DRUKUJ
 
Wojciech Giertych OP
Chwałą Ojca żywy człowiek
Mateusz.pl
 


Posłanie Syna z miłością

W przypowieści o miłosiernym Ojcu syna marnotrawnego znajdujemy pierwotny zamysł niebieskiego Ojca wobec umiłowanej ludzkości. Ten zamysł Ojcowski jest starszy niż zaistnienie człowieka, niż jego grzech. Ojciec pamięta czasy gdy synów na świecie jeszcze nie było, i już wtedy miłość Ojcowska ogarniała swe przyszłe dzieci. Od czasów św. Augustyna, teologia zachodnia instynktownie łączy historię zbawienia dopiero z grzechem Adama i z naprawą skutków tego grzechu. Jakby zapomniano głęboką intuicję św. Pawła oraz św. Ireneusza, sięgającą poza grzech, poza nawet stworzenie świata, do pierwotnego zamysłu miłości Ojcowskiej. Miłość Ojca, przekraczająca wszelkie wyobrażenia obu synów z przypowieści, uprzedza drogę człowieczą. Ojciec "bowiem wybrał nas przed założeniem świata... Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa" (Ef 1, 4-5). Grzech człowieka nie spowodował odwołania Ojcowskiego zamysłu. Wyzwolił natomiast z tym pilniejszą miłością posłanie Syna Bożego w celu odsłonięcia Ojcowskiej miłości i zjednoczenia w Jego sercu rodzaju ludzkiego. 

Marnotrawnemu synowi Ojciec nie robi wyrzutów, nie kwestionuje jego inwencji, pomysłowości i poszukiwań. Nie nakazuje mu też aby odtąd siedział jak na tronie w nowej sukni, w sandałach i z pierścieniem na palcu. Nie znamy dalszego losu obu braci. Rozpoznana jednak przez marnotrawnego syna miłość Ojca, i być może, rozpoznane wyczulenie na tą miłość u przygotowującego uroczystą ucztę Sługi, stają się dla syna zaproszeniem i zachętą do podobnej asymilacji miłości Ojcowskiej i do dzielenia się nią z innymi ludźmi, włączając w to dzieło, tą inwencję i pomysłowość, której u niego nie brak. Ojciec nie narzuca synom drogi swej miłości. On ją odsłania i czeka aż synowie dojrzeją do udziału w niej. Ukazując zarazem swoją miłość w drodze Tego "który przyjął postać sługi" (Flp 2, 7) Ojciec stopniowo, z wielką cierpliwością prowadzi wszystkich do zjednoczenia w Swym sercu. Jest to droga nie strachu czy posłuszeństwa, ale droga miłości. Ojciec "tych, których od wieków poznał, tych też przeznaczył na to, by się stali na wzór obrazu Jego Syna, aby On był pierworodny między wielu braćmi" (Rz 8, 29). Dlatego Jezus wyznaje Ojcu: "Objawiłem im Twoje imię i nadal będę objawiał, aby miłość, którą Ty Mnie umiłowałeś, w nich była i Ja w nich" (J 17, 26). Ta miłość, pochodząca od Ojca, jest najwyższą, najwspanialszą perspektywą człowieka!

Można na życie spoglądać "od dołu", zastanawiając się nad ludzkimi poszukiwaniami, nad moralnością, nad etycznymi wymaganiami, które wynikają ze struktury ludzkiej natury i z jej społecznych czy psychologicznych, uwarunkowań. Takie podejście doszukujące się wymagań prawa naturalnego jest w pełni uprawnione, wyrażające godność ludzkiego umysłu, który szuka celowości i sensu tego co obserwuje. Ale o wiele ciekawsze, i ważniejsze dla człowieczego losu jest spojrzenie na ludzkie życie "od góry", wychodząc od pierwotnego zamysłu Ojca, od tego co Ojciec sam nam odsłonił w swym Synu, Chrystusie. Dlatego nauczanie moralne w Kościele jest przede wszystkim zwiastowaniem tegoż Ojcowskiego zamysłu miłości. Bardziej mówi nam ono o tym co Bóg czyni człowiekowi, niż o tym co człowiek próbuje czy powinien próbować czynić Bogu.

Ale czy to jest możliwe? Czy da się prawdziwie orzekać o zamysłach Bożych wobec człowieka? Czy można praktycznie określić co to znaczy, że człowiek staje się "na wzór obrazu Bożego Syna"? Rodzą się tu trzy zasadnicze pytania. Pierwsze dotyczy samego Chrystusa. Na ile rzeczywiście Chrystus odsłania nam kochające serce Ojca i Jego uzdrawiający, podnoszący człowieka wpływ? Św. Paweł powie że Chrystus "jest obrazem Boga niewidzialnego" (Kol 1, 15). Oznacza to, iż według św. Pawła, w doświadczeniu Chrystusa, w sposób czytelny możemy postrzec zamysł Ojcowski. Drugie pytanie dotyczy człowieka. Czy da się jakoś przenieść ten Boży obraz z Chrystusa w życie i w doświadczenie chrześcijanina, tak aby w człowieku rzeczywiście odsłaniały się odbite cechy obrazu Bożego? Jak dokonuje się przetransponowanie Bożego obrazu z niewidzialnego Ojca na Syna, a potem z Syna na konkretnego, współczesnego człowieka? Św. Paweł poucza nas tajemniczo: "My wszyscy z odsłoniętą twarzą wpatrujemy się w jasność Pańską, jakby w zwierciadle; za sprawą Ducha Pańskiego, coraz bardziej jaśniejąc, upodabniamy się do Jego obrazu" (2 Kor 3, 18). Co to znaczy, praktycznie? Odpowiedź na to jest sprawą ważną, gdyż chodzi o to by człowiek żyjący dzisiaj, uwikłany w sprawy tego świata, mógł jak ten marnotrawny syn odnaleźć się w Ojcowskich ramionach, by mógł się w pełni wyczulić i otworzyć na realizujący się w nim obraz Boży. Choć przypowieść o tym już nie mówi, ale chyba rzecz w tym, aby człowiek, podniesiony wreszcie miłością Ojcowską, mógł odtąd na sposób samego Ojca kochać tych ludzi, z którymi współcześnie dzieli swój los. Ale czy mówienie takim językiem, nie jest chwytaniem się z motyką na słońce, więcej nawet, podskakiwaniem stworzenia ku Niestworzonemu? Stąd rodzi się trzecie pytanie: Jak o tej rzeczywistości mówić? Czy te tajemnicze prawdy, znane jedynie z Objawienia, można odmalować, ludzkim językiem wyrazić? Czy ludzkie środki przekazu mają prawo podejmować takie tematy, czy mogą służyć jako narzędzie dla wyrażenia tej, duchowej, czysto nadprzyrodzonej, rzeczywistości?

 
strona: 1 2 3 4 5 6 7