DRUKUJ
 
Joanna Piestrak, Andrzej Iwański
Grzech, który jest we mnie
Głos Ojca Pio
 


Grzeszę, idę do spowiedzi, nawracam się. Bóg nie traci dla mnie cierpliwości. Również nie traci cierpliwości wobec zła, które dzieje się w świecie. Jak to wyjaśnić?

Bóg jest cierpliwy, ponieważ zawarł z nami przymierze: – Nie ze względu na was to robię, ale na moje słowo. Bóg jest wierny słowu danemu człowiekowi. W związku z tym cały czas okazuje nam miłosierdzie.

My chcielibyśmy układać się z Nim jak z bankiem: bierzemy kredyt, spłacamy i jest OK. Tymczasem przed Bogiem zawsze będziemy jak żebracy, którzy proszą: daj. Miłosierdzie Boże pojmujemy jako ograniczone kwantum: jeśli z niego skorzystam sto tysięcy razy, to stutysięczny pierwszy już mi się nie należy. A Bóg ma morze miłosierdzia. I nie wychlapie go jak kałuży.

Co zrobić w sytuacji, kiedy mimo uzyskania przebaczenia grzechów, nadal mnie coś uwiera...

Często bywa tak, że Bóg mi wybaczył, ale ja sobie nie umiem wybaczyć. Popełniłem grzech, w moim przekonaniu straszny, i ciągle na różnych spowiedziach go wyznaję. Wtedy trzeba poprosić spowiednika o specjalne itinerarium, żeby iść w kierunku wybaczenia sobie. Grzech (mój albo czyjś względem mnie – np. przemoc seksualna) może mieć skutki psychologiczne. Wówczas potrzebna jest terapia, która dotknie struktur psychicznych.

Czy istnieje recepta na wyjście z grzechu? Jak z nim walczyć?

Na początku człowiek się uczy, że ma odrzucać pokusę do zła, grzechu ciężkiego. I ma trwać w łasce, w jedności z Bogiem i Kościołem.

Potem bywa tak, że jeśli nie popełnia dłuższy czas grzechów ciężkich, może bardzo łatwo zaspać. I wtedy Pan Bóg zaprasza go do przyjrzenia się sobie, do zastanowienia się, dlaczego popełnił dane grzechy (mniej istotne jest, ile ich było). Jeśli po raz kolejny obraziłem się na tego samego członka rodziny, powinienem zapytać, dlaczego tak się stało, czy problem tkwi w nim czy we mnie, a może w nas obu. Wtedy mogę ten grzech zrozumieć i potraktować pedagogicznie.

Grzech może pokazać prawdę o mnie. Dzięki jej odkryciu mogę odzyskać realizm w spojrzeniu na siebie: żaden ze mnie geniusz, jak mi się wydawało, tylko zwyczajny kiepściuch. Świadomość o własnym grzechu uczy pokory. Wtedy o wiele mocniej odbieram miłosierdzie Boże: dostrzegam wielkość Bożego daru, który wcale mi się nie należy. Poznaję, że każde uczynienie dobra nie zależy ode mnie, tylko od Boga.

Zalecam posiadanie stałego spowiednika, bo nie ma dwóch takich samych sytuacji. Jest konkretny człowiek, konkretny przypadek, konkretny grzech, który może wypływać z bardzo różnych uwarunkowań. Nie ma ogólnej recepty.

Co zrobić w sytuacji, kiedy grzech tak bardzo nas przytłacza, że się poddajemy i porzucamy dalsze wysiłki, by z niego wyjść?

Nazywam to pokusą drugiego stopnia. Na początku jesteśmy kuszeni do konkretnego zła. Potem, gdy ono zawładnie naszym życiem, pojawia się pokusa beznadziejności: już nic z tym nie zrobię. Wtedy penitentom mówię: uważaj, bo tu śmierdzi siarką. Jeden jest ojciec beznadziejności – zły duch. I tylko tam, gdzie on się pojawia, nie ma szansy. Jeżeli wierzymy w Chrystusa i Jego zwycięstwo nad Szatanem, grzechem i śmiercią, to zawsze jest nadzieja. Choćbyś sto tysięcy razy upadł i tak powstaniesz…

Jak szukać tej siły w sobie?...

Nic w sobie! W Chrystusie!

To nie jest takie łatwe…

A kto powiedział, że Ewangelia jest łatwa!? Do tego potrzebna jest wiara, bez niej nie ma  zrozumienia.

Mamy tendencję do upodabniania naszych zachowań do większości, a dzisiejsza kultura niechrześcijańska zaciera granicę między dobrem a złem. Czy to nie usprawiedliwia naszego postępowania?

Ja nie wiem, kiedy była kultura chrześcijańska. Mówi się, że w średniowieczu. A przecież wtedy do kościoła chodziła jedna trzecia ludności. Tak jak teraz. Dane historyczne demitologizują takie proste podziały. Byłbym ostrożny.

Myślę, że dzisiaj w rozróżnianiu dobra od zła pomaga nam dużo większa wiedza o człowieku i jego motywacjach. Na pewno w wielu sytuacjach możemy lepiej zrozumieć jego grzech. Wiemy bowiem, że pewne zachowania mogą być niedobrowolne, w związku z czym odpowiedzialność osobista może zostać ograniczona lub zniwelowana przez czynniki psychologiczne albo społeczne.

Z drugiej strony dzisiejsza kultura ma tendencję do relatywizmu i indywidualnej oceny moralnej przez każdą jednostkę. Może to skłaniać do usprawiedliwiania się, uznania, że może coś nie do końca mnie obowiązuje. Dlatego chrześcijanin musi się formować, kształtować sumienie. Musi być otwarty na głos Kościoła, bo inaczej ulegnie tendencji do rozmywania prawdy o grzechu i odpowiedzialności.

Jak ma postępować chrześcijanin wobec nierozstrzygniętych problemów moralnych?

Pytać i szukać. Najpierw swojego sumienia. Jeśli nie daje ono jasnych odpowiedzi i mamy wątpliwość, wtedy powinniśmy się zwrócić do autorytetu, czyli do Kościoła.

Od prawdy nie należy uciekać. Sakrament pokuty to wielka koalicja przeciwko grzechowi. Są w niej: grzesznik, Bóg, Kościół i kapłan. Wszyscy przeciwko grzechowi. Ważne, żeby każdy spowiadający się zrozumiał, że Bóg, Kościół i spowiednik są po jego stronie. Po to, żeby on mógł wyjść z grzechu, zwyciężyć zło.
 
strona: 1 2 3