DRUKUJ
 
Michał Olszewski
Projekt globalnej wstrzemięźliwości...
Magazyn Salwator
 


Z o. Stanisławem Jaromim OFMConv – o kryzysie ekologicznym oraz właściwym korzystaniu z zasobów naturalnych – rozmawia Michał Olszewski.


Jak powinniśmy przetłumaczyć na dzisiejszy język zdanie: „Czyńcie sobie ziemię poddaną”? Odczytywane dosłownie i pozbawione kontekstu nadal brzmi jak zachęta do bezlitosnej eksploatacji.


Przede wszystkim musimy pamiętać, że jesteśmy jedynie częścią świata, ważną, ale jedną z wielu, utworzoną z tego samego prochu co kamień, drzewo, rzeka, sarna. Pan Bóg uczynił człowieka suwerenem, dał nam świat w użytkowanie, w dzierżawę. Jan Paweł II w Redemptor hominis używa metafory „gospodarza” i „stróża”. Który odpowiedzialny dzierżawca zajmuje się powierzonym mu terenem tak, żeby zostawić po sobie zgliszcza? (…)

Są chrześcijanie, którzy to wezwanie nadal rozumieją dosłownie?

Znaleźliby się i wśród polskich katolików, nie wiem tylko, czy mówimy o rozumieniu, czy raczej o bezmyślności. Jak ktoś buduje nielegalnie wyciąg w górach i wyrzyna w tym celu kawał cennego przyrodniczo lasu, realizuje najgorszy scenariusz. Jeśli niszczy kawał pięknego krajobrazu, żeby postawić w nim swój dom, również (…)

A polski Kościół i polscy katolicy? Projekt globalnej wstrzemięźliwości, który proponuje Kościół ustami kolejnych papieży, może się tutaj powieść?

(…)Zgoda na skrajny konsumpcjonizm prowadzi prostą drogą do katastrofy. Benedykt XVI mówi wyraźnie: traktowanie natury jako pola do nieograniczonej eksploatacji jest niedopuszczalne. To oparty na Biblii i uważnej obserwacji świata głos, który nawołuje do opamiętania. Myślę, że Benedykt XVI jest świadomy, że chrześcijańska postawa umiaru, pokory, postu, wyrzeczenia ponosi w dzisiejszych czasach dotkliwą porażkę. Chodzi o wyrzeczenie podejmowane w imię Boga, rozwoju duchowego, pomyślności innych ludzi i stworzeń.

Polska nie jest tu wyjątkiem, ale jeśli pyta pan o lokalne podwórko, to spoglądam na nie ze zdumieniem i smutkiem. Może po wszystkich podróżach, jakie odbyłem do biedniejszych krajów, mam nieprawidłową optykę, ale sądząc po tym, jakie auta parkują w niedzielę na przykościelnych parkingach, moim rodakom żyje się nieźle. Myślę też, że jest w nas za mało solidarności z biedniejszymi, że zbyt łatwo zapominamy o potędze wyrzeczenia. Powiedział pan, że byliśmy głodni, ale, na litość boską, czy trzeba przypominać, że nasze bycie tutaj nie składa się wyłącznie z konsumpcji? Do tego, co martwi mnie szczególnie, dochodzi ciągła dewastacja przyrody, prowadzona innym trybem niż w okresie PRL, ale nadal uderzająca. Minione dwadzieścia lat to upadek transportu publicznego, żywności lokalnej, małych gospodarstw rolnych, to niesłychana dewastacja krajobrazu, jakiej dokonał bezładny rozwój budownictwa jednorodzinnego. To lęk przed parkami narodowymi, postrzeganymi przede wszystkim jako źródło kłopotów i zagrożeń, a nie pomysł na lepsze życie i czysty ekologicznie zarobek. To w końcu rozwój motoryzacji, z którą wiąże się jeszcze inny problem niż budowa kolejnych dróg. Otóż Polacy nie zdają sobie sprawy, że świat już dawno zmienił się w potwornie skomplikowany system naczyń połączonych, co oznacza, że istnieje zależność między stanem środowiska w Afryce a komfortem użytkownika pojazdu.

Jaka?

Na przykład taka, że górnictwo rud aluminium bardzo niszczy środowisko. Każdy kolejny pojazd to rosnące zapotrzebowanie na ten metal, na wydobycie paliwa itd. (…)

Powiedział ojciec wcześniej, że nie rozumiemy w Polsce zależności, jakie rządzą współczesnym światem i kryzysami ekologicznymi. Naprawdę musimy interesować się wszystkim? Własnym podwórkiem, Amazonią, topniejącą Arktyką?

Leży to w naszym obywatelskim interesie. Zanieczyszczenia nie znają granic, a wybory konsumenckie dokonywane w sklepie w Olsztynie czy Wrocławiu wpływają na sytuację robotnika z drugiego końca świata. Podłoga z drewna egzotycznego w urządzanym właśnie mieszkaniu może oznaczać, że gdzieś trzeba było wyciąć rzadki gatunek drzewa. Tuńczyk na naszym talerzu może pochodzić z nielegalnych połowów i należeć do gatunków chronionych. Kawałek rafy koralowej na komodzie może oznaczać, że gdzieś ta rafa została zniszczona itd.

To przerażenie jest uzasadnione. Gdyby Chińczycy i Hindusi chcieli mieć tyle samochodów w przeliczeniu na 1000 mieszkańców co Amerykanie, na świecie zabrakłoby stali.

Ale nie możemy im tego zabronić! Jeśli narzucimy wędzidło krajom ubogim i ludnym, a sami poprzestaniemy na deklaracjach, będziemy zwykłymi hipokrytami. Miara naszego wpływu na środowisko naturalne, jaką jest ecological footprint, nie pozostawia żadnych złudzeń: Hindus potrzebuje do życia 0,8 tzw. globalnego hektara, Afrykanin mniej więcej tyle samo, Amerykanin prawie 10. To pokazuje dysproporcję. Dlatego zanim zaczniemy rozmawiać o tym, co zrobić, by w Afryce rodziło się mniej dzieci, pomyślmy nad tym, jak zachęcić Amerykanów czy Europejczyków do większej wstrzemięźliwości w życiu.

 
strona: 1 2