DRUKUJ
 
Anna Dąbrowska, Sławomir Rusin
Kłopot z Kościołem
List
 


Z ks. bp. Grzegorzem Rysiem historykiem Kościoła, przewodniczącym Zespołu ds. Nowej Ewangelizacji, rozmawiają Anna Dąbrowska i Sławomir Rusin 

Księże Biskupie, mamy wielu zna­jomych, dodajmy wierzących zna­jomych, którzy chodzą do kościoła, przyjmują sakramenty, ale jednocze­śnie mają problemy z utożsamieniem się z Kościołem. Dlaczego tak jest?

Powodów może być milion, począwszy od tych najbardziej oczywistych, że ktoś ma kłopot z konkretnym fragmentem nauczania Kościoła, a skończywszy na bardzo osobi­stych sprawach. Nie chcę, żeby to, co teraz powiem, zabrzmiało w sposób moralizujący i upraszczający, ale „kłopot z Kościołem" bierze się też z pewnego niezrozumienia tego, czym jest wiara sama w sobie, a także z niezrozu­mienia tego, co oznacza przyjęcie przez nas chrztu, sakramentu bierzmowania czy Eucha­rystii. Wiara jest czymś osobistym, ale nie jest czymś prywatnym. Sensowne przeżywanie własnego chrztu powinno automatycznie włą­czyć mnie we wzięcie odpowiedzialności za Kościół w takim wymiarze, w jakim jest to dla mnie możliwe. Nie chodzi o bierną postawę, że w coś się włączę, jak mi każą, ale o świado­mość, że jestem częścią wspólnoty, która bez mojego udziału nie jest pełna. Do tego prowa­dził ksiądz Blachnicki w Ruchu Światło-Życie: wszystko zaczyna się od odkrycia osobistej relacji z Chrystusem, którą następnie próbuję przeżywać w liturgii Misterium Paschalnego, a w końcu dochodzę do etapu wspólnoty, w któ­rej próbuję się odnaleźć.

Być może ludzie nie potrafią odna­leźć się w Kościele, bo często nie rozumieją języka, którym się on po­sługuje. Wiele osób uważa, że świa­ty ludzi świeckich i duchownych w pewien sposób się rozjechały.

Według mnie to zbyt ogólne sądy. Są miejsca, gdzie tak się dzieje i są takie, w których tego nie doświadczymy. Co z tego wynika? Nic.

Kościół nie jest wspólnotą idealną. Są w nim rzeczy, z którymi trudno się pogodzić. Mamy zbiurokratyzowane parafie, przerost struktur nad życiem, myślenie kategoriami instytucji itd. Sam Kościół o tym mówi. I co dalej? Można ustawić się w gronie tych, któ­rzy będą mówić, że jest fatalnie, albo w gronie tych, którzy słuchając Ducha Świętego pójdą do przodu i będą próbować ten stan zmienić. W Polsce prężnie działa – o czym mało kto wie – Kościół ewangelizacyjny. Mało jest na ten te­mat w mediach, bo nie ma tu żadnej sensacji, żadnych skandali. A dobrych rzeczy dzieje się naprawdę wiele. Jeśli więc ktoś chce zaanga­żować się w Kościół, to możliwości ma dużo. Jako katolicy nie czujemy się posłani i tu jest kłopot. Nie dochodzimy w spotkaniu z Chrystusem do momentu, w którym słyszy­my: „Idźcie, posyłam was". Chrystus wcale nie mówi: „Dobrze, żeśmy się dziś spotkali. Teraz idźcie sobie do domu i przyjdźcie do mnie za tydzień to znowu porozmawiamy", On nas po­syła. Kiedy zaczynamy to rozumieć, kończy się problem utożsamiania, bądź nie, z Kościołem.

To do czego jesteśmy posłani?

Każdy z nas do czegoś innego. Żeby odkryć swoje charyzmaty, najlepiej zacząć od lektury Pierwszego Listu do Koryntian, rozdziałów 11, 12 i 13. Rozdział 13 jest syntezą, to Hymn o Miłości, którą Paweł nazywa najważniejszą drogą w Kościele. Ale wcześniej, w 12 rozdzia­le mamy różne wymiary tego, co ludzie robili wtedy w Kościele i co mogą też odnaleźć dzi­siaj.

Mamy w Kościele piękne czyta­nia. Ewangelia mówi np. o budowaniu domu na skale, a pierwsze czytanie z księgi Izajasza o budowaniu miasta – też na skale. To są dwa komplementarne obrazy. Kiedy buduję dom, robię to dla siebie, dla najbliższej rodziny. Mia­sto buduje się wspólnym wysiłkiem dla kon­kretnej społeczności. Ważne jest, żeby czło­wiek odczytał w sobie wezwanie do jednego i drugiego. Każdy z nas buduje dom, w którym zamieszka a którym jest jego osobista wiara, ale ten dom stoi w mieście, w Izajaszowej Jerozolimie, czyli Kościele.

Synod Biskupów, który niedawno się za­kończył, polecił nam czytać Ewangelię o Sa­marytance. Spotyka ona Jezusa i w rozmowie z Nim otrzymuje Ducha Świętego. Co wtedy robi? Biegnie do miasta, z którego przyszła, i woła: „Chodźcie, zobaczcie Jezusa, który mi powiedział, co zrobiłam". Staje się apostołem. Święty Andrzej, również po spotkaniu z Jezu­sem, biegnie, by poszukać Szymona; podob­nie Filip, który przyprowadza Natanaela. Takie są owoce spotkań z Jezusem.

Czy żeby być odpowiedzialnym za Kościół, trzeba zostać członkiem jakiejś wspólnoty czy ruchu?

Nie, choć osobiście jestem przekonany, że to pomaga. Skąd między innymi bierze się brak utożsamienia, o którym mówimy? Również z tego, że co niedzielę przychodzisz do kościoła na Eucharystię z grupą dwóch, czy nawet pię­ciu tysięcy ludzi. W związku z tym, co tydzień stoisz obok kogoś innego. Zapewne masz też przeczucie, że kilkadziesiąt procent z tych lu­dzi nie akceptuje nauczania Kościoła w całej rozciągłości. Jeśli myślisz radykalnie o chrze­ścijaństwie, to możesz czuć się w tym towa­rzystwie trochę obco. Znajdź więc wspólnotę, która oczywiście też będzie wspólnotą grzesz­ników, ale takich, którzy myślą podobnie do ciebie – mają świadomość własnego grzechu, ale chcą się nawracać.

Jak jednak wspomniałem: uczestnictwo we wspólnocie, ruchu religijnym nie jest koniecz­ne. Dzisiaj najważniejszym polem ewange­lizacyjnym jest rodzina. To jest sam środek Kościoła.

 
strona: 1 2 3 4