DRUKUJ
 
Małgorzata Wałejko
Tylko bądź
Miesięcznik W drodze
 


Zapomniana istota świętości

Jaki wobec tego jest nasz Pan Jezus? Czy jest wymagający?

Cóż, trzeba nam zgodzić się ze zwolennikami Boga takiego, który od nas wymaga i żąda. Pan Jezus jest bardzo wymagający, bardziej nawet, niż się im wydaje! Jednak Jego wymagania są w Kościele bardzo często błędnie rozumiane, gdyż fałszywa interpretacja jest dużo łatwiejszą drogą dla człowieka niż to, czego On naprawdę od nas oczekuje. Najłatwiej jest za najważniejsze uznać doskonalenie moralne, wypełnianie powinności.

Z ambon płynie jednolity apel, byśmy my dawali coś Panu Jezusowi, gdyż On wymaga od nas poprawy moralnej, a wtedy będzie (w nagrodę) blisko nas. Wtedy. Tylko wtedy. Mamy zatem przeświadczenie, że jeśli zaliczymy ładnie roraty, jeśli się wyspowiadamy, jeśli uda nam się zerwać z danym powtarzającym się grzechem, jeśli zaczniemy się więcej modlić, jeśli…, jeśli…, jeśli… – wtedy będziemy w bliskości z Bogiem, w dobrej z Nim relacji, ponieważ zasłużymy na nią. Czyli przysłowiowo „jutro”. Tak, chcemy bliskości z Bogiem, ale od jutra, jak będziemy lepsi. Dzisiaj nie jesteśmy godni, bo znów coś się nie udało.

Dużo trudniejsze od uświęcania się jako doskonalenia moralnego jest przyjęcie miłości Boga dzisiaj, w prawdzie o swojej słabości. Tego właśnie On od nas wymaga w pierwszej kolejności. To wyraża Jego postawa wobec grzeszników w Ewangelii, których bez namysłu przyjmował, a ich ukochania nie uzależniał od „poprawy”. Przyjmował ich w ich grzechach, nie stawiając warunków, ponieważ oni chcieli przyjąć Jego miłość w prawdzie o swojej słabości.

Rozumieć świętość tylko jako dawanie Bogu darów, starań, sukcesów moralnych, zatem jako doskonałość moralną (czyli: codzienny udział w roratach, pracę nad sobą, np. ćwiczenie cierpliwości lub nieobżerania się słodyczami, spowiedź w każdy pierwszy piątek i wiele, wiele innych „powinienem”), jest o wiele łatwiej, niż przyjąć miłość Jezusa. Przyjąć Jego dar bezinteresowny, nieuzależniony absolutnie od naszych moralnych „postępów”.

Łatwiej nam w ten sposób „zarabiać sobie na niebo” konkretną monetą, ponieważ nasza chora natura nie lubi przyjmować za darmo. Widać w naszym codziennym życiu, jak trudno nam przyjąć cokolwiek za darmo, a już szczególnie coś dużego, ważnego, drogiego, gdy wiemy, że nie będziemy mogli się odwdzięczyć czy po prostu za to zapłacić. Skoro trudno przychodzi nam to wobec człowieka, to co dopiero wobec Boga!

Wolimy uregulować rachunki i nie mieć wobec nikogo długu, również wobec Boga. Zabieganie o doskonałość przed Bogiem i dla Boga jest pułapką braku pokory, usilnym szukaniem możliwości mimo wszystko odpłacenia się. Jednocześnie „wkładaniem” Boga w naszą ludzką miarę, miarę „coś za coś”: Jego miłość za poprawę, Jego bliskość za dyscyplinę, moja świętość za doskonałość moralną.

Jutro nie nadejdzie nigdy

Człowiek, który chce swoim staraniem osiągnąć doskonałość i zasłużyć sobie na świętość i niebo, spotkanie z Bogiem odkłada codziennie na jutro. Najsilniejszy lub jedyny akcent w życiu duchowym kładzie na pracę nad sobą (doskonałość moralną i heroiczność cnót), a pomija zupełnie swoją naturalną ludzką kondycję. Kondycję pyłku.

Nie akceptuje swojej słabości, która jest nieuleczalna. Jest to rodzaj pychy. Ona objawia się złością na siebie czy załamaniem, gdy się mu nie udaje, zniechęceniem wskutek niepowodzeń, próbami usprawiedliwiania się (bo skoro swoim wysiłkiem pracuję na świętość, niepowodzenie jest także moją winą i muszę ją wytłumaczyć). Wielu ludzi całą energię duchową poświęca na wyjście ze słabości; a jest to niemożliwe.

Jesteśmy grzesznikami i do końca życia nimi będziemy. Taka jest nasza natura – słaba i krucha. Święci nie przestają się spowiadać na żadnym etapie życia.

Dość często spotkać się można ze stwierdzeniem, że Bóg nas nie kocha takimi, jakimi jesteśmy, lecz takimi, jakimi chce, byśmy byli, jakimi mamy (powinniśmy) się stać. Uważam, że ta wizja przypomina najgorszy możliwy nocny koszmar. Ojciec Jacques Philippe pisze, że jest dokładnie na odwrót: „Bóg jest »realistą«. Łaska Boża nie działa w dziełach wyobraźni, w ideałach, w marzeniach. Działa w rzeczywistości, w konkretach życia.

Osobą, którą Bóg kocha czułością Ojca, z którą chce się złączyć i którą chce przemienić przez swoją miłość, nie jest osoba, którą chciałbym być lub którą powinienem być. Jest to osoba, którą po prostu jestem. Bóg nie kocha istot »idealnych«, »wirtualnych«. On kocha istoty rzeczywiste, konkretne”. Ile czasu marnujemy, gdy uskarżamy się, że nie jesteśmy tacy, jak trzeba, że mamy taką czy inną wadę, i gdy wyobrażamy sobie, jakby było wspaniale, gdybyśmy mieli taką czy inną zaletę czy cnotę, co często łączy się z „odkładaniem” przyjaźni z Bogiem na jutro, gdy owo marzenie się ziści, gdy „udowodnimy”, że jesteśmy godni i zapracujemy. „Wszystko to jest straconym czasem i energią i opóźnia jedynie pracę Ducha Świętego w naszych sercach”, pisze Philippe.

Pogodne uświadomienie sobie, że nie jesteśmy równi Bogu (zdolni własną mocą zyskać doskonałość), że jesteśmy pyłkiem wobec wszechmocy i świętości Boga, ale pyłem przez Niego kochanym, rozpoczyna naszą duchową drogę. Póki nie zdamy sobie sprawy z naszej nie-samo-wystarczalności, póty nie będziemy potrzebować Boga. Wtedy owo jutro nie nadejdzie.
 
strona: 1 2 3 4 5 6