DRUKUJ
 
Anna Sosnowska
Miara posiadania
Miesięcznik W drodze
 


To był spontaniczny ruch, który się rozwinął w IV i V wieku. Niewątpliwie wiązał się z dążeniem do bycia ubogim w duchu. Wbrew temu, co się pisze teraz, nie było w tym nic z pogardy dla świata. Chodziło o poszukiwanie wyższych wartości, czyli samego Boga, dla którego warto wszystko poświęcić. Nie chodziło o nienawiść do ludzi i świata. Trafnie mówił o tym Ewagriusz z Pontu: mnich im bardziej jest od świata oddalony zewnętrznie, tym bardziej jest z nim zjednoczony wewnętrznie. Zatem pustynia to oderwanie od świata, ale też jedność z nim. Bo z perspektywy pustyni można rozumieć świat dużo lepiej.

Jeśli to nie była pogarda, to może manifest?

Chodziło o oderwanie się od tego, co nas rozprasza i rozbija wewnętrznie. Albo przynajmniej o uporządkowanie ludzkich pragnień i dążeń. Ucieczka na pustynię nie jest jeszcze wejściem na szczyt doskonałości. To dopiero początek duchowej drogi. Na pustyni łatwiej znajduje się Boga i łatwiej doświadcza się Jego dobroczynnej obecności. Ale jest to także miejsce walki z szatanem. Na pustyni doświadcza się kuszenia i bolesnego oczyszczenia, bo świat trwa w ludzkiej pamięci i trzeba czasu, by się wewnętrznie oczyścić. Mnich żyjący na pustyni ma się stawać "monotroposem", czyli być wewnętrznie zjednoczony i jednolity, całkowicie nastawiony na Boga. Do osiągnięcia takiego stanu prowadzi długa droga. Przypomina postawę Marii z Ewangelii, która zostawiła wszystkie sprawy, żeby słuchać Jezusa. Nie oznacza to, że mniej wartościowa jest postawa krzątającej się Marty, pokazującej, że można się zbawić także przez pracę i poświęcenie. Nie należy przeciwstawiać sobie Marii i Marty, to odmienne powołania, które mają ten sam cel.

Jaka byłaby właściwa miara posiadania dla nas, żyjących tu i teraz?

Nie ma miary jednakowej dla wszystkich. Powinniśmy zaangażować się w zdobywanie świata w takim stopniu, żeby nas ono nie pochłonęło i żebyśmy się w nim nie zatracili. Sami musimy rozeznawać, czy rozwijając siebie i pomnażając swoje zdolności i talenty, jednocześnie rozwijamy się duchowo. Należy zachować zdrową równowagę. Przekraczamy miarę posiadania, jeśli to posiadanie zasłania nam innych i samego Boga. A jeśli dzięki posiadanym dobrom wzrastamy duchowo, to wskazuje, że realizujemy przykazanie miłości wobec Boga i bliźniego.

Dystans do posiadania to dziś rzadkie zjawisko.

Biedni są ci, którzy nie nauczyli się panować nad posiadaniem. Którzy nie mogą spokojnie przejść obok sklepowej wystawy, którzy wpadli w manię kupowania. Nie nauczyli się właściwego stosunku do świata. Są jak człowiek łakomy, który pragnie się odchudzić, a nie ma silnej woli i opycha się łakociami. Umiejętność panowania nad sobą i swymi odruchami pozwala być człowiekiem wolnym.

W Liście św. Pawła do Filipian jest takie zdanie, które brzmi jak obietnica: "A Bóg mój według swego bogactwa zaspokoi wspaniale w Chrystusie Jezusie każdą waszą potrzebę" (Flp 4,19).

Chodzi o potrzeby duchowe, które są ważniejsze niż materialne. Dlatego Jezus wzywał do gromadzenia dóbr, które nie niszczeją, czyli do powiększania naszego skarbu w niebie. Mamy cieszyć się tym światem, właściwie go używać i korzystać z niego, wciąż jednak pamiętając o wdzięczności wobec Pana Boga, od którego wszystko pochodzi. Bo człowiek wierzący tym się różni od niewierzącego, że wszystko odnosi do Boga. I na tym polega jego wielkość i ogromne bogactwo.

Rozmawiała Anna Sosnowska
W drodze 9 (469)/2012
 
strona: 1 2 3 4