DRUKUJ
 
Danuta Piekarz
Żegnaj Aniołku!
eSPe
 


Kto przynosił prezenty pod choinkę?

Nie wiem, kto Wam przynosił prezenty pod choinkę, gdy byliście dziećmi. Ja zawsze słyszałam, że przynosi je aniołek. I rzeczywiście, łatwo było uwierzyć w duchową naturę ofiarodawcy, skoro prezenty znajdowały się pod choinką nagle i niespodziewanie, choć nikt nie dzwonił do drzwi. Przyznam się, że przez moją dziecinną główkę przemknęła nawet kiedyś perfidna pokusa, by rozciągnąć wokół choinki przezroczystą żyłkę, a gdy aniołek wpadnie w tę pułapkę, wreszcie go zobaczę (ale bym się zdziwiła!)

Jednak po kilku latach wigilijny aniołek rozpłynął się w tej samej mgle, w którą odjeżdża zaprzęgiem reniferów Mikołaj w czerwonej czapce.
Tak, nieubłaganie wyrasta się z tej "aniołkowej" wiary, z równego układania pantofli przed łóżkiem, by sprawić radość aniołowi stróżowi (dalej głęboko wierzę, że mam swojego Anioła Stróża, ale nie sądzę, by specjalnie przejmował się układem kapci) z oleodrukowych obrazków dzieci prowadzonych przez anioła po kładce nad przepaścią... a skoro okazuje się, że Mikołaj i aniołek to tylko sprytny fortel rodziców, to czy należy w ogóle wierzyć w to, co niewidzialne?

Rozczarowanie z dzieciństwa

Zastanawiam się, czy przynajmniej część młodzieńczych kryzysów wiary nie jest w jakiejś mierze konsekwencją tego dziecięcego rozczarowania, gdy to, w co wierzyło się tak święcie i o czym zapewniały osoby najbardziej godne zaufania, okazało się zwykłą mistyfikacją. Może przesadzam, ale może coś w tym jest...
Dlatego przyznam, że gdybym miała wprowadzać małe dziecko w rzeczywistość wiary, chyba nie opowiadałabym mu o wigilijnym aniołku, ba! dobrze zastanowiłabym się, "co zrobić" ze św. Mikołajem. Bałabym się bowiem, że nabierze podejrzeń co do prawd, w które każą mu wierzyć dorośli, że wyrastając z tych "dziecięcych dostawców prezentów", wyrośnie też (tak na zapas) z autentycznej wiary w obecność aniołów i świętych, a może i samego Boga.

Rozczarowania w życiu dorosłym

Jednak na drodze wiary jest więcej przeszkód przy przechodzeniu "od aniołków do aniołów". Mam na myśli przede wszystkim infantylne, komercyjne traktowanie duchów niebieskich w dzisiejszej pseudosztuce: ileż filmów opowiada nam o losie anioła posłanego na ziemię, który nie chce wracać do nieba, bo zakochał się w jakiejś pięknej blondynce... bo niby po co ten przystojny anioł ma iść tam, gdzie jest tak nudno i tylko ciągle śpiewa się "Alleluja"... Nasza ziemia wydaje się dużo ciekawsza... No właśnie! Można by powiedzieć: jaki twój światopogląd, taki twój obraz anioła. Jeżeli sam nie potrafisz oderwać nosa od ziemi, anioł z twojej wyobraźni też będzie miał "niskie loty". Ale to będzie tylko "twój anioł", stworzony na twój obraz i podobieństwo, a nie prawdziwy anioł, Boży. To dlatego mówienie o aniołach budzi dziś lekki uśmiech politowania: bo istotnie, w takich aniołów, jak wyobrażają ich sobie ludzie, mając odrobinę zdrowego rozsądku naprawdę trudno wierzyć.

Ufoludki czy Aniołowie

Można powiedzieć paradoksalnie, że im więcej "aniołków" w naszym otoczeniu bardziej przypominających rzymskiego Amorka czy barokowe putto, aniżeli Bożych posłańców, tym mniej w naszym świecie wiary w istnienie prawdziwych aniołów - niewidzialnych duchów otaczających Boga i posyłanych nam z pomocą. I to doprawdy dziwne: jak trudno nam przyjąć, że Pan Bóg mógł stworzyć kogoś bardziej subtelnego (bo duchowego) i inteligentniejszego niż my! Niektórzy ludzie uważający się za wierzących (a jakże!) głębiej wierzą w istnienie ufoludków i latających talerzy, aniżeli w istnienie aniołów, o których tak wyraźnie mówi Pismo Święte. Nie wierzę w to, że towarzyszy mi tłuściutki skąpo odziany chłopczyk o kędzierzawych włosach. Nie wierzę w nudne niebo, gdzie anielskie chóry nie mają nic innego do zrobienia poza... śpiewaniem łacińskich pieśni.

Ale wierzę, że Pan Bóg, najlepszy Ojciec, zechciał powierzyć moją skromną osobę dyskretnej opiece mieszkańców nieba. Wierzę, że oni wszyscy - także aniołowie - żyją podstawowym prawem miłości: "Zrobię wszystko, co mogę, żebyś ty był szczęśliwy". Aniołom swoim rozkazał, aby cię strzegli. I za tę opiekę winniśmy wdzięczność przede wszystkim Posyłającemu, ale też tym naszym niewidzialnym Stróżom, zwłaszcza temu, któremu zostaliśmy szczególnie powierzeni.

Danuta Piekarz