DRUKUJ
 
ks. Mieczysław Maliński
A może było tak... Święty Mikołaj po cywilu
Mateusz.pl
 


W niebie – jak zwykle przed 6 grudnia – święty Mikołaj czytał listy, które przyszły z ziemi od dzieci. Właściwie nie tylko od dzieci. Bywały listy od dorosłych. Aniołki się dziwiły. Ale święty Mikołaj nie, ponieważ wiedział dobrze, że dorośli są też dziećmi, tylko dużymi.

Święty Mikołaj siedział w fotelu i czytał listy. Właściwie nie święty Mikołaj, tylko aniołki. I to na zmianę. Bo listów było bardzo dużo. Jeden aniołek by się zmęczył, gdyby czytał bez przerwy.

Święty Mikołaj słuchał uważnie i wydawał polecenia – co komu należy wsadzić do paczuszki, paczki, pudła. Bo przecież nie mógł zrealizować wszystkiego, o co dzieci prosiły – zwłaszcza te z wielką fantazją.

Bo jak na przykład mógłby święty Mikołaj zorganizować wyprawę na Księżyc awanturniczemu dziecku, które o to nawet gorąco go prosiło? Albo spełnić życzenie tego, które pragnęło, żeby się choć na krótko znaleźć w świecie dinozaurów, bo bardzo kocha te słodkie zwierzątka. Wobec tego trzeba mu było wymyślić coś zastępczego – choćby księżyc z piernika albo malutkiego dinozaura z plastyku.

Wszystko przebiegało sprawnie i zdawało się, że nic nieprzewidzianego się nie wydarzy, gdy nagle – niespodzianka. I to bardzo zwyczajna.

Aniołek przy czytaniu kolejnego listu zacukał się. Nie tylko dlatego, że list był napisany dziecięcymi kulfonami. Aniołka zatykało ze wzruszenia i mówił niewyraźnie.

– Co się tam dzieje? – spytał Święty.
– Może ktoś za mnie przeczyta – poprosił aniołek zmienionym głosem.
– Dobrze – powiedział Święty łagodnie. – Niech ktoś za niego przeczyta.

Następny aniołek zaczął sylabizować. Dziecięcymi kulfonami był napisany list:

“Święty Mikołaju, ja nie proszę o klocki lego ani samochodziki nakręcane, ani o pociąg na szynach, o żadne cukierki, ciastka ani zabawki. Ja proszę, ażeby przyszedł do mnie mój tatuś. Chociażby na chwilkę. Bo jeszcze go w życiu nie widziałem na oczy, a przecież tatusia mam. Mieszkam w Domu Dziecka. Mam sześć lat. Proszę, zrób mi ten prezent w Twoje święto. Żeby przyszedł – nie musi nic przynosić – tylko żeby mnie pogłaskał po głowie. Żebym go zobaczył. Pierwszy raz w życiu. A może mnie pocałuje? Będę czekał całą noc”.

– Jak on pisze? – dopytywał się święty Mikołaj. – Żeby co?
– Żeby święty Mikołaj przysłał do niego w nocy jego tatusia – powtórzył aniołek. – Będzie na niego czekał. Nie będzie spał.

Zrobiło się cicho w niebie. Wszyscy czekali, co powie Święty. Wreszcie święty Mikołaj wyjąkał.

– Przecież ja nie jestem od przysyłania tatusiów.
– To co mamy wsadzić do paczuszki Janka? – spytał ciekawy aniołek.

Święty Mikołaj nie odpowiadał.
Aniołek nie rezygnował:

– Coś zastępczego? Cukierki? Pajaca?

Tu święty Mikołaj się obruszył:

– Co ty wygadujesz? Jakiego pajaca? On chce ojca.
– A skąd my weźmiemy ojca?

Wśród aniołków zapanowała mała konsternacja. Praca została przerwana. Wreszcie święty Mikołaj wybuchnął:

– Trzeba coś wymyślić.
– Co tu można wymyślić – któryś aniołek jęknął.
– Spytaj się świętego Piotra, gdzie mieszka ojciec Janka – zadecydował Święty. – I co z jego mamą. On wszystko wie.

W jednej chwili już aniołka nie było.

– Nie marnujmy czasu. Czytaj dalej – zarządził święty Mikołaj, popędzany obowiązkiem.

 
strona: 1 2 3 4