DRUKUJ
 
ks. Bogusław Dygdała
Jedność w różnorodności
Wieczernik
 


Kościół nie jest jakimś monolitem, gdzie wszystko musi być „pod linijkę” – identyczne, jednorodne.

Co niedzielę, w mszalnym wyznaniu wiary, recytujemy, iż wierzymy w jeden Koś­ciół. Nie trzeba jednak zbyt długo się nad Kościołem zastanawiać, by odkryć, jak bardzo jest on zróżnicowany. Przecież nawet w naszym kraju, są różne lokalne zwyczaje i jadąc z wizytą do rodziny z dalszych stron, dziwimy się, jak „inaczej" jest uw parafii. Przecież poza prostym podziałem na diecezje i parafie są najróżniejsze za­kony, ruchy, stowarzyszenia. Nawet wsłuchując się w głos biskupów nieraz łatwo spostrzec, że różnią się opiniami i osądami dotyczącymi aktualnych za­gadnień. W tym momencie łatwo już o pytania: Czemu tak się dzieje? Czy nie lepiej byłoby, gdyby wszystko wszędzie było tak samo?

Otóż nie. W Kościele od samego początku wys­tępo­wały różnice. Owe odmienności możemy zna­leźć już na kartach Pisma Świętego. Inaczej wyglą­dała opisana w Dziejach Apostolskich pierwsza wspólnota chrześcijańska w Jerozolimie, złożona głównie z nawróconych Żydów, a inaczej wspólnoty opisane w listach św. Pawła, złożone głównie z nawróconych Greków. Wraz z rozwojem Kościoła szybko owa różnorodność narastała. Nakładały się na nią różnice języka, kultur, zwyczajów. Katechizm Kościoła poucza nas jasno: Od początku ten jeden Kościół ukazuje się jednak w wielkiej różnorod­noś­ci, która pochodzi zarówno z rozmaitości da­rów Bożych, jak i wielości otrzymujących je osób. W jedności Ludu Bożego gromadzi się różnorod­ność narodów i kultur. Wśród członków Kościoła istnieje różnorodność darów, zadań, sytuacji i sposobów życia (KKK 814).

Skąd się bierze owa różnorodność w Kościele? Do Kościoła są powołani wszyscy ludzie, bez wzglę­du na to, z jakiego kraju czy kultury się wywodzą. Już w starożytności powstały różne formy sprawo­wania Mszy św. Pamiętamy pewnie z zeszłego roku, z pogrzebu Ojca Świętego obecność patriarchów katolickich kościołów wschodnich. Są to wspólnoty będące integralną częścią Kościoła Katolickiego, posiadające pełną łącz­ność ze Stolicą Apostolską, ale zarazem mają one swoją własną, zupełnie inną liturgię, prawo czy zwyczaje. Niektóre z nich odwołują się do tradycji apostolskiej. Są to kościoły: chaldejski, koptyjski, syryjski, maronicki, melchicki, syromalabarski, syromalankarski czy greckokatolicki. W Polsce w praktyce możemy spotkać tylko kościół greckokatolicki, który powstał w wyniku Unii Brzeskiej. Zachowując liturgię bizantyjską, uznał on zara­zem zwierzchność papieży, a wierni tego obrządku wydali przez wieki wspaniałe przykłady świętości. Grekokatolicy są obecni w Polsce wschodniej, ale też – w wyniku przesiedleń po II wojnie światowej – część z nich znalazła się na tzw. ziemiach odzyskanych.

Owa różnorodność Kościoła dotyczy jednak nie tylko kościołów wschodnich, choć tam najlepiej ją widać, ale występuje także w obrębie kościoła zachodniego, łacińskiego. Pewnie mało kto zdaje sobie sprawę, że poza rytem rzymskim, tym najlepiej nam zna­nym, istnieje jeszcze liturgia ambrozjańska sprawowana w archidiecezji mediolańskiej iłoskojęzycznej części Szwajcarii czy liturgia mozarabska kultywowana jeszcze gdzie­nieg­dzie w Hiszpanii.

Znacznie bardziej jednak owo bogactwo widać w różnych duchowościach, które po­przez wieki powstały w Kościele. Najwyraźniej dostrzegamy je w dziedzictwie różnych za­konów. Ich założyciele, odpowiadając na potrzeby czasów tworzyli wspólnoty, które oży­wiały Kościół. Klasyczny przykład, to początek XIII w. Kościół przeżywa ewidentny kry­zys, targają nim herezje, życie duchowieństwa pozostawia wiele do życzenia, a zarazem społeczeństwo Europy ulega znacznym przekształceniom. Odpowiedzią na problemy cza­su są dominikanie i franciszkanie – dwa zakony, zupełnie różne, na raz. Dominikanie to korporacja uczonych, związanych z uniwersytetami, mających wielkie możliwości intelek­tualne, a powołana do głoszenia Słowa Bożego. W tym samym czasie św. Franciszek chce po prostu żyć ubogo Ewangelią, a jego bracia świadczą prostotą życia we wspólnocie. Dwa zakony zupełnie różne, a oba bardzo szybko się rozrastały i bardzo szybko rozeszły się po całej Europie przeprowadzając niejako od wewnątrz konieczne reformy Kościoła. Owych zakonów, które pojawiały się w trudnych dla Kościoła czasach można wskazać więcej. Już wcześniej, od schyłku starożytności, swoją rolę odegrali be­nedyktyni, w XI/XII w. cystersi, w XVI w. po reformacji jezuici. A można by wyliczać różne mniej­sze zgromadzenia, często o lokalnym zasięgu, których ilość jest aż ciężka do ogarnięcia. Iowych różnorodnych zakonów po dziś dzień jest miejsce w Kościele, a ciągle po­wsta­ją nowe zgromadzenia, aby podjąć nowe dzieła i odpowiedzieć na wyzwa­nia nowych czasów. Bogactwo Bożego Ducha, który je wszystkie wzbudza i inspiruje jest dla nas wprost zadziwiające.

Owo bogactwo zakonów, w XX w. w pewnym stopniu zostało uzupełnione bogac­twem ruchów katolickich. Wraz z dowartościowaniem laikatu, powstają już nie tylko zgromadzenia, ale najróżniejsze ruchy i wspólnoty w Kościele. Znamy dobrze najbliższy nam Ruch Światło-Życie, spotykamy pewnie grupy Odnowy w Duchu Świętym, Szkoły Nowej Ewangelizacji, Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży, Akcję Katolicką czy Neokate­chumenat. Jest to jednak tylko kilka najbardziej znanych ruchów; z Ogólnopolską Radą Ruchów Katolickich współpracuje obecnie ponad 140 ruchów i stowarzyszeń. A to tylko Polska, w skali całego Kościoła jest to zapewne liczba bez porównania większa.

Skąd taka różnorodność? Ano stąd, że Kościół jest powszechny. Powszechny, czyli otwarty na wszystkich. Znajdują w nim swe miejsce ludzie o różnej osobowości, różnym charakterze, w różnym wieku, różniący się wykształceniem, zainteresowaniami, poglądami, rozumieniem wielu spraw. Kościół nie jest jakimś monolitem, gdzie wszystko musi być „pod linijkę" – identyczne, jed­norodne. Co więc łączy tych wszystkich różnorod­nych ludzi? Odpowiedź jest oczywista: Jeden jest Pan, jedna wiara, jeden chrzest. Jeden jest Bóg i Ojciec wszystkich, który jest i działa ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich. (Ef 4,5-6). Przecież taka różnorodność ludzi to dzieło Stwórcy, a każdego z nich Bóg jest w stanie prowa­dzić do siebie inną, jemu właściwą drogą. I nie ma drogi lepszej lub gorszej, nie ma wspólnoty czy ruchu lepszego czy gorszego. Owa wielość i różnorod­ność jest bogactwem Kościoła, w którym każdy mo­że znaleźć swoje miejsce, pozostając sobą. I we wszystkich tych najróżniejszych formach działa ten sam Duch Święty, wszyscy wierzą w tego samego Boga w Trójcy, wszyscy idą za głosem tej samej hierarchii, która ma służyć jedności i budowaniu wspólnoty Kościoła, wszystkich ma łączyć ta sama miłość Boga i bliźniego, o którą przez całe życie zabiegamy.

W praktyce jednak, odrębność, inność drugiego człowieka często rodzi w nas sprzeciw czy wprost rozdrażnienie. Skłonność, by wszystkich do siebie upodobnić, lub odrzucić i potępić. Nic bardziej błęd­nego. W parafii jest miejsce i dla grup charyzma­tycznych, które chciałyby jak najwięcej modlić się ję­zykami, ale też dla osób starszych, które przesuwa­jąc wciąż różańcowe paciorki są w stanie wybłagać w niebie prawdziwe skarbnice łask. Jest miejsce dla osób pielęgnujących liturgię w pięknej oprawie, zchorałowymi śpiewami, ale też i dla zespołów młodzieżowych, które wprowadzają, w ra­mach dozwolonych na liturgii, współczesne rytmy. Są też i różne formy pobożności. Czcimy różnych świętych, mamy do wyboru najróżniejsze formy modlitwy, każdy z wielkiego bogactwa Kościoła może odnaleźć coś dla siebie szczególnie bliskiego.

Jednak warto zapytać się ile razy na parafiach jest tak, że zamiast współpracy grup izaangażowanych w życie Kościoła, rodzą się uprzedzenia, niezdrowa rywalizacja, li­cytowanie się, kto jest lepszy. Taka postawa jest już iście szatańska. Duch Boży tworzy jedność w wielości, a nie rywalizację. Trzeba ciągłego wysiłku, aby usuwać z samego sie­bie postawę antypatii, niezrozumienia, odrzucenia, aby umieć doceniać wartości, które inne grupy i wspólnoty wnoszą w parafię, szukać pola dla współpracy. Teologia posobo­rowa mocno akcentuje Kościół jako wspólnotę wspólnot. Dotyczy to w pierwszym rzę­dzie parafii. To właśnie tam jest miejsce, gdzie spotykają się ludzie różnie myślący i będą­cy w różnych grupach czy wspólnotach. To właśnie do parafii każdy wnosi swoje bogac­two, swoje uzdolnienia, charyzmaty, swoją duchowość. Dla każdej grupy i duchowości jest w parafii miejsce. Każda wspólnota czy grupa ludzi inaczej przeżywających swoją wiarę jest ubogaceniem dla innych. Ideałem byłoby, gdyby każdy potrafił docenić warto­ści wnoszone przez tych „innych", docenić bogactwo, jakie stanowi dla parafii owa róż­norodność, a jednocześnie był gotowym do współpracy, dla dobra wiary. Współpracy, rywalizacji, zawiści, sporów czy jakichś fałszywych ambicji. Owa współpraca, wza­jem­ne otwarcie się na siebie różnych duchowości, jest tym bardziej aktualna dziś, gdy ob­ser­wujemy oziębłość wiary i powolne odchodzenie całych rzesz ludzkich od Kościoła. Brak jedności jest w tym kontekście tym większym zgorszeniem. Jednocześnie zgodna współ­praca i zrozumienie różnych grup, będzie czytelnym znakiem dla owych odchodzą­cych, że dla każdego jest miejsce w Kościele. Będzie znakiem, że bez względu na to, ja­kie ma zapatrywania na kwestie społeczne, czy jaki ma styl bycia, to miejsce w Kościele jest i dla niego.

Skończmy nasze rozważanie słowami św. Augustyna: „W tym, co konieczne – jedność; w tym, co budzi wątpliwości – wolność; we wszystkim jednak – miłość". Oby zawsze i w nas przeważała miłość, do tych, którzy będąc w jednym Kościele, myślą inaczej.


ks. Bogusław Dygdała