DRUKUJ
 
Beata Legutko i Marta Wielek
Włącz myślenie
List
 


Wielu ludzi myli poczucie winy z głosem su­mienia i próbuje się za wszelką cenę dostoso­wać do oczekiwań innych. Chłopak wstępuje do zakonu dlatego, że mamusia miała powo­łanie. Potem dochodzi do wniosku, że to nie ma sensu, występuje i ma poczucie winy, ale nie dlatego, że nie sprostał powołaniu, tylko dlatego, że mamusia cierpi. Wychowawca w klasztorze mu mówi: „Uciekaj, bo tutaj ani ty nie będziesz miał z nas pożytku, ani my z cie­bie. Twoja droga jest chyba inna, ale musisz to wszystko rozpatrzyć wobec Pana Boga". Bardzo często robimy różne głupstwa właśnie dlatego, że ktoś ma wobec nas takie oczeki­wania.

W tym sensie sumienie nie jest zniewalają­ce, tylko wyzwalające; odwołuje się do tego, co jest we mnie. Ostatecznie to ja jestem tą instancją, która decyduje, nawet kiedy mówię „nie" Panu Bogu.

Czy sumienie jest omylne?

Człowiek jest omylny, to i rozum może być omylny. Mogę fałszywie oceniać. Jak wia­domo, na nasze myślenie mają wpływ różne rzeczy, np. poczucie winy, jeśli je pomylę z gło­sem sumienia, złe rozeznanie czy też jakieś moje interesy. W związku z tym człowiek po­trafi pomylić się nie tylko w matematycznych obliczeniach, ale też w ocenieniu swojego postępowania. Wiele zależy od wychowania, dojrzałości sumienia. Chodzi o to, bym miał dobrze ułożoną hierarchię wartości. Wiem np., że człowiek ma być moim celem, a nie narzędziem, za pomocą którego osiągam cel; wiem, że powinien postępować wobec niego sprawiedliwie. Ludzie są jednak zwierzętami interesownymi i często łamią sprawiedliwość w relacji z drugim człowiekiem, oszukując, kła­miąc itd. Wtedy oszukują też własne sumienie, uważając, że własne dobro jest ważniejsze od tego, które należy się drugiemu człowiekowi.

Czy sąd takiego „oszukanego su­mienia" obowiązuje?

Zawsze obowiązuje.

Nawet jeśli moje zachowanie jest sprzeczne z normami, ale z mojego osądu wynika, że jest dobre?

Ale jakimi normami? Tu tkwi problem. Św. To­masz mówi, że gdyby ktoś wbrew przekona­niu przyjął chrzest, grzeszy. Człowiek przyjął chrzest, bo np. ktoś mu powiedział: „Nie ożenię się z tobą, jak się nie ochrzcisz". On wtedy gwałci swoje sumienie, bo nie jest przekonany o prawdzie tej wiary, albo też jest to zachowa­nie pogardliwe – chrzest jest dla niego tylko obrzędem, jakimś wyrazem konformizmu spo­łecznego: „Wszyscy się chrzczą, to ja też".

Chodzi np. o normy zawarte w na­uczaniu Kościoła. Rozumiesz je czy nie, musisz przestrzegać i już.

„Rozumiesz, czy nie rozumiesz" – tutaj trze­ba pewne rzeczy rozdzielić. Jeżeli ktoś nie rozumie jakiegoś przykazania, to nie znaczy, że ono go nie obowiązuje. Dopóki nie zabijesz drugiego człowieka, nie wiesz, jaka to zbrod­nia. Lepiej tego nie sprawdzaj. Zawierz temu, który ci mówi, że to jest coś złego. Tak samo jest z wieloma innymi kwestiami objętymi na­uczaniem Kościoła. Pozostają jeszcze sprawy indywidualne – te rozstrzyga się w konfesjo­nale.

A co z żalem w sytuacji, gdy su­mienie nie wyrzuca mi czegoś, co powinno? Trudno żałować czegoś, czego nie uznawało się za zło. „Ża­łuję, że nie żałuję"?

Jeśli ktoś w ogóle nie rozeznawał, czy coś jest dobre, czy złe, żył bezmyślnie i w pewnej chwi­li stwierdził: „Głupio robiłem, ale co będę żało­wał", to znaczy, że rozumie żal nie jako ocenę etyczną, ale w sensie emocjonalnym. Jak ma żałować tych pięciu milionów dolarów, które ukradł? Żałuje – w sensie emocjonalnym – że mu je zabrali policjanci, kiedy go złapali.

Powiedzenie: „Żałuję, że nie żałuję" ozna­cza natomiast, że ktoś zgadza się na to, że jego zachowanie jest niedobre, mimo że nie jest w stanie - znowu w sensie emocjonalnym – ocenić go negatywnie. Nie żałuje kradzieży pięciu milionów dolarów, bo był do nich przy­wiązany. Niemądrze byłoby żądać od niego emocjonalnego aktu żalu. Pytanie, czy jest gotów ocenić, w sensie moralnym, że to było po prostu złodziejstwo. „No tak, to było złe, ale jak mam żałować?. Żałuję, że nie żałuję, ale nie potrafię żałować".

I to już wystarczy do spowiedzi?

Mnie się wydaje, że Panu Bogu to wystarczy, bo ten człowiek już na tyle uchylił drzwi, że Pan Bóg nogę wsadził.

_______________________________
o. prof. dr hab. Jan Andrzej Kłoczowski, domi­nikanin, filozof religii, historyk sztuki, wykładowca UPJP II w Krakowie i Kolegium Filozoficzno-Teologicznego oo. Dominikanów w Krakowie, ceniony duszpasterz i kaznodzieja
 
strona: 1 2 3 4