DRUKUJ
 
Wojciech Zagrodzki CSsR
Duszpasterstwo młodzieży ”trudnej”
Kwartalnik Homo Dei
 


Czy to znaczy, że nie każdy ksiądz jest zdolny do pracy z młodzieżą?

Niestety, nie każdy. Jeśli nie posiada pewnych naturalnych predyspozycji, to lepiej, żeby z młodzieżą nie pracował. Dotykamy w tym momencie pewnego problemu istniejącego w formacji w seminariach duchownych, a także później w powierzaniu zadań nowo wyświęconym kapłanom. Na ogół neoprezbiter po przyjęciu święceń kapłańskich jest kierowany do pracy w katechezie. W takiej sytuacji on oczywiście musi podjąć pracę w szkole. Myślę, że to jest błąd. Jeżeli bowiem nie posiada pewnych predyspozycji, to praca w szkole może spowodować, że po dwóch latach będzie całkowicie wypalony nie tylko w katechezie, ale także w swoim kapłaństwie. Analogiczny problem dotyczy zresztą w nie mniejszym stopniu nauczycieli. Nie wypowiadam tej myśli jako przeczytanej w książkach. W czasie szkoleń katechetycznych, które prowadzę, podchodzą nieraz kapłani, katecheci świeccy, a także nauczyciele innych przedmiotów, którzy mówią wprost, że czują się wypaleni i chcieliby zakończyć pracę w szkole, ale sytuacja życiowa zmusza ich do dalszego nauczania.

Badania dowodzą, że średnio ok. 1/6 nauczycieli, katechetów, a pewnie także kapłanów kategorycznie nie powinna pracować z młodzieżą, gdyż gdziekolwiek podejmą pracę, pozostawiają po sobie jedynie zgliszcza; 2/3 jest takich, którzy mogą być duszpasterzami młodzieży, o ile włożą w tę pracę odpowiednią ilość swojego zaangażowania; i zaledwie 1/6 to ludzie z charyzmą, którzy potrafią uczynić z młodzieżą bardzo dużo dobrego.

Nie jest to zatem problem dobrej lub złej woli, dobrej lub małej wiary, tylko pewnych predyspozycji naturalnych?

Tak, oczywiście. Tych predyspozycji może brakować i niewiele da się wtedy zrobić. Jednakże nie wszyscy duszpasterze młodzieży muszą być obdarzeni wyjątkową charyzmą. Pamiętam np. jednego z moich duszpasterzy z lat szkolnych, ks. Macieja. Nie był on jakimś wyjątkowym duszpasterzem młodzieży w sensie posiadanych zdolności. Ale my widzieliśmy, że jemu na nas zależy. Kiedy nas zapraszał, to czuliśmy, że on naprawdę chce nawiązać z nami kontakt. To wystarczyło, by stworzyć fantastyczne duszpasterstwo młodzieży. Bardzo wielu młodych ludzi do niego przychodziło i przyprowadzało następnych.

Bo praca z młodzieżą wygląda tak: zaczyna się od bardzo małej grupy osób, nawet liczącej 3-4 osoby. Jeśli znajdzie się dla nich odpowiednia propozycja, to oni przyprowadzą innych. Grupa zaczyna wtedy rosnąć. Grupy młodzieżowe przy parafii powiększają się nie tyle dzięki rozwieszanym plakatom, choć i one mają pewne znaczenie informacyjne, ale przede wszystkim dzięki temu, że jeden przyprowadza drugiego. Jeżeli ksiądz ma dobrą wolę, nie żałuje pieniędzy, nie żałuje czasu, nie szczędzi swoich pomysłów i otwartości, to - nie ma siły! - młodzież do niego przyjdzie także wtedy, kiedy nie będzie "duszpasterskim wirtuozem", bo przecież nie wszyscy nimi jesteśmy.

Wróćmy do siedmiu kroków, czyli "garnka z zupą z siedmiu produktów". Wiemy, jak ma wyglądać garnek. A siedem "produktów"?

Te siedem kroków rozumiem jako siedem zasad pracy z młodzieżą. Pierwsza zasada: wsłuchać się w świat młodych. Trzeba poznać ich język, ich kulturę, ich przeżycia. Często my się w nich nie wsłuchujemy, ponieważ albo nie mamy na to czasu, albo nie mamy odwagi, albo niekiedy nie potrafimy sprostać tym problemom, z którymi oni do nas przychodzą. Wtedy łatwiej jest "rzucić" w ich stronę trochę teologicznej frazeologii, niż podjąć problemy, z którymi oni się zderzają. Jakie to są problemy? - różne. Mogę przywołać kilka bardziej ..pikantnych z otrzymanych w ostatnim czasie sms-ów: dziewczyna, które chce popełnić samobójstwo, bo była gwałcona przez ojca; chłopak, który nie potrafi sobie poradzić ze swoimi emocjami, a ma tendencje samobójcze; dziewczyna, która widzi, że ojciec alkoholik niszczy jej rodzinę, jest zupełnie bezradna wobec trwającej sytuacji i ma pretensje do Pana Boga... Przychodzą i pytają: co Pan Bóg ma im do powiedzenia w tej konkretnej sprawie? - duszpasterz nie może zlekceważyć tych pytań. Ja też często nie wiem, co im powiedzieć, ale chcąc razem z nimi szukać odpowiedzi, muszę wejść w świat ich przeżyć i muszę razem z nimi szukać tej odpowiedzi tak, aby była przekonująca. Po prostu duszpasterz musi najpierw rozpoznać, co się w nich naprawdę dzieje.

Zasada druga; duszpasterz musi próbować zrozumieć, dlaczego stawiają takie pytania, z którymi przychodzą. Jedna z nauczycielek, pragnąc nawiązać więź z dziewczyną, która stwarzała ogromne problemy wychowawcze, powiedziała mniej więcej tak (imię zostało zmienione): "Karolina, ja chyba ciebie zaczęłam rozumieć". Wtedy ta dziewczyna zareagowała bardzo gwałtownie: "Jak ty możesz mnie rozumieć? Przecież twój ojciec się nie powiesił, a matka nie chlała". A zatem: czy my ich rozumiemy? Właśnie wczoraj dziewczyna mnie pytała: "Proszę ojca, czy księża nas rozumieją?" W jakim świecie oni żyją, a w jakim my żyjemy? Zrozumienie jest niesłychanie ważne.
 
strona: 1 2 3 4 5 6