DRUKUJ
 
Wojciech Zagrodzki CSsR
Duszpasterstwo młodzieży ”trudnej”
Kwartalnik Homo Dei
 


Jeśli jednak warunkiem rozumienia drugiego jest identyczne doświadczenie rodzinne, to wielu z nas nie jest w stanie młodzieży zrozumieć...

Oczywiście. Ale ważny jest też podjęty wysiłek rozumienia naszych uczniów. Jeśli zaś uda się nam ich rozumieć, to i nasze działania będą inne.

Po trzecie: trzeba młodych ludzi zaakceptować. Nie chodzi o to, żeby akceptować to, co jest w nich złe, podtrzymując błędne przekonanie, ze człowiek niewiele może w sobie zmienić. Ale trzeba ich zaakceptować jako osoby. Taka akceptacja prowadzi do tego, że my się do nich zbliżamy, a oni do nas. To jest kolejny krok.

Następnie trzeba dążyć do zdobycia akceptacji ze strony młodzieży. Możemy chcieć przekazać młodym ludziom największe wartości, jeśli jednak nie będziemy przez nich akceptowani, to niewiele zdołamy przekazać. W postawieniu tego kroku ważna jest osobowość duszpasterza, a także jego wiedza oraz osobiste fascynacje, które zwracają uwagę młodych łudzi, np. to, że jest taternikiem czy specjalistą w pewnej dziedzinie. W moim przypadku czymś takim jest muzyka, umiejętność gry na kilku instrumentach. Wydaje mi się, że ważne jest pokazanie przez duszpasterza "ludzkiego oblicza". Dzisiaj ani sutanna, ani habit zakonny nie są przekonującym argumentem. Czasem zaś jest w nas podświadome oczekiwanie, że jako księża, powinniśmy być traktowani nieco inaczej. Może niekiedy z tego powodu czasem lubimy chować się za tytuły: "ks. prał", "ojciec gwardian", "ks. dr", "ks. prof.". A wszelkie tytuły młodych ludzi blokują. Jeśli ktoś zostanie przez młodzież zaakceptowany, to ona go przyjmie także wtedy, kiedy nie będzie mieć żadnych tytułów. Wzajemna akceptacja jest czymś zasadniczym w niesieniu Ewangelii młodym ludziom.

Piątym krokiem jest zbliżenie się do nich przez ofiarowanie swojego czasu. Czas jest niezbędnym elementem pracy wychowawczej. Oni przeżywają swoje problemy właśnie teraz i chcą je rozwiązywać w danej chwili. Kiedyś być może w środku nocy zadzwoni chłopak i przyzna się: "Proszę ojca, wpadłem z dziewczyną, i niech mi ojciec powie, co mam zrobić". Jeżeli on z taką sprawą najpierw przychodzi do księdza, a nie do kogokolwiek innego, i ma odwagę uczynić to w środku nocy, to znaczy, że ma zaufanie. Szuka pomocy u duszpasterza, i nie można mu powiedzieć: "Przyjdź jutro", ponieważ jutro już nie przyjdzie.

Szóstym krokiem jest jasne przedstawienie ewangelicznej propozycji, która byłaby odpowiedzią na ich potrzeby. Dopiero na samym końcu (siódmy krok) będzie można młodym ludziom pomóc, najpierw na płaszczyźnie ludzkiej, a później na płaszczyźnie religijnej, prowadząc ich w głąb religijnego doświadczenia wiary.

To jest moje siedem kroków. Czy one sprawdzają się zawsze i w każdej sytuacji? - nie wiem. Ja je nazwałem w ten sposób, czyniąc z nich własny program pracy nie tylko z młodzieżą tzw. "trudną", ale w ogóle z każdą młodzieżą. Ktoś może powiedzieć, że nie jest to model dla niego. Niech zatem stworzy swoje własne kroki.

Wydaje się, że nasza rozmowa prowadzi do prostego stwierdzenia: wbrew wszelkim opiniom dzisiejsza młodzież chce chłonąć Ewangelię?

Myślę, że tak. Młodzi nie tylko "chcą chłonąć Ewangelię", ale oni ją po prostu chłoną. Dostrzegam, że pokazanie ludzkiego oblicza, przemówienie do nich ich językiem, dotykając ich problemów, sprawia, że zaczynają słuchać i reagować. Ale głoszona im Ewangelia musi ich dotyczyć w ich konkretnej sytuacji życiowej. Na poszukiwaniu języka głoszenia Ewangelii warto poświęcić wiele czasu. Myślę, że warto ten wysiłek podejmować, także w katechezie, aby nieść Ewangelię do młodzieży.
 
strona: 1 2 3 4 5 6