DRUKUJ
 
wywiad dla Fundacji Anna Walczyk
Jesteśmy tu tak, jakby nas nie było
materiał własny
 


Czy obecne wsparcie dla miejscowych chrześcijan jest potrzebne? Przecież Turcja to nowoczesny kraj i bliski Europie.

Jak już wspomniałem wcześniej jesteśmy nieliczną wspólnotą z bardzo bogatą tradycją. Ta tradycja to spuścizna, której porzucenie będzie stratą dla wszystkich chrześcijan na świecie, bo tu są nasze chrześcijańskie korzenie. W czasach osmańskich Kościół był ceniony za swoją działalność edukacyjną w Turcji. Dziś nie mamy na taką działalność pozwolenia, a jedynie potężne budynki świecące pustkami. Trudno jest dać w wynajem muzułmaninowi obiekt, który jego pobratymcom kojarzy się kościołem, bo nie będzie miał z niego korzyści. Gdyby nie pomoc z zewnątrz wszystko obróciłoby się w ruinę. Dla dociekliwych powiem, że nie możemy sprzedać tych obiektów lub przeprowadzić gruntowny remont nawet, jeśli nie są to budynki sakralne czy o wartości historycznej, ponieważ nasze prawo do ich własności z czasów osmańskich nie jest tu honorowane.

Oprócz utrzymania struktur nasza parafia stara się wspierać migrantów i uchodźców z sąsiednich państw. Nie jest to pomoc spektakularna, z wielkimi środkami. W ramach tzw. Samopomocy parafialnej organizujemy najpotrzebniejsze rzeczy do ubrania się, umeblowania domu i zaspokojenia głodu. Jeśli wystarczają na to środki pomagamy rodzicom w wyprawkach szkolnych ich dzieci a czasem opłacamy dodatkowe kursy edukacyjne dzieciom z najuboższych rodzin.

Nasza Fundacja postanowiła przyjechać i dać, chociaż takie małe wsparcie dla miejscowych chrześcijan i uchodźców z Syrii gdzie obecnie panuje wojenny chaos a nawet mówi się już o wojnie domowej.

Nasza parafia pomaga zasadniczo około 30 ubogim rodzinom. W chwili obecnej mamy 3 rodziny Syrii, jedną z Palestyny, dwie z Afganistanu i kilka pojedynczych osób z innych krajów zgłaszających się po doraźną pomoc. Dlatego pomoc 10 tys. złotych, jakie Fundacja Anny Walczyk w ostatnim czasie nam przekazała jest bardzo dużą pomocą w naszym charytatywnym zaangażowaniu. Stanowi bowiem ona połowę naszego pakietu pomocowego na okres świąt Bożego Narodzenia.

Proszę przybliżyć sytuację duchową i materialną tych uchodźców, których odwiedzamy wspólnie i staramy się ich wesprzeć.

Chyba nikt z nas Mie chciałby zapakować swojego dobytku do kilku walizek i ruszyć przed siebie w nieznane. Rodziny, które były lepiej usytuowane przyjeżdżają nawet swoimi autami, ale nie wiedzą, czy po wojnie zastaną swój dom w stanie nadającym się do użytku. Wyjeżdżali w pośpiechu zabierając najpotrzebniejsze rzeczy i oszczędności, które mieli pod ręką. Wcześniej byli zastraszani lub wprost atakowani a ich podminowane domy przeradzały się w schrony dla rebeliantów. Siły rządowe nie atakowały chrześcijan, ale jeśli pojawili się tam rebelianci to siłą rzeczy albo rakiety wojskowe albo wycofujący się rebelianci zostawiali po sobie gruzowisko. Takie przykłady wprost pokazują, że chrześcijanom bardzo trudno będzie powrócić do normalnej rzeczywistości w "nowej" Syrii. 

Głównym problemem naszych uchodźców jest odnalezienie się w nowej rzeczywistości i zabezpieczenie swojej egzystencji. Państwo daje im możliwość zameldowania się i oczekiwania na azyl polityczny, czy też wizę do jednego z bogatszych państw świata. Nie mają jednak możliwości na podjęcie stałej pracy, nawet osoby wykwalifikowane i znające języki. Ich oszczędności wcześniej czy późnie się kończą i pozostają niejednokrotnie sami bez środków do życia w obcym kraju, bez nadziei na powrót do swojej ojczyzny. Podjęcie podrzędnej pracy dla osoby wykwalifikowane, która miała dobre stanowisko w Syrii jest potężnym ciosem psychicznym. Teraz zaczynają żyć z dnia na dzień, bez pracy i bez nadziei na wyjazd do rodziny w Ameryce, bo wizy na zaproszenia rodzinne już nie są wydawane.

Rodzina palestyńska przybyła do nas z Syrii. Nie mają oni szczęścia do znalezienia spokojnego miejsca na ziemi. Przechodząc przez zieloną granicę stracili większość swojego majątku. Mają pięcioro dzieci w przedziale od 17 do 1 roku życia. W tych dniach udali się do Ankary starając się o azyl polityczny, nadal oczekują. 13 letni syn wczoraj poddany został operacji na nerkę w państwowym szpitalu. Jest to rodzina bez żadnych ubezpieczeń społecznych i środków do życia. Poza drobnymi pieniędzmi, które ojciec zarabia dorywczo jako elektryk, nie mają dosłownie nic.
 
strona: 1 2 3 4