DRUKUJ
 
wywiad dla Fundacji Anna Walczyk
Jesteśmy tu tak, jakby nas nie było
materiał własny
 


Rozmowa z bratem Pawłem Szymalą – kapucynem przebywającym od 5 lat w Turcji. Obecnie proboszcz parafii Św. Antoniego w Mersin. (ekskluzywny wywiad dla Fundacji Anna Walczyk – 2012 listopad)


Rozmowę przeprowadziła Prezes Fundacji Anna Walczyk podczas pobytu w Mersin gdzie Fundacja wspiera pomocą materialną miejscowych chrześcijan oraz uchodźców z Syrii, Afganistanu i Iraku.

Więcej na stronie
www.annmedia.eu zakładka FUNDACJA ANNY WALCZYK. I Ty możesz razem z nami wspierać chrześcijan na Bliskim Wschodzie.


Jestem pod ogromnym wrażeniem, że w Turcji w mieście Mersin na kościele katolickim jest ogromny krzyż i podobno nawet podświetlany. Przecież w Turcji to nie jest tak łatwo afiszować się z inną wiarą niż muzułmańska. Chociaż widzę, że Brat nie jest w habicie. Jak to jest dokładnie, co wolno a co nie?

Turcja jest krajem o bardzo bogatej historii, która sięga nawet parę tysięcy lat przed Chrystusem. W tak dużym przedziale czasowym w Azji Mniejszej budowała się przepiękna mozaika kulturowa, która po dziś dzień w ogromny sposób wpływa na bardzo zróżnicowane zachowania Turków. Sam fakt, że mieszkamy w demokratycznym państwie o nazwie Republika Turecka, która z konstytucyjnego założenia jest państwem laickim nie wystarczy, abyśmy już znali wzory zachowań naszych sąsiadów. Musimy pamiętać, że jest to państwo o bardzo młodej demokracji z 99 procentowym elektoratem odwołującym się do muzułmańskiej tradycji i z dynamicznie rozwijającą się gospodarką. Ponadto Turcja zaraz po Stanach Zjednoczonych jest najliczniejszym militarnie członkiem NATO. Te informacje nieco rozjaśniają kontekst w jakim żyjemy.

W traktatach pokojowych z Lozanny z 1923 roku Kościół Katolicki nie został uwzględniony jako mniejszość wyznaniowa choć jeszcze do lat sześćdziesiątych dwudziestego wieku liczba chrześcijan przekraczała 20% populacji z czego około 8% stanowili katolicy wschodnich obrządków plus łacinnicy. Dziś w około 70 tysięcznej mniejszości nie muzułmańskiej jakieś 20 tysięcy stanowią katolicy. Ta liczba jest szacunkowa, a nasze rozmieszczenie zależy od regionu Turcji. Dlatego zasadniczo na wybrzeżach Turcji i w dużych miastach jak Ankara możemy jeszcze spotkać żywe wspólnoty katolickie i czynne kościoły z czasów osmańskich. "Status Quo", jaki zastali katolicy po pokoju w Lozannie pozwala na utrzymaniu w posiadaniu kościoła i kapłana w tych miejscach, gdzie były w 1923 roku. W przypadku baku duchownego dana wspólnota traci kościół. Jest on przerabiany na meczet muzeum lub przerabiany według potrzeb lokalnych i nie ma już możliwości na jego zwrot. Taki rozwój wydarzeń przeżyli katoliccy maronici z Mersin, którzy z braku kapłana utracili w latach 70-tych również własny kościół, a dziś służy on jako meczet choć nie było na niego potrzeby w danym miejscu. To wydarzenie pokazuje nam chrześcijanom żyjącym w Turcji, że póki tu jesteśmy musimy dbać o utrzymanie naszych świątyń. Bywa i tak, że wspólnota kilkunastoosobowa chrześcijan wraz z ich duszpasterzem w miesiącu co niedzielę sprawują Eucharystie w innym kościele, tylko po to, aby ich nie stracić. Komuś w Europie może wydawać się to absurdalnym zachowaniem widząc kościoły zamieniane w puby, kawiarnie czy dyskoteki. My nie możemy wybudować sobie kościoła tam gdzie jesteśmy, a tracąc go już do niego nie możemy wrócić. Dlatego staramy się pokazać nawet przez podświetlanie krzyża, że tu jest kościół z żywą wspólnotą, która jest tu już od początków chrześcijaństwa już ponad 2 tysiące lat. Nie możemy zakładać szkół katolickich ani kształcić duchowieństwa tylko dlatego, że nie jesteśmy uznawani przez państwo jako wspólnota wyznaniowa. Czyli jesteśmy tu tak, jakby nas nie było – mamy bardzo dobre relacje przyjacielskie z muzułmanami i władzami lokalnymi, ale decyzje urzędowe nas nie zauważają. Jesteśmy tak małą i niegroźną wspólnotą, że dla niektórych mieszkańców podświetlony krzyż w nocy czy głos dzwonu z wieży kościelnej jest jedynym znakiem naszej obecności.

W habicie nie mogę pokazać się na ulicy, ponieważ jest on strojem duchownym, zastrzeżonym przez uchwałę konstytucyjną. Jest to prawo powszechne obejmujące wszystkich zarówno muzułmanów jak i chrześcijan i w przypadku jego nieprzestrzegania grożą konsekwencje karne. Dlatego na ulicy brat kapucyn jest mile widziany w brązowym "krawacie". Jednak trudno jest do końca odpowiedzieć mi, co wolno a co nie katolikom, ponieważ tacy obywatele w Turcji rzekomo nie istnieją, a prawo nie można stosować do "niebytu". Dlatego naszym fundamentalnym problemem jest to, że nie jesteśmy uznawani przez państwo jako wspólnota wyznaniowa.

Czy różni się ta część Turcji jak Mersin, Antakya od reszty jak Ankara czy też Istambuł. Mam wrażenie, że będąc w Mersin jakbym była w Bejrucie czy w Aleppo.

Jeszcze do 1938 roku najbardziej wysunięta na południe część Turcji należała do Syrii i posługiwano się tu językiem arabskim. Po ponad 70 latach od przyłączenia do Turcji prawie nie widać już różnic kulturowych. Czasami bywa to tylko optycznym złudzeniem. Rzeczywiście język arabski, mimo że nie jest językiem wykładanym w szkołach jest wciąż obecny w życiu codziennym tutejszej ludności. Oprócz różnic kulturowych pomiędzy wielkim miastami jak Stambuł czy Ankara istotne znaczenie ma również cieplejszy klimat tego zakątka kraju. Już wiosną tego roku przekonaliśmy się o tym widząc przybyszów z miasta Van, którzy pozbawieni dachu nad głową po trzęsieniu ziemi szukali tu dla siebie nowego lokum. W okresie, kiedy nie stać kogoś nawet na ogrzanie domu w Mersinie ten problem nie będzie zbyt dokuczliwy nawet zimową porą.

 
strona: 1 2 3 4