DRUKUJ
 
Ludmiła Grygiel
Nauka krzyża
Życie Duchowe
 


Znak sprzeciwu wobec ludzkiej logiki

Chrystusowy krzyż, jak całe chrześcijaństwo, jest znakiem sprzeciwu wobec ludzkiej logiki i "światowej" mentalności. Mimo to bez niego nie można zrozumieć ludzkiego życia na ziemi, ani dziejów świata. Stanowi on bowiem niezbywalny epizod historii, stabilny punkt odniesienia. Stat crux dum volvitur orbis (krzyż stoi podczas gdy świat się obraca). Nie można go wyrwać z gleby doczesnej historii, nie naruszając jej fundamentów.

Na późnorenesansowym obrazie (znajdującym się w rzymskim Palazzo Cancelleria) anonimowy malarz przedstawił cztery osoby: Matkę Bożą, św. Annę, Dzieciątko Jezus i św. Jana Chrzciciela. Uwaga wszystkich skupia się na małym, świetlistym krzyżu, stanowiącym centrum obrazu. Główną postacią jest niewątpliwie Pan Jezus. On właśnie znajduje się najbliżej krzyża, z radością wyciąga doń ręce i niemal go dotyka. Maryja patrzy z zatroskaniem na Syna i składa ręce do twy. Św. Anna, wyraźnie zaniepokojona, czyni taki ruch, jakby chciała powstrzymać rękę Jezusa. Natomiast uśmiechnięty św. Jan dziwi się nieoczekiwanym roztargnieniem swego towarzysza zabawy.

Obraz ilustruje ważną prawdę; żaden chrześcijanin nie może zignorować krzyża, musi w jakiś sposób do niego się ustosunkować.

Zgoda na krzyż

Krzyż znajduje się w centrum nauki chrześcijańskiej. Cała Ewangelia prowadzi do krzyża. Jesteśmy w lepszej sytuacji niż Apostołowie, którzy na początku nie wiedzieli, że finałem Chrystusowego nauczania będzie Jego okrutna śmierć na drzewie hańby. Piotr z oburzeniem odrzucał taką możliwość (Panie, nie przyjdzie to nigdy na Ciebie), bo myślał nie na sposób Boży, lecz na ludzki (por. Mt 16, 22-23). Surowa reprymenda, jaką usłyszał, była skierowana do każdego, kto chciałby odwieść Chrystusa od Jego zamiaru wykupienia grzeszników własną krwią. Taka sama reprymenda jest nieustannie kierowana do tych, którzy chcieliby przeszkodzić Chrystusowym uczniom w naśladowaniu Go i uczestniczeniu w Jego zbawczej misji, trwającej aż do końca czasów.

Chrystusowe pouczenia są trudne, ale realne, bo potwierdzone Jego życiem i przypieczętowane Jego śmiercią. Wszystko, co czynił, nie czynił On dla siebie, ale "dla nas i dla naszego zbawienia", dla nas się narodził, nauczał i poniósł śmierć. Chrystus nie umarł za bezimienny tłum czy za bliskich mu przyjaciół, lecz za każdego z nas, jako za jedyną i niepowtarzalną osobę. Taki osobowy akt domaga się w odpowiedzi aktu suwerennej osoby. Nie odpowie za nas żadna instytucja czy wspólnota, chociaż Kościół pomaga znaleźć właściwą odpowiedź, a wspólnota wierzących pomaga wcielić ją w życie. Poprawną, idealną odpowiedź sformułował sam Mistrz: Kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje (Mt 16, 24). Kto postępuje inaczej nie jest nawet godzien nazwać się Jego uczniem; Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien (Mt 10, 38). Nie można pozostać obojętnym wobec krzyża, można go zaakceptować z miłością lub odrzucić z odrazą.

Własny krzyż

Kto chce być uczniem Ukrzyżowanego musi zatem iść za Nim ze swoim własnym krzyżem. Oznacza to, iż przed wyruszeniem w ślad za Chrystusem, należy podjąć wysiłek poznania i dokonać właściwego wyboru. Chodzi o to, żeby przez pomyłkę nie wziąć zamiast krzyża jakiegoś nieużytecznego ciężaru. Po rozeznaniu stojącego przed nami krzyża winniśmy podjąć wolną decyzję przyjęcia go i niesienia dopóty, dopóki Bóg nie zdejmie go z naszych ramion.

Uczeń godzien swego Boskiego Mistrza nie jest przygodnym gapiem ani litościwym pomocnikiem na Jego Drodze Krzyżowej, lecz tym, który świadomie i dobrowolnie idzie aż na Golgotę ze swoim własnym krzyżem. Nie jest jak Cyrenejczyk, który niesie Chrystusowy krzyż zmuszony do tego przez uzbrojonych żołnierzy i jedynie na krótko (por. Mt. 27, 32). Cyrenejczykiem nie można być przez całe życie, natomiast wierny uczeń Chrystusa idzie za Nim ze swoim krzyżem przez całe życie. W gruncie rzeczy łatwiej jest być Cyrenejczykiem niż wiernym uczniem. Może dlatego chętnie pomagamy Ukrzyżowanemu (nawet dobrowolnie, ale na krótko), a potem oddawszy Mu Jego krzyż, wracamy pospiesznie do swoich domów i pól w poczuciu dobrze spełnionego chrześcijańskiego obowiązku. Własny krzyż często budzi niechęć czy lęk. Czasem wydaje się niegodny tej nazwy, bo przybiera "nieatrakcyjną" formę banalnego ciężaru trudnej codzienności, czasem znowu nie budzi współczucia bliźnich, bo jest niewidzialną dla postronnych obserwatorów udręką duchową.

 
strona: 1 2 3