DRUKUJ
 
ks. Doroteusz Sawicki
Nasz niedoskonały ekumenizm
Więź
 


Tamta jedność – tak często stawiana dziś za wzór – nie była więc sielankowym obrazem pełnej jednomyślności i zgodności. Była ciężką pracą, by nie powiedzieć walką, mającą na celu zachowanie wspólnoty różnorodnych i niepowtarzalnych. Była jedną symfonią różnorodnych nut, na różnych polach i liniach tej samej pięciolinii. Ówcześni chrześcijanie dlatego byli jednością, że dążyli do wypracowania wspólnej decyzji zgodnej z Bożą prawdą. Modlili się o nią i dyskutowali o niej. Raz się godzili, innym razem kłócili, a nawet zrywali ze sobą kontakty. Były okresy schizm, były też lata ścisłego współdziałania. Wspólny kielich nie zawsze był faktem.

Dla następnych pokoleń

W świetle powyższego obrazu mam coraz większe przekonanie, że nie jest z nami tak źle. Oni walczyli o jedność chrześcijaństwa i my walczymy. Oni mieli sukcesy i porażki. Podobnie i my. Gdy na drugim soborze powszechnym w 381 r. opracowano Credo wspólne dla wszystkich dzieci Bożych, było ono podsumowaniem, ukoronowaniem ponad trzech stuleci walki o jedność. Nasz wysiłek trwa zaledwie 50 lat. Jesteśmy na początku drogi. Nie oczekuje się plonów nazajutrz po siewie. Tym bardziej nie oczekuje się plonów bez siewu. Nie będzie plonów bez siewu.

Oto sens dzisiejszej uroczystości. Wspominamy dziś ludzi, którzy 50 lat temu stanęli na jednej niwie, chwycili w dłonie ziarno słowa Bożego z tej samej Ewangelii i rzucili je w głąb gleby ludzkich serc. Uczynili tak, choć nie mieli żadnego doświadczenia, choć od ostatniego podobnego siewu minęło ponad 900 lat, choć tak wielu mówiło, że to daremny trud, że nie może się udać. Wielu wręcz oskarżało ich i krytykowało. Inni wyśmiewali. A oni postanowili spróbować. Nie wiedzieli, jak daleko mogą się posunąć. Nie chcieli skalać ziarna. Nie chcieli skrzywdzić gleby. Rozumieli, że choć ziarno jest tego samego gatunku, to każda skiba i bruzda jest niepowtarzalna i niezależna. Umieli jednak wznieść się ponad historyczny horyzont i dostrzec, że choć owe skiby nie przecinają się, to jednak stanowią jedno pole. Choć ziarna wzrastać będą oddzielnie, w granicach poszczególnych bruzd, to jednak wzrastać będą dzięki ciepłu jednego słońca i dzięki rosie z tej samej chmury. Jeden też Pan pośle kiedyś żniwiarzy, by tego samego dnia ścieli zboże i związali w jeden snop. Nawet w takiej jedności każdy kłos zachowa coś ze swej indywidualności. Jest jednak nadzieja, może bardzo odległa, że kiedyś z tych kłosów będzie również jeden chleb.

Gdy ojciec sieje zboże, cieszy się, że jego dzieci – nie on sam, a jego dzieci – będą miały co jeść. 50 lat temu cieszono się w tej świątyni, że następne pokolenie zaspokoi swój duchowy głód.

Dlatego to ja głoszę to kazanie. Nie siewca, a ktoś z następnego pokolenia. Ten, kto ma korzystać z siewu dokonanego bez jego udziału. Nie ten, który wykonał pracę – bo nie czynił tego dla zaszczytów i słów uznania – a ten, który ma cieszyć się, dostrzegając rodzące się plony.

Czy cieszą się? Czy miłym w smaku jest mi ten ekumeniczny chleb? Czy realnie odczuwam jedność i braterską miłość?

Już na wstępie powiedziałem, że daleko nam do doskonałości. Ekumenizm to wciąż zadanie. Ziarno dopiero kiełkuje. Jeszcze wiele dni upłynie do chwili, gdy będzie można upiec chleb i położyć go na stół. Dopiero widzimy, jak roślina nabiera kształtów. Wypuszcza pierwsze liście. Pojawiają się pierwsze zawiązki kwiatów, malutkie owoce. Jeszcze tak naprawdę nie wiemy, jakie będą jej losy, a tym bardziej czy przyniesie obfite plony. Nie osądzajmy więc ekumenizmu, bo jeszcze na to za wcześnie. Nie chwali się dnia przed zachodem. Nie ocenia się chleba przed upieczeniem.

Wiemy tylko jedno. Ekumeniczna roślina potrzebuje naszego wsparcia. Nie można jej teraz porzucić. Czynić wicher i niepokój, które ją złamią zawsze jest łatwo. Podtrzymywać ją swą wiarą, ogrzewać miłością, poić nadzieją – jest dużo trudniej.

Powtórzmy już słyszane pytania. Co właściwie ja tu robię? Co robimy tu my wszyscy? Nie świętujemy minionych 50 lat ciężkiej ekumenicznej pracy, a rozpoczynamy kolejne półwiecze nowych wysiłków. Nie chwalimy się tym, co osiągnęliśmy, a rozważamy to, co trzeba jeszcze wykonać w pierwszej kolejności. Sięgamy do przeszłości, by budować przyszłość. Wspominamy sukcesy, by zachęcały nas do dalszego działania. Wspominamy porażki i błędy, by je naprawiać i unikać ich powielania. Szykujemy się do kolejnego siewu. Już dziś go rozpoczynamy. A za kilka lat narodzi się ktoś, kto skomentuje ten dzień za kolejne 50 lat.
 
strona: 1 2 3