DRUKUJ
 
Karolina Krawczyk
Wzięłam rozwód... z szatanem
Czas Serca
 


Z nożem na męża

Na jednych rekolekcjach, w których uczestniczyłam w 2001 roku, poznałam mojego obecnego męża Maćka. Z perspektywy czasu widzę, że Pan Bóg dał mi Maćka, jeszcze zanim uświadomiłam sobie, że jestem zniewolona. Sama nie dałabym rady przez to wszystko przejść. Dał mi osobę, która mnie bardzo kocha, ale przede wszystkim taką, która kocha Boga i z tej miłości czerpie siłę do tego, by mnie wspierać.

Na początku tej drogi do wolności był taki moment, że mieliśmy z mężem już przygotowane dokumenty, by rozpocząć sprawę rozwodową. Choć wiedziałam, że go kocham... Wiesz – mówi z drżeniem w głosie – przestaliśmy się rozumieć, staliśmy się tak naprawdę obcymi sobie ludźmi. Zdarzało się tak, że Maciek do mnie mówił, a ja słyszałam coś zupełnie innego. Tak samo z mojej strony – ja mówiłam, a Maciek słyszał coś, czego nigdy nie wypowiedziałam. Niby drobnostki, ale od takich drobnostek się zaczyna. Szatan mocno mieszał, on za wszelką cenę chciał rozwalić nasze małżeństwo. Każde chce rozwalić...

Maciek stale mi towarzyszył. Kiedy było źle i szatan się ujawniał, to on natychmiast reagował. Modlił się, dzwonił do przyjaciół i ich także prosił o pilną modlitwę... Bez takiego wsparcia moje uwolnienie nie byłoby możliwe. A demon wiele razy go kusił: „Popatrz, kiedy ona była ze mną, miałeś spokój, pieniądze, dobrze ci szło, układało się między wami, a teraz nie masz nic. Wystarczy, że ona wróci do mnie i będziesz znów zadowolony”.

Mąż tak się otworzył na działanie Ducha Świętego, że choć z bólem i fizycznym strachem, ale jednak cały czas trwał przy mnie. Nieraz było tak, że on modlił się po cichu za mnie w drugim pokoju, a ja nagle wpadałam z wrzaskiem i zaczynała się manifestacja szatańska. Zły duch, który był we mnie, chciał go zabić. Maciek relacjonował mi, że np. brałam nóż z kuchni i rzucałam się na niego. Wiele było takich sytuacji, a on to dzielnie znosił, z Bożą pomocą. Maciej wiele razy ucierpiał z mojego powodu – podczas jednej z manifestacji został podrapany aż do krwi, chociaż miałam przycięte paznokcie. Do tej pory ma blizny...

Obecność drugiego człowieka dawała i daje wciąż siłę, żeby pójść dalej, żeby odnowić w sobie tę decyzję podążania drogą do wolności. Czasem też był mi potrzebny przysłowiowy kopniak od ludzi czy słowa: „Weź się w garść i nie zachowuj jak rozkapryszony bachor”.

Droga do...

Przed jedną z wizyt w szpitalu poszłam na modlitwę wstawienniczą do oo. Franciszkanów. Chciałam poprosić o to, aby operacja się udała i żebym wróciła do pełni sił. Kapłani rozpoczęli modlitwę, ale już jej nie ukończyli, bo nastąpiła manifestacja szatańska. Wtedy ojcowie zaczęli mi zadawać dziwne pytania – o karty, amulety itp. Zaczęłam się cała trząść, rzuciłam kapłanem o ścianę, jednak za drugim podejściem Zły powiedział o moim grzechu.

Po pewnym czasie pojechałam na modlitwę wstawienniczą do egzorcysty, ale trwała ona bardzo krótko, bo demon od razu się ujawnił. Wtedy te wszystkie problemy zaczęły narastać – nie mogłam w ogóle wejść do kościoła, nie potrafiłam się modlić, często mówiłam językami, których nigdy się nie uczyłam, miałam wstręt do wszystkiego, co poświęcone, ściągałam obrączkę, krzyżyk, nie umiałam wypowiedzieć choć słowa modlitwy... Był taki czas, kiedy nie mogłam przyjmować Komunii Świętej – nie widziałam drogi do ołtarza, moje ciało stawało się jak woda, mdlałam, przestawałam słyszeć... Mnóstwo tego było – wspomina z przejęciem. – Regularna walka o wolność zaczęła się w 2006 roku. Trwała 6 lat...
 
strona: 1 2 3 4