DRUKUJ
 
Jan Bilewicz
O szczęściu i przyjemnościach pastuchów świń
Miłujcie się!
 


Z pewnością czasami się zastanawiasz, jaka będzie Twoja przyszłość... Chciałbyś skończyć szkołę, może studia, znaleźć dobrą pracę, ożenić się, założyć rodzinę, odnieść jakiś sukces. I to wszystko ma służyć Twojemu szczęściu. Bo chciałbyś być szczęśliwy. Tak prawdziwie, a nie tylko robić dobrą minę do złej gry.

Każdy chce być szczęśliwy... Ale nie każdy jest! Rozejrzyj się wokoło. Myślisz, że Ty na pewno będziesz? Na pewno? Czujesz się bezpieczny? Bardzo bym chciał, żeby tak się stało. Ale widzę także zagrożenia dla Twojego szczęścia...

Jak osiągnąć szczęście?

Jak będziesz miał znakomitą posadę, dużo pieniędzy, seksowną żonę, willę i mercedesa, to na pewno będziesz szczęśliwy? Może i tak – a może i nie. A ktoś, kto jest na przykład listonoszem, zarabia 1000 zł miesięcznie, nie ma anteny satelitarnej, jeździ autobusem albo rowerem, ma pięcioro dzieci, a żonę nie tyle seksowną, ile dobrą i mądrą – niemożliwe, żeby był szczęśliwy? Jasne, może być najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Prawda? Prawda! Szczęście nie zależy przede wszystkim od tego, ile będziesz miał przyjemności, pieniędzy, rzeczy itd. Możesz dużo mieć i być bardzo nieszczęśliwy. A możesz mało mieć i być bardzo szczęśliwy. Masz jakąś konkretną receptę na szczęście? Nie zastanawiałeś się nad tym?

Jesteś ochrzczony, bierzmowany i wierzący. (Bo są również ochrzczeni i bierzmowani ateiści. Albo nawet walczący ateiści. Pośród Twoich kolegów dostrzegasz łatwo takich walczących ateistów na lekcjach religii. Czyż nie mam racji?). Jesteś wierzący – to znaczy wierzysz w to, co mówi Pismo św. A mówi ono tak: „Znajdzie szczęście – kto zważa na przykazania, kto zaufał Panu – szczęśliwy” (Prz 16, 20); „(…) szczęśliwi, co dróg mych strzegą” (Prz 8, 32); „Szczęśliwy mąż, który nie idzie za radą występnych, nie wchodzi na drogę grzeszników (…), lecz ma upodobanie w Prawie Pana…” (Ps 1, 1-2). Tylko Bóg jest Dawcą szczęścia. Tego prawdziwego – mam na myśli. Bo różnie ludzie pojmują szczęście, prawda?

Masz majątek!

Pamiętasz przypowieść o dobrym ojcu i synu marnotrawnym z Ewangelii św. Łukasza (15, 11-32)? Przypomnę Ci ją krótko. Pewien człowiek miał dwóch synów. Żyli razem dostatnio, spokojnie i szczęśliwie. Pewnego dnia młodszy syn postanowił zabrać swoją część majątku i wyjechać w dalekie strony. Niewykluczone, że ktoś podsunął mu tę myśl: „Sam przecież wiesz, co jest dla ciebie dobre. Tu jest tak nudno, tam jest dopiero wolność!”. I właśnie „tam” roztrwonił swój majątek („z nierządnicami” – jak powiedział jego brat). Zaczął cierpieć niedostatek. Najął się do pasania świń i w końcu nawet gotów był jeść to, co one... Pewnego dnia zastanowił się nad swoim życiem. Przypomniał sobie pokój, dostatek, bezpieczeństwo, miłość rodzinnego domu. Postanowił wrócić i pojednać się z ojcem.

Pewien uniwersalny obraz. Zawsze aktualny. Opowiada o życiu każdego z nas. Ojcem jest Bóg. Jego dziećmi – my wszyscy, ochrzczeni. Odchodzi się od Boga przez grzech. Młodzi posiadają pewien majątek. Mam na myśli majątek duchowy. Prawdziwe skarby: idealizm, optymizm, odwagę, bezinteresowność, umiłowanie dobra, tęsknotę za wielkimi wartościami, chęć poszukiwania prawdy itp. To wszystko przecież pochodzi od Boga. W ostatecznym rozrachunku tylko Bóg jest źródłem wszelkiego dobra.

Można jednak odejść od Ojca i roztrwonić Jego majątek, to znaczy utracić optymizm, stracić umiłowanie prawdy i dobra, wyzbyć się ideałów i pragnienia ich osiągnięcia. Co wtedy pozostaje? Duchowa nędza, degradacja i poniżenie. Tę nędzę ilustruje obraz pasania świń i chęć jadania z nimi. To obraz stanu duszy, w jakim każdy może się znaleźć... Niestety, wielu młodych znajduje się na etapie trwonienia swojego duchowego majątku. Najczęściej zostali skuszeni jakąś propagandą ludzi – wyglądających na całkiem przyzwoitych – ładnie ubranych, ładnie mówiących itp. Na razie jest jeszcze wesoło, można się bawić, jeszcze konto duże. Ale się nie powiększa. Przeciwnie, pomniejsza się – powoli, powoli...

 
strona: 1 2 3