DRUKUJ
 
Beata Szymczak-Zienczyk
Sztuka latania
Szum z Nieba
 


Trudno nauczyć się latać, machając tylko rękami. Można zaakceptować fakt, że człowiek nie jest istotą skrzydlatą, a nawet twierdzić, że gdyby Bóg chciał, by człowiek latał, dałby mu skrzydła. I na tym poprzestać. Albo wymyślić sposób, by… wzbić się w powietrze – mówi o. Fabian Błaszkiewicz SJ, główny mówca XI Forum Charyzmatycznego w wywiadzie dla „Szumu z Nieba”. 
 
Co to znaczy, że Bóg kocha nas takimi, jacy jesteśmy?

W Piśmie świętym nie ma takiego stwierdzenia. Moim zdaniem, wynika ono z przeniesienia na Boga pewnych koncepcji psychologicznych, haseł, które głoszą, że człowieka powinno się w taki sposób kochać i akceptować. Często też słyszę, dla odmiany, że Bóg kocha nas pomimo naszych słabości. A ja się z tym nie zgadzam. To by oznaczało, że On, będąc doskonałym, patrzy na nas, którzy jesteśmy niedoskonali, i ten fakt pomija. Tak jakby chciał „przeoczyć” naszą słabość i widzieć tylko to, co jest dobre. A z tego można wyprowadzić wniosek, że w sumie to Bóg nas w ogóle nie kocha, a tylko toleruje. A On doskonale widzi, że jesteśmy niedoskonali. Co więcej – takimi właśnie nas stworzył i takimi nas kocha, ale Jemu podoba się także nasz proces wzrastania, czyli wyrastania z naszych słabości ku dojrzałości. Dopiero w takim sensie Bóg kocha nas takimi, jacy jesteśmy, ale jednocześnie takimi, jacy mamy się dopiero stać. Po to właśnie Bóg stał się człowiekiem, abyśmy mogli doświadczyć „przebóstwienia”, jak mówi Jan Paweł II, czyli uczestniczenia w doskonałości Boga. On kocha nas już dziś jako swoje dzieci, ale to nie znaczy, że zgadza się na wszystko. Bóg nie akceptuje naszego grzechu, nie akceptuje, gdy kolejny raz popełniamy ten sam błąd i nie wyciągamy z niego wniosków. To nie znaczy, że nie kocha człowieka, ale tych konkretnych sytuacji nie akceptuje, a wręcz nienawidzi. I robi wszystko, by człowieka sprowadzić na właściwą drogę. Na tym polega Jego miłość.

A jeśli człowiek nie poddaje się procesowi wzrostu?

Lenistwo jest jednym z grzechów głównych. W ten sposób człowiek zaprzecza swojej istocie. Bóg, jak naucza św. Ignacy, cały czas pracuje w swoim stworzeniu: działa i pobudza do działania. I jeśli ktoś to hamuje przez bierność – w konsekwencji odcina się od Boga. Ucieczka przed pragnieniem wzrostu, które każdy człowiek ma w sercu, także jest grzechem. Z drugiej strony są sytuacje, gdy ktoś czegoś w swoim życiu nie podejmuje z powodu zranień, czy innych ograniczeń. Wtedy oczywiście ma to inny wymiar moralny. Zawsze jednak takie sytuacje mogą zostać przez Boga uzdrowione.
 
Gdzie jest granica, co mogę w sobie akceptować, a co już nie?

Często mylimy akceptację z tolerancją. Moim zdaniem, chrześcijanin bardziej powinien siebie tolerować niż akceptować. Tolerancja jest zgodą na fakt, że coś ma miejsce, że istnieje. Akceptacja to jest przyjęcie tego faktu za swój, utożsamienie się z nim. Na przykład ja toleruję homoseksualizm, zgadzam się, że jest takie zjawisko, ale nie przyjmuję jako czegoś swojego. Tolerancja oznacza, że godzę się na swoją słabość, na to, że nie jestem doskonały, że mogę czegoś nie wiedzieć, czy nie umieć. Mogę tolerować moją nadwagę, czy kalectwo, jeśli się pojawiło, ale niekoniecznie uznawać to za coś swojego i nic z tym nie robić. Przeciwnie – powinienem zrobić wszystko, co w mojej mocy, by to zmienić. Jeśli czegoś nie umiem – zawsze mogę się nauczyć, choć w danym momencie tolerować fakt, że jeszcze tego nie wiem. Chyba że naprawdę coś nie jest możliwe lub nie mieści się w zakresie moich możliwości. Choć fakt, że człowiek wynalazł samolot, by latać, pokazuje, że wbrew pozorom ten zakres jest bardzo szeroki.

A zatem jeśli w naszym życiu pojawiają się trudności, powinniśmy jedynie tolerować fakt ich istnienia, ale walczyć, by je pokonać?

Oczywiście. W tym wypadku tolerancja polega także i na tym, że uczę się radzić sobie w danej sytuacji. Na przykład, gdy ktoś straci wzrok i będzie buntował się przeciwko temu, to może popaść w frustrację. Ale może też to tolerować i wykorzystać ku dobremu, ufając Bogu i jednocześnie prosząc go o uzdrowienie, także poprzez szukanie pomocy u lekarzy.

Czy jest jakiś sposób, by rozpoznać, czy moja ułomność to moja mocna strona, czy mam się jej pozbyć?

Tym sposobem jest modlitwa i rozeznawanie. Zdarza się, że nieszczęścia, które spotykają nas w życiu, stanowią coś w rodzaju drogi, która prowadzi tam, gdzie z własnej inicjatywy byśmy nie doszli, a sens tego widać dopiero po czasie. W postępowaniu Boga z człowiekiem nie ma jakiegoś wzoru czy formuły. Każdy z nas jest inny i inaczej przez Boga prowadzony. Nie mogę czyjegoś życia przyłożyć do swojego i tak samo „wykroić”. Dlatego tylko przez osobisty kontakt z Bogiem mogę zrozumieć, jaki sens ma to, co się w nim dzieje. Oczywiście mogą być pewne podobieństwa i zbieżności z innymi. Znamy historie, które nas pocieszają i budują, jak chociażby historia Józefa Egipskiego. Ale zawsze powinniśmy pytać Boga, jak możemy tę historię odnieść do siebie. Takiej odpowiedzi tylko On może nam udzielić.

 
strona: 1 2