DRUKUJ
 
ks. Grzegorz Strzelczyk
Grzech – osad z kamienia
List
 


Konfrontacja z przeszłością

Sakrament pojednania i pokuty, jeśli jest dobrze przeżywany, chroni przed postępami tego procesu, może też prowadzić do głębokiego uzdrowienia pamięci i woli - może usunąć z naszego wnętrza osady pozostawione przez zło. Niestety, w zwykłej praktyce spowiedzi i w jej rozpowszechnionym rozumieniu akcentuje się prawie wyłącznie jeden z wymiarów tego sakramentu: odpuszczenie grzechów. Przychodzimy do konfesjonału, ksiądz rozgrzesza, Bóg przebacza, czujemy pewną "ulgę" w sumieniu. I chociaż już to doświadczenie "ulgi" samo w sobie jest znakiem uzdrowienia, które dokonało się przez Boże przebaczenie, to jednak całego potencjału tkwiącego w tym Jego działaniu zwykle nie wykorzystujemy, zbyt słabo angażując się w proces pokuty i pojednania.

Etapowy proces

No właśnie: "proces". Sakrament pojednania i pokuty to nie tylko wyznanie grzechów i rozgrzeszenie. Przypominają nam o tym katechizmowe "warunki dobrej spowiedzi". Pierwszym etapem jest "rachunek sumienia", a raczej konfrontacja z naszą odpowiedzialnością za zło. Nie chodzi bowiem o zwykłe zliczenie grzechów, ale o stanięcie w prawdzie przed sobą samym i Bogiem: niektóre moje czyny miały  złe  skutki, ktoś z ich powodu cierpiał. Warto wówczas zapytać siebie: w jakiej postaci moje grzechy "trwają"  we mnie? Jako lęk? Gniew? Chęć ucieczki czy paraliżujące poczucie nonsensu życia? Chodzi w istocie o to, by zmierzyć się z bolesną przeszłością, jakoś ją ogarnąć, oddać ją w ręce Tego, który z grzechem sobie radzi przebaczając.

Taka konfrontacja prowadzi naturalnie do żalu: kiedy nie próbujemy się usprawiedliwiać okolicznościami, słabością itd., grzech odkrywa przed nami swoje szkaradne oblicze, zwłaszcza jeśli spojrzymy nań w kontrastującym świetle miłości Boga objawionej w krzyżu Chrystusa. To czas, by zapłakać nad sobą łzami tyleż bezsilności, co gniewu: to się nie powinno było stać, nie chcę tak żyć, nie chcę, by inni cierpieli, nie chcę, aby zło panowało nad moim życiem. W takich chwilach "postanowienia poprawy" możemy liczyć na moc Bożego Ducha, który nie pozostawi takiego pragnienia bez odpowiedzi.

Musi boleć, by boleć przestało

Kiedy dochodzimy w naszej drodze do tego momentu, stajemy się gotowi na przyjęcie przebaczenia. My sami może i jesteśmy czasem bezradni wobec własnego grzechu, ale Bóg nie jest. W sakramencie  pojednania ogarnia nas przebaczenie Ojca, przez Syna, w Duchu Świętym. I nie chodzi tylko o skreślenie jakiegoś zapisu w uniwersalnym niebieskim rejestrze grzechów. Raczej o rozlanie miłości na wszystkie te obszary, które zostały naruszone i osłabione przez zło. Bolesne wyznanie grzechów porównać można do pieczenia, jakie powoduje wylana na ranę jodyna: boli, bo dokonuje się oczyszczenie.

Musi boleć, by boleć przestało. I zwykle, tak jak w przypadku ran na ciele, gojenie się może być długim i bolesnym procesem. Rozgrzeszenie nie jest magicznym gestem, lecz pokazuje nam stosunek Boga do naszego grzechu. On przebaczył i na tym możemy  oprzeć dalsze nasze życie.

Rehabilitacja

Rana została oczyszczona, teraz jednak musimy o nią dbać, by się zabliźniła bez komplikacji. Kiedy Bóg przebacza, robi to skutecznie. A to oznacza, że uzdalnia nas jednocześnie do przyjęcia takiej postawy, jaką On nam okazał. Zostaliśmy  wezwani do przebaczania. Do jednania się ze swoją przeszłością, teraźniejszością i przyszłością, do jednania się z innymi. "Rozgrzeszenie" otwiera drogę do ostatniego etapu procesu pokuty i pojednania, jakim jest "zadośćuczynienie". Zawsze przynajmniej część zła, które się za naszą sprawą dokonało, można naprawić - czy to bezpośrednio, czy to za Bożym pośrednictwem (przez modlitwę i post). To jak rehabilitacja po ciężkiej chorobie: chodzi o doprowadzenie serca do pełnej sprawności w miłowaniu.

W tym procesie przeszłość nie "znika", ale przestaje na nas negatywnie oddziaływać, zarówno poprzez cierpienie związane z samym wspomnieniem, jak i – co ważniejsze – jako uwarunkowanie utrudniające drogę  ku dobru. Znakiem uzdrowienia, jakie Bóg udziela przez przebaczenie, jest często zdolność dostrzegania dobrych owoców, jakie ostatecznie ukształtowały się w nas w ogniu walki ze złem - może to być na przykład zwiększona wrażliwość na cierpienie innych, cierpliwość, pokora.Tak przeżywany sakrament pojednania i pokuty może otwierać na uzdrawiające działanie Bożej miłości nawet najbardziej ciemne i bolesne obszary naszej pamięci.

Być może największa trudność polega na tym, że ta "terapia" wymaga, od początku do końca, naszego czynnego udziału. Ale taka właśnie jest Miłość: chce wszystko czynić wraz z tym, którego miłuje.
               
ks. Grzegorz Strzelczyk  
 
strona: 1 2