DRUKUJ
 
Ks. Mariusz Pohl
Wola Boża a dopust Boży
Wieczernik
 


Uszlachetniające cierpienie?

Nieraz łudzimy się i wmawiamy sobie, że przecież cierpienie uszlachetnia. Przymykamy przy tym oczy na fakt, że uszlachetnia tylko niektórych, a wielu czyni gorszymi, zgorzkniałymi, zbuntowanymi, wręcz zdegenerowanymi. Jeśli cierpienie ma być „lekarstwem” na nasze wady i straszakiem przeciw grzeszeniu, to jest to lek o zbyt wielu szkodliwych skutkach ubocznych, by tak łatwo godzić się z jego stosowaniem. Co wcale nie znaczy, że grzech nie ma swoich naturalnych przykrych konsekwencji; ale wynikają one z samej natury rzeczy, a nie ze specjalnego działania Boga.

Natomiast niewątpliwie od Boga pochodzą te trudne doświadczenia i cierpienia, które mają być próbą naszej wiary, mają ją sprawdzać i hartować, jak to było w przypadku Abrahama. Z tym zastrzeżeniem, że wtedy Bóg wiedział, że wszystko zakończy się happy endem i dla naszego zbudowania mógł sobie pozwolić na taki eksperyment. Gorąco próbujemy wierzyć, że nigdy nie nałoży na człowieka ciężaru większego, niż zdołamy unieść, ale doświadczenie uczy nas, że jednak Bóg często myli się w swoich obliczeniach i nie brakuje ludzi, którzy pod ciężarem swego krzyża nie tylko upadli, ale całkowicie się załamali i stracili wiarę. Pewna zrozpaczona matka po śmierci swej córeczki powiedziała z żalem: „Gdybym była nieco słabsza, to może moje dziecko by żyło!”

Pociechą jest również świadomość, że niekiedy nasze nieszczęścia - choć nie mają żadnej doraźnej przyczyny, to jednak mogą być następstwem bardziej odległych w czasie win, może nawet całkiem cudzych grzechów. W ten sposób Pan Bóg upomina się o swoje w czwartym i piątym pokoleniu, a my cierpimy za winy praojców. Wówczas i objawienie ostatecznego celu i sensu cierpienia możemy odsunąć w czasie. Może dopiero w wieczności zrozumiemy sens doczesnych cierpień? Bóg ma swoje powody i wie, do czego to wszystko zmierza, więc powinniśmy Mu zaufać i cierpliwie znosić wszelkie dolegliwości życia. Czy jednak takie tłumaczenie i perspektywa czekania na sąd ostateczny zdoła pocieszyć rodziców po śmierci swojego małego dziecka?

Nie twierdzę, że w powyższych argumentach nie ma żadnej racji ani słuszności. Na pewno każdy z nich może być dla wielu z nas prawdziwą pociechą i nieść nadzieję. Chcę tylko przestrzec przed mechanicznym stosowaniem takiego rozumowania czy automatycznym przytaczaniem powyższych argumentów na zasadzie gotowych sloganów. Nasza nieodparta potrzeba racjonalnego uzasadnienia każdego przejawu cierpienia, ma nam zapewnić poczucie bezpieczeństwa, że wszystko jest pod kontrolą, wszystko ma swoją przyczynę i jest jakoś uzasadnione, bo nad wszystkim czuwa wszechmocny Bóg.

Boża wola czy dopust Boży?

Gdy w kontekście cierpienia i zła próbujemy stosować pojęcia: Boża wola i dopust Boży, dokonujemy chyba pewnego nadużycia. W ten sposób przy pomocy taniego, pojęciowego zabiegu czynimy Boga odpowiedzialnym za każdą sytuację: każdą decyzję człowieka, każde przypadkowe działanie sił natury. To co jest zgodne z naszymi oczekiwaniami i logiką nazywamy Bożą wolą, a to co jest z nimi sprzeczne określamy jako dopust Boży. W ten sposób zwalniamy się od odpowiedzialności za swoje życie i urządzanie świata, za przezwyciężanie zła i solidarność w cierpieniach.

A dodatkowo dajemy sobie złudne gwarancje, że jeśli dostosujemy się do oczekiwań Boga, jeśli będziemy Go słuchać i postępować godziwie, to na pewno uda nam się uniknąć tych wszystkich nieszczęść, które ludzie źli sami ściągają sobie na głowę. Jest w tym rozumowaniu sporo racji: większość naszych nieszczęść jest przecież bezpośrednim, naturalnym skutkiem lekceważenia zasad, podejmowania złych decyzji i popełniania grzechów. Ale nie wszystkie. Są też nieszczęścia niczym nie zawinione, będące - w naszym oglądzie - następstwem ślepego losu, nieszczęśliwego zbiegu okoliczności, pechowego przypadku, nieszczęścia niczym nie zawinione, przy braku jakichkolwiek zewnętrznych przyczyn. Tego boimy się najbardziej, bo to oznacza, że nikt nie może czuć się bezpieczny, że na każdego może spaść grom z jasnego nieba, przed którym nie sposób się obronić.

Jak zatem wytłumaczyć te liczne sytuacje, kiedy to złe rzeczy zdarzają się dobrym ludziom? Wolą Bożą czy dopustem Bożym? Z jakiego powodu się to dzieje? Na to pytanie próbuje udzielić nam wszechstronnej odpowiedzi biblijna Księga Hioba. Pojawiają się w niej w różnych konfiguracjach i kontekstach wszystkie argumenty przedstawione powyżej. Są one poddane krytyce, skonfrontowane ze sobą i z niewinnie cierpiącym człowiekiem, z naszymi wyobrażeniami o Bogu i postulatami zdrowego rozsądku.

Ostatecznej odpowiedzi w Księdze Hioba zabrakło, bo Bóg jej odmówił. Odmówił, bo na pytanie o sens ludzkiego życia i cel cierpienia nie można dać teoretycznej, teologicznej odpowiedzi. Ostatecznej i miarodajnej odpowiedzi udzielił Bóg dopiero w Osobie swojego Syna, którego poddał najcięższej próbie. Niewinność, miłość, pokora i bezbronność Baranka Bożego, zostały brutalnie skonfrontowane ze złem, nienawiścią i grzechem świata. Bóg nie uląkł się niezawinionego niczym cierpienia. Przyjął je, poddał się mu z całą pokorą i uległością, doświadczył skrajnego odrzucenia i osamotnienia. Stanął po stronie wszystkich tych, którym w dziejach ludzkości przyszło cierpieć. Nie zlikwidował cierpienia ani zła, ale zwyciężył je swoją miłością i obecnością.

W tym jednym przypadku wolą Bożą było niezawinione cierpienie Niewinnego. Chrystus przyjmując i wypełniając tę Bożą wolę, pokazał nam drogę. Nie powinniśmy pytać o przyczyny i cel cierpienia, bo nie znajdziemy zadowalającej odpowiedzi. Powinniśmy raczej pytać, co mamy robić, by przez swoją reakcję na to cierpienie, wyjść z takiej próby zwycięsko, nie poddać się rozpaczy, nie przeklinać Boga. Bóg jest po naszej stronie. Cierpi wraz z nami, rozumie, współczuje, towarzyszy na drodze krzyża. A jako ostatnie słowo, daje nam nadzieję zmartwychwstania.

ks. Mariusz Pohl
 
strona: 1 2