DRUKUJ
 
Dorota Mazur
Sięgnąć głębi serca
Rycerz Młodych
 


Modlitwa sprawia ci trudność. Masz nieodparte wrażenie, że nie umiesz się modlić i nie znajdujesz motywacji, by się do tego zebrać...

Coś w głębi serca ci przeszkadza i coraz bardziej czujesz trud modlitwy, która z biegiem czasu zdaje się być dla ciebie bardziej uczynkiem pokutnym niż otwartą rozmową z Bogiem... Czy modlitwa może mieć jednak w sobie coś z uczynku pokutnego lub pokuty?

Pragnienie przemiany

Pokuta, będąca jakby nie było moją wewnętrzną postawą, wydaje się być moim własnym, pewnym i konkretnym spojrzeniem – ale chyba głównie postawą - wobec grzechu. Właśnie. Stając w obliczu kochającego Boga i Jego bezgranicznej Miłości, miałeś pewnie czasami wrażenie, że złości cię coś, co może nie daje ci spać po nocach, coś, co wyrzuca ci sumienie – twój własny grzech... Wówczas chcesz się od niego jak najszybciej uwolnić. Taka świadomość wydaje się być ważna. Bez niej człowiek tak naprawdę nie jest zdolny do wewnętrznej przemiany czy nawrócenia – narodzenia się na nowo. Świadomość własnego błędu może zaowocować – tak jak w przypadku syna marnotrawnego z Jezusowej przypowieści – pragnieniem przemiany, pragnieniem powrotu do domu Ojca (por. Łk 15,11-32).

W pewnym momencie uświadamiam sobie, że coś, co jest we mnie złe, powinno zniknąć. Chcę zerwać z dotychczasowym stylem życia, a pokuta jest moim zewnętrznym odzwierciedleniem wewnętrznego pragnienia zerwania ze złem i tym wszystkim, co odwraca mnie od Boga. Jest to przemiana sięgająca samej głębi ludzkiego serca.

Ta przemiana w głębi serca staje się dla mnie zwróceniem się na nowo ku Bogu. Jest to najgłębszy cel pokuty, ponieważ właśnie wtedy najbardziej odkryć mogę miłość Boga, któremu oddaję serce i od tej pory tylko z Nim chcę kształtować swoje życie. Świadoma swojej małości i słabości zaczynam pokładać w Nim nadzieję.

Wartość prawdziwej modlitwy

Tak rozumiana przeze mnie pokuta nie staje się aktem jednorazowym. Staje się przemianą długotrwałego wysiłku nieustannie ponawianego w całym moim życiu. Ten wysiłek domaga się więc stałej bliskości Boga, którą mogę osiągnąć w modlitwie. Poprzez modlitwę człowiek zaprasza Boga do swojego życia, a tym samym odrzuca to, co go od Boga oddala, a więc grzech. Człowiek, który ugina swoje kolana przed Bogiem, wyznaje tym samym swoją słabość i ufnie prosi o pomoc. Jest wówczas świadomy, że jego wewnętrzna przemiana zależy nie tylko od jego dobrej woli, ale także od pomocy Bożej, o którą trzeba prosić w modlitwie. Jeśli ktoś prosi Boga o pomoc, to znaczy, że ma nadzieję na jej uzyskanie, a tym samym doświadcza już dobroci Boga i uczy się z Nim rozmawiać.

Miarą wartości prawdziwej modlitwy stają się współcześnie nie tyle godziny spędzone na kolanach, ile autentyczne spotkanie z Bogiem. Wyciska ślad w sercu człowieka i pomaga wciąż na nowo podejmować trud walki o dobro.

Dorota Mazur