. W Jego oczach jestem piękny i dobry. Jestem tym, którego Pan chciał od początku i którego od początku obdarzył bezgraniczną miłością. Choćbym zgrzeszył najsrożej przeciwko memu Bogu, On chce mi wszystko przebaczyć i uczynić mnie szczęśliwym, dając mi łaskę przyjaźni z Sobą. Stwórca przenika mnie całego, zna mnie najlepiej i widzi każde moje działanie (por. Ps 139,1-3). Jego Miłość rozciąga się nade mną, dając mi schronienie w dniach ciemności i lęku. Prawda o naszym istnieniu wyrażona jest w słowach Pieśni nad Pieśniami, gdzie każdy z nas może rozczytać się w słowach miłości Jezusa - Oblubieńca do naszej duszy.

Jednak wielu nie przyjmuje prawdy o sobie jako człowieku odwiecznie umiłowanym przez Wszechmogącego. Czynią ze swojego życia nieustanny jęk boleści i lament rozpaczy. Nie chcą poddać się w pokorze słowom Chrystusa, który mówi o swojej miłości do owiec, które stanowią jeden Lud Boży (por. J 10,11). Są problemami sami dla siebie, gdyż nie umieją zaakceptować swojej egzystencji w konkretnym miejscu, czasie i sposobie jej przeżywania. Problem ten stanowi fakt, iż nie mają oni Bożej perspektywy na wszystkie wydarzenia, których z łaski Pana doświadczają. Ich widzenie rzeczy opiera się wyłącznie na chwili teraźniejszej, a nie - jak powinno być u chrześcijan - sięgają wyżej, by od Ducha Świętego zaczerpnąć mądrości i daru poznania sensu swego bytowania. Są smutni i nie jest to błogosławiony smutek ewangeliczny, lecz ten, który prowadzi do duchowej śmierci i zwykle kończy się rozpaczą. Smutek z Boga spowodowany jest naszą ludzką niedoskonałością, grzechem i brakiem odpowiedzi na miłość Ojca. Tu punktem docelowym jest radość, gdyż jego owocem jest nawrócenie serca ku zbawieniu.

Skąd w człowieku tyle beznadziei, niemocy, strachu, złości wobec nadchodzących trudności życiowych? Pytanie to można rozwikłać na przykładzie Syna Bożego, Jezusa Chrystusa, który dla nas zstąpił z nieba. Gdy nie ma w nas Bożej perspektywy, to zatrzymamy się na momencie ukrzyżowania i bolesnej męki naszego Pana. Kończy się pewien etap doświadczania błogiego szczęścia, radości przebywania z Królem Izraela (por. J 1,49). Mesjasz, który był samą Miłością, zostaje w potworny sposób zabity. Nie będzie już cudownego rozmnożenia chleba ani nauk z mocą. Żaden głuchy już nie zostanie uzdrowiony, żaden ślepiec nie przejrzy, żaden paralityk nie wstanie z łoża, żaden opętany nie zostanie uwolniony, a trędowaty - oczyszczony. Skończył się rok łaski od Pana (por. Łk 4,19). Człowiek, trwający w poczuciu beznadziei i rozpaczy, widzi wyłącznie krzyż, na którym umiera Ten, który został ogłoszony światłem na oświecenie pogan i chwałą ludu Izraela (por. Łk 2,32). W jego duszy panuje ciemność i zwodnicze działanie szatana, który także apostoła Judasza Iskariotę doprowadził do samobójczej śmierci.

Każdy, komu brakuje Bożej perspektywy na swoje życie, powinien spojrzeć na Maryję - Matkę Bolesną. Jej życie nie było pozbawione przeciwności i wewnętrznego bólu. Ta, która Boskiego Syna porodziła w stajni, która uciekała z Niemowlęciem do Egiptu, która słyszała bolesną zapowiedź starca Symeona, teraz stoi pod Krzyżem. Mogłoby się wydawać, że miecz boleści, który dotknął Niepokalaną, przebił Ją na wskroś i umarła Ona wraz z Synem. Jednak Maryja - w pełni otwarta na łaskę i działanie Ducha Świętego - najpełniej doświadcza tajemnicy Bożej perspektywy. To właśnie ona daje Matce Bożej siłę, by nie utracić nadziei. Wie o tym, że chwila ta musi zostać do końca zrealizowana, gdyż jej celem jest poprzedzenie momentu ostatecznej chwały Jej Syna. Cierpi niewyobrażalne męki razem z Jezusem i przez to staje się Współodkupicielką ludzkości, jednak nie umiera w duchu. Podtrzymuje Ją nadzieja, że to Bóg jest zawsze zwycięzcą i żadna siła nie ma nad Nim władzy. Maryja trwa w bólu i ofiarowuje Swego Syna Bogu. Przez tę niezachwianą wiarę w ostateczną wygraną Chrystusa i niewiędnącą nadzieję jest Ona Matką Oczekującą. Jest Tą, która prowadzi całą ludzkość z ciemności Golgoty do poranka rozjaśnionego blaskiem Zmartwychwstałego Pana. Człowiek, który doświadcza swej nędzy i marności w sposób wzbudzający beznadzieję i rozpacz, powinien powierzyć siebie Matce, która pod Krzyżem stała. Ona jest pięknym przykładem ufności, która nie traci na swej sile nawet w chwili ostatecznej próby.

Na wszystko można patrzyć oczami Boga. Na cierpienie fizyczne, na niepełnosprawność, na ubóstwo materialne, na udręki wewnętrzne, na niezrozumienie i odrzucenie przez świat. Niezbędna jednak jest tu łaska Chrystusa, który wzbudza w sercach Mu poddanych Bożą perspektywę. Sprawia ona, że człowiek - doświadczający mocno i boleśnie trudności związanych z życiem na ziemi i walką wewnętrzną - oczekuje ufnie swojego "poranka". Nie rozumie danych mu przeciwności, ale w tym doznaniu nie buntuje się. Podobny jest więc do tego, który z pokorą poddaje się woli Boga i w Nim odnajduje wewnętrzną radość i pokój (por. 1 P 5,6-7). Coraz bardziej powierza on siebie Wszechwiedzącemu Bogu, jednocześnie wzrastając w miłości i oddaniu. Niepokój wywołany lękiem o samego siebie, o swoje bytowanie na ziemi, nie pochodzi od Boga. Sam Jezus przestrzega: "Nie troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy" (Mt 6,34). Lęk ten może powodować choroby i zamykać na łaskę Bożego pokoju.

Jak piękny jest człowiek radosny, który w Panu odnajduje swój sens i nie lęka się żadnego doświadczenia, bo bezgranicznie ufa Miłości, która idzie przez Krzyż! Jak cudowny jest widok chorego, który cierpieniem swym uświęca siebie i innych, przybliżając ich do Boskiego źródła wody żywej! Jakim szczęściem napawa nas stan ducha tego, kto - tak jak Maryja - ufnie trwa w oczekiwaniu na dzień, w którym Pan Miłosierny podniesie z prochu nędzarza i wydźwignie ubogiego! Bądźcie błogosławieni, bo Bóg sam wywyższy was!

Anna Mularska
studentka II roku dziennikarstwa na UKSW