DRUKUJ
 
ks. Przemysław Bukowski SCJ
Niezidentyfikowany obiekt nielatający
Czas Serca
 


Kardynał Christoph Schönborn mówił niegdyś do księży: "Jeśli bowiem jesteśmy następcami Apostołów i ich współpracowników, to nie tylko w zakresie świętej władzy, (…) jesteśmy ich następcami także w ich błędach, wadach, ułomnościach". Grzechy stygmatyzują, kapłanów może nawet bardziej. Na kartach Ewangelii najsurowsze reprymendy przypadły przecież właśnie tym wybranym (por. Mt 16,23). Poza tym w przypadku niedobrej żony można się często jakoś z nią dogadać lub przynajmniej dojrzeć do przekonania, że przecież ona znowu ma rację, ale gdy kapłan gubi się moralnie, jego wiara odparowuje, on sam zostaje właściwie bez niczego. Z drugiej strony, dzięki Bogu, mamy ciągle spore wymagania w stosunku do tych "z tamtej strony ołtarza". Te wymagania zdają się czasem uginać pod ciężarem kolejnych zawodów i rozczarowań, ale jednocześnie prowokują do niemych pytań, kim byśmy właściwie byli, gdyby nie oni i ich misja. A zatem święcenia nie zabezpieczają przed ludzkimi błędami. Dlatego nawet najświętszy kapłan musi w końcu znaleźć się z tej drugiej strony kratek konfesjonału i jak wszyscy liczyć na "miłosiernego spowiednika".

Tyle chce?

"Czy ksiądz to dobry zawód? Czy dobrze płatny?"

Księża są zawsze lustrem społeczeństwa, rodzin, z których wyszli. Dlatego w ich historiach każdy znajdzie coś "swojskiego". Stąd też nasze, niekiedy także trochę zaskakujące, przekonania, że np. "ten jest uczciwy, bo mało zarabia i niewiele wydaje". Jakby słuszną zapłatę odbierali wyłącznie ci kapłani, którzy w ornacie są w porządku tylko gratis. A oni, poza kościołem i kancelarią, muszą dziś chodzić do "normalnej" pracy i zarabiać. Różnie się na tę pracę patrzy, chociażby w szkole. Ale trudno. Chyba już tak pozostanie, że dla większości uczniów nawet matematykę jest łatwiej ogarnąć, niż uwierzyć w Boga. I chociaż istnieją kraje (np. Niemcy), w których państwo wypłaca duchownym pensje i ich z nich rozlicza, a zatem śmiało i publicznie można tam wyliczać, ile zarabiają, wydają i odkładają, to jednak na pytanie: "Jaki jest pański zawód?" z uzasadnionym zmieszaniem odpowiadają duchowni: "To znaczy… ja jestem księdzem". Bo chociaż w kieszeni dyplom ukończenia studiów, to jednak charakteru tego "warsztatu pracy" nie oddaje wiarygodnie szyld z napisem: "Czynne w godzinach…". "Później nie przeszkadzać, chyba że zniosą celibat".

Chociaż zatem wielu zagląda do portfela księdza i prognozuje sielskie życie, to jednak rynek pracy nie wykazuje przesadnego zainteresowania ofertą parafialnego duszpasterzowania. Dziwna koniunktura. A może kryteria naboru są zbyt ostre? To prawda, bycie pobożnym i ogólnie poukładanym nie uprawnia jeszcze do założenia sutanny. Kościół, podobnie jak każde w pewnej mierze zinstytucjonalizowane ciało, ma prawo określać własne kryteria naboru swych "funkcjonariuszy". A tutaj, poza tymi, które "upoważniają", cała lista "dyskwalifikacji": poważna wada wymowy, skłonności homoseksualne, choroba psychiczna, impotencja, ślepota czy – o zgrozo – brak kończyny lub choćby palca wskazującego prawej ręki. Potencjalni aspiranci, odwagi!

Prawda o duchownym UFO

Całe szczęście, że księża chociaż przykazań nie układali, bo wówczas w Kościele bylibyśmy już zapewne również po kilku korektach Ewangelii. Dla wielu i tak odważna pozostanie nie ta część kleru, która - zapewne z lęku przed utratą "pracy" - krytykuje ideologię laickiego państwa bez religijnych symboli w przestrzeni publicznej, tylko ta, która za obronę mało chrześcijańskich pomysłów na życie jest w stanie poświęcić się i nawet zrzucić sutannę. Ale niech nikt nie myśli, że chodzi o to, iż kto chce psa uderzyć, ten zawsze kij znajdzie. Mają duchowni swoje na sumieniu. I nie trzeba tej nędzy upiększać ani rozkładać ją na raty. Zostać księdzem, a być nim – to dwie różne historie.

Bowiem do kapłaństwa, podobnie zresztą jak do małżeństwa czy do rodzicielstwa, trzeba dorastać. I tak to chyba widzi Bóg: "skarby w naczyniach glinianych" (2 Kor 4,7). Kapłańskie grzechy i przestępstwa nie legitymizują się, na szczęście, rękojmią in persona Christi. Chodzi jednak o podejrzliwość i nadużywanie sformułowania "zamiatać pod dywan". To trzeba widzieć, bo prawda jest po prostu większa niż pęknięcia w tej prawdzie. Zatem nawet jeśli dzisiaj pewne interpretacje kapłaństwa przeżywają – mniej lub bardziej słuszny – kryzys, ono samo pozostaje nadal niełatwą szansą… I tak już chyba musi pozostać.


"Jak ksiądz ma połataną sutannę, mówią: Jaki nieporządny!
Jak ma piękną i nową, zastanawiają się: Za co on ją kupił?
Jak ksiądz jest przystojny, mówią: Zmarnuje się chłopaczysko!
Jak jest brzydki: Co?! To już takie łamagi święcą na księży?
Jak mówi długie kazania, mówią: Zamęczy nas!
Jak mówi krótkie: Nieprzygotowany!
Jak jest młody, mówią: Za młody! Nie ma doświadczenia! Grzech machnie ogonem i przewróci się.
Jak jest stary: No tak, święty, bo stary. Grzechy same od niego pouciekały.
Trudno być księdzem, dlatego ksiądz odwraca się czasem do ludzi plecami, żeby nie widzieli, jak płacze, kiedy podnosi ukrytego Pana Jezusa w swoich rękach"

(ks. J. Twardowski)


ks. Przemysław Bukowski SCJ
Freiburg, Niemcy
 
strona: 1 2