DRUKUJ
 
O. Jacek Salij OP
Łaska sakramentu po rozwodzie
Miesięcznik W drodze
 


Na ziemi może tylko miłość Maryi i Józefa była idealnym obrazem tej miłości wiekuistej, do której wzywa nas i uzdalnia Chrystus. Zwyczajni małżonkowie to tylko ułomni ludzie. Zadanie, do którego zostali wezwani w sakramencie małżeństwa, przekracza ich siły. Na szczęście sam Chrystus, który ich połączył, chce każdego dnia obdarzać ich swoją łaską. Jednak nawet w dobrej woli i z pomocą łaski sakramentu małżeństwa będą swoją misję wypełniali tylko ułomnie. Ale będą ją wypełniali! Ich dom naprawdę może, i powinien, stać się miejscem, w którym dzieje się i pogłębia miłość Chrystusa i Kościoła.

Nie rozwód, ale dopiero śmierć rozłącza małżonków

Niestety małżeństwa sakramentalne też się rozpadają. Jako społeczeństwo – łącznie z ludźmi wierzącymi i często przystępującymi do komunii – daliśmy przyzwolenie na rozwody. Rozwód stał się najprostszą drogą rozwiązania kryzysu w małżeństwie. Zdarza się, że popierają go, a nawet do niego popychają rodzice jednego z małżonków. Doradzanie rozwodu przez bliskich i znajomych stało się u nas plagą. Również wielu katolików zachowuje się tak, jakby mieli za nic naukę Chrystusa Pana o tym, że co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela (Mk 10,9).

Kościół uczy na ten temat równie jasno, jak Ewangelia. Otwórzmy jeszcze raz Katechizm Kościoła katolickiego:

2384. Rozwód jest poważnym wykroczeniem przeciw prawu naturalnemu. Zmierza do zerwania dobrowolnie zawartej przez małżonków umowy, by żyć razem aż do śmierci. Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne. Fakt zawarcia nowego związku, choćby był uznany przez prawo cywilne, powiększa jeszcze bardziej ciężar rozbicia; stawia bowiem współmałżonka żyjącego w nowym związku w sytuacji publicznego i trwałego cudzołóstwa.

Tym większy podziw budzą ci małżonkowie, którzy mimo rozwodu – zazwyczaj orzeczonego bez ich zgody – czują się związani złożoną na początku swojego małżeństwa sakramentalną przysięgą. Rzadko znajdują oni wsparcie u swoich bliskich i znajomych. Znacznie częściej nawet najbliżsi, widząc taką postawę, każą im się tylko puknąć w głowę. Oni jednak wiedzą swoje. Wiedzą, że nie jest to ustanowienie ludzkie, ale taka jest wola Boża, żeby żona nie odchodziła od swego męża, a gdyby odeszła, niech pozostanie samotną albo niech się pojedna ze swym mężem; również mąż niech nie oddala żony (1 Kor 7,10-11).

Przygotowując się do pisania tego tekstu, zerknąłem na internetowe strony Wspólnoty Trudnych Małżeństw SYCHAR. Szukają tam duchowego wsparcia mężowie i żony, których związek przechodzi ciężki kryzys albo nawet – w ludzkim mniemaniu – rozpadł się nieodwracalnie. I dzielą się tam wiarą w sens dochowywania wierności swemu niewiernemu małżonkowi oraz wiarą w możliwość – mimo wszystko – odbudowy swojego małżeństwa. Tym, co bodaj najbardziej uderza w świadectwach składanych przez tych ludzi, jest ich niezłomna wiara, że sakrament małżeństwa, który kiedyś przyjęli, nie utracił swojej ważności ani wskutek odejścia współmałżonka, ani w wyniku orzeczenia rozwodu. I jeszcze więcej: Świadectwa te pełne są wiary, że sakrament małżeństwa nadal może być – i jest, jeśli tylko nam na tym zależy – źródłem łaski.

Niekiedy religijna pamięć o przyjętym kiedyś sakramencie małżeństwa przejawia się w sposób wręcz zaskakujący. Przykładem niech będzie mąż, który – gdy po odejściu od niego żona przestała chodzić do kościoła – postanowił, że w każdą niedzielę będzie dwa razy na mszy świętej – jeden raz za siebie, drugi za żonę. Nie zachęcam do naśladowania, ja tylko odnotowuję fakt.
 
strona: 1 2 3