DRUKUJ
 
Rafał Sulikowski
Pokój wam! O pozornym konflikcie w Kościele
materiał własny
 


Media lubią, jak coś się dzieje

Ostatnimi czasy wiele mediów "upaja się" wydarzeniami, które celebrują pozorne różnice, wzniecając nieistotne konflikty i raniąc wiele osób w Kościele. Innymi słowy, chwilę przyjdzie zastanowić się nad sprawą intronizacji Chrystusa Króla, jaka jest udziałem środowiska duchownego z Grzechyni i sporej grupy wiernych.

Media lubią, jak coś się dzieje. Lubią zwłaszcza, jak dzieje się jakieś zło, sensacja, spektakularne wydarzenia, takie, jak suspensa dla księdza, oskarżenia o schizmę i wiele innych rzeczy. Dolewają oliwy do ognia. Zamiast łączyć, dzielą. Jedna z reporterek napisała reportaż, w którym widać jej intencję – poprzez ośmieszenie wiary ludzi prostych ośmieszyć cały Kościół. No, bo skoro hierarchowie nakładają kary, to widocznie coś jest na rzeczy. Plan jest prosty – oto pokazać, że nie jedności, a zamiast niej każdy wierzy inaczej. Ostatecznie chodzi mediom o to, by wskazując na lokalny absurd, uogólnić go na cały Kościół i wysłać komunikat – wiara to coś niedorzecznego. Tymczasem prawda jest inna.

Kontakty z Panem Bogiem

Najpierw trzeba powiedzieć słów kilka o co chodzi w Grzechyni. Miejscowy ksiądz Piotr Natanek twierdzi, że "ma infolinię z samym Jezusem", który nakazuje mu starać się o Jego intronizację na Króla Polski. Już ta forma "chwalenia się" (ja mam bezpośredni kontakt z Jezusem) budzi sprzeciw. Nawet Jezus nie twierdził, że ma "infolinię z Ojcem", nawet prorocy Starego Testamentu nie byli na tyle pyszni, żeby twierdzić, że mają kontakt z Bóstwem. Mojżeszowi nakazano zdjąć sandały, bo stał na ziemi, która była święta. Istnieje tradycja, wedle której kontakt z Bóstwem może być nawet groźny dla marnego człowieka. Ksiądz Jan Twardowski pisał w jednym z wierszy, że Bóg musiał się ukryć, ponieważ żaden człowiek nie przeżyłby widoku Przedwiecznego. W wielu religiach kapłani nie tyle umożliwiają bezpośredni kontakt, ile chronią wiernych przed sacrum.

W religioznawstwie istnieje pogląd, że pierwotnie to, co sakralne, oznaczało też coś groźnego. Po grzechu pierworodnym nikt nigdy nie widział Boga twarzą w twarz. Paweł z Tarsu mówi, że obecnie "widzimy niejasno, niby w zwierciadle". Kto twierdzi, że ma uprzywilejowany dostęp do Boga kłamie, myli się lub choruje na zaburzenia psychiczne. To ostatnie – mam wrażenie – jest udziałem kapłana z Grzechyni. Spotkałem wiele osób duchownych, jeszcze jako redaktor czasopisma dla pacjentów, którzy chorowali psychicznie i musieli zażywać leki, które pomogły im wrócić do rzeczywistości. Przesadna religijność może niszczyć. Sporo mówi się o szkodliwości ateizmu, lecz istnieje też patologiczna religijność, którą należy leczyć. W psychiatrii istnieją urojenia posłannictwa, polegające na poczuciu misji, wybrania, powołania do niezwykłych rzeczy. Jeśli ktoś chce uciec od szarości dnia codziennego, może łatwo ulec złudzeniom. Pierwszym warunkiem prawdziwej wizji jest pokora i poddanie się przełożonym; drugim – umiłowanie codzienności bez cudów, "cudawianek", wizji i natchnień. Przestrzegał już o tym św. Jan od Krzyża w XVI wieku, pisząc, że dusza, która szuka niezwykłości, poklasku, przeżyć duchowych niewiele postąpi na drodze duchowej.

Nic nie dadzą kary kościelne

Do Grzechyni zjeżdżają tłumy, które nakręcają się konfliktem. Byłem zdumiony, stojąc z moim chórem na Rynku krakowskim obok głównego Ołtarza przed Bazyliką Mariacką, kiedy grupa związana z księdzem Natankiem wywiesiła plakat z napisem "komunia święta tylko na klęcząco i do ust". Nie pamiętali, co pisała święta Faustyna, kiedy raz opłatek upadł jej na rękę. Wiecie, co usłyszała: "Pragnąłem także spocząć na twoich rękach". Więc cóż to za absurd? Postawa klęcząca to najbardziej nienaturalna postawa – naturalna postawa człowieka to homo erectus – postawa wyprostowana, postawa pionowa, gotowość do marszu. Ludzie tacy żyją z tego, że mogą "podskoczyć" hierarchom, że mogą się sprzeciwić, że mają "wroga", masonerię i Bóg wie, co jeszcze. Chodzi o krzyk, o bycie zauważonym, o sensację. Zjeżdżają się do tej wsi, żeby przywalić fotoreporterom, pokrzyczeć, wyjść z depresji, którą powinni leczyć u psychiatry.

Przepraszam za ten ton, ale prawda wymaga, żeby być radykalnym. Tam, gdzie dobro – tam jest cisza. Tam, gdzie sensacja, krzyki, nienawiść – tam Boga nie znajdziemy. Kto dokonuje rozłamu Kościoła, niestety nie robi nic dobrego. Kto burzy, a nie buduje – ten błądzi. Inna sprawa, że media też się nie zachowują poprawnie, szukając materiałów poczytnych, tak, aby wzrosła oglądalność i sensacja wzięła górę. Pytani mieszkańcy Grzechyni mówią jednoznacznie: "to chory człowiek". Trzeba mu pomóc, zaprowadzić do specjalisty, podać leki, rozmawiać. Nic nie dadzą kary kościelne. Przemoc rodzi przemoc.

 
strona: 1 2 3