DRUKUJ
 
Marcin Piątek
Dziękuję, nie piję
Głos Ojca Pio
 


Trudne początki

Ile kosztowała go ta przemiana, wiedzą tylko ci, którzy zmagali się z nałogiem alkoholowym. Podczas pierwszych miesięcy abstynencji powiedział do swojej siostry: „Łatwiej jest przywrócić do życia umarłego, niż przestać pić, będąc alkoholikiem”. Matka Matta wspominała, że początki nowego życia były dla jej syna najtrudniejsze. Wielokrotnie wracał do domu przygnębiony, wątpił w swoje ostateczne zwycięstwo w walce z nałogiem.

Alkohol nie był jego jedyną słabością. Wcześnie popadł także w nałóg tytoniowy – ćmił papierosa za papierosem. Z tym uzależnieniem także wygrał.

Matt nie poprzestał na tym. Zdawał sobie sprawę ze zmarnowanych szesnastu lat życia i chciał odkupić swoje winy. Zwracał długi zaciągnięte w czasach pijaństwa, chciał oddać wszystko, do ostatniego pensa. To, co mu zostawało, rozdawał biednym lub wysyłał misjonarzom.

Bracia oddalili się od niego, gdy próbował wyciągnąć ich ze zgubnego nałogu. Zbliżył się natomiast do matki – zdał sobie sprawę, jak wielką krzywdę wyrządzał jej przez te wszystkie lata i starał się wynagrodzić doznane cierpienia.

Uporczywie szukał biedaka, którego skrzypce kiedyś przepił. Przetrząsał wszystkie przytułki i domy noclegowe Dublinu – bezskutecznie. Człowiek, któremu wyrządził krzywdę, prawdopodobnie już nie żył – Matt poprosił księdza o odprawienie kilku mszy za spokój jego duszy.

Zmieniły się jego relacje z ludźmi – początkowo tęsknił za znajomymi od kielicha, ale wkrótce zdał sobie sprawę z pozorności tych przyjaźni. Nie znosił kłamstwa ani przekleństw i nieprzyzwoitych żartów. Dla znajomych, współpracowników zawsze był pełen życzliwości, ciepłych uczuć i pogody ducha. Charakteryzował się iście irlandzkim poczuciem humoru. Zawsze służył dobrą radą i słowem pocieszenia.

Módl się i pracuj

Jaka siła pozwoliła wytrwać Talbotowi w trzeźwości? Unikał pubów, w ogóle nie nosił ze sobą pieniędzy – wiedział, że najmniejsza dawka alkoholu wywoła burzę i będzie jego ostateczną porażką. Po pracy szedł do kościoła, gdzie spędzał całe wieczory. Przyjął praktyki irlandzkich świętych z pierwszych wieków chrześcijaństwa: spał na desce, pod głowę podkładając kawałek drewna. W czasie Wielkiego Postu jadł suchy chleb, ryby i pił gorzkie kakao. Ustalił ścisły porządek dnia – w myśl zasady ora et labora – tak, że po prostu nie miał czasu na wizyty w knajpie.

Codziennie o piątej rano uczestniczył we Mszy Świętej. Pracę zaczynał o szóstej. Gdy mszę przeniesiono z godziny piątej na szóstą piętnaście, wolał zmienić pracę, niż zrezygnować z wczesnej Eucharystii. Kiedyś odmówił wykonania zadania, które było sprzeczne z jego przekonaniami, a na groźbę zwolnienia z pracy odpowiedział: „Przede wszystkim muszę wziąć pod uwagę interes duszy”.

Modlitwa dodawała mu siły, co tak wspominała jego siostra Maria: „Wydawało się, że nie wstaje z kolan”. Gdy było bardzo źle, klękał przed Najświętszym Sakramentem i modlił się o oddalenie pokus: „Proszę, nie pozwól mi wrócić do dawnego życia. Zmiłuj się nade mną”. Radość i pokój zajmowały miejsce smutku i strachu.

Miejsce kolegów z pubu zajęli prawdziwi przyjaciele – Jezus, Maryja i święci, do których się uciekał.

W rękaw swego płaszcza wpiął dwie szpilki tworzące znak krzyża, aby w żadnej chwili nie zapominać, że Jezus umarł za niego na krzyżu. Symbol ten przypominał mu o potrzebie nieustannej modlitwy.

Nie zdecydował się na małżeństwo z pewną pobożną, katolicką dziewczyną, którą poznał w jednym z miejsc pracy. Podczas odmawiania nowenny nabrał przekonania, że powinien przejść przez życie samotnie, całkowicie oddając się Chrystusowi.
 
strona: 1 2 3