DRUKUJ
 
Małgorzata Wałejko
Tylko bądź
Miesięcznik W drodze
 


Zdać się na Boga już dzisiaj

Dopóki pogodnie nie przyjmiemy tego, że jesteśmy słabi nieodwracalnie, dopóty nie będziemy Boga tak naprawdę potrzebować, nie poczujemy się od Niego zależni – także, a może przede wszystkim w kwestii naszego uświęcenia. Będziemy stawać na rzęsach, przekonani, że dążymy do Niego, a nasze serca będą wciąż daleko, będziemy toczeni przez utajoną pychę, udręczeni upadkami, osuwający się w coraz większe zniechęcenie.

Cud naszych ponownych narodzin to początek pokory, czyli naszej zależności od Boga, zdania się na Jego działanie z pełnym zaufaniem. To odkrycie, że nie powinniśmy być przytłoczeni faktem bycia grzesznikami, lecz w pewnym sensie „mamy prawo” być tacy, jacy jesteśmy, „mamy prawo” być ubodzy, ponieważ taka jest nasza kondycja jako ludzi. To nie powinno wywoływać w nas lęku – Bóg zna najlepiej naszą słabość i jej nie potępia ani się nią nie gorszy.

Jego spojrzenie – najczulsze, najbardziej kochające, najbardziej wypełnione nadzieją – zaprasza nas do świętości, zachęca do rozwoju i nawrócenia, jednak, jak pisze o. Philippe, „nie wzbudza nigdy lęku, że jeszcze tego nie osiągnęliśmy, ani też presji, którą odczuwamy czasem pod spojrzeniem innych (…) gdy stwierdzamy, że nigdy nie jesteśmy dostatecznie »dobrzy«”. Medytacja Ewangelii, w której Jezus w taki właśnie sposób przyjmował pokornych grzeszników, może nam w tym pomóc.

Ostatnio zadzwonił do mnie pewien świeżo ożeniony student i zadał kilka drobiazgowych pytań dotyczących moralności seksualnej, aż wreszcie powiedział, że bardzo przeżywa to, czy nie zgrzeszył w jakikolwiek sposób, ponieważ musi „mieć przed Bogiem czyste konto”. Wewnętrzne niezadowolenie z siebie i poczucie winy pomieszane z lękiem to cierpienie wielu chrześcijan.

Tymczasem nigdy nie będziemy mieli „czystego konta”, bo nie jesteśmy bogami. Pan Jezus pozwala nam być sobą, z naszymi brakami, wyzwala nas „z przymusu i obowiązku, których jesteśmy więźniami (…) obowiązku bycia ostatecznie kimś innym, niż jesteśmy”, jak zauważa Philippe. W tym znaczeniu możemy żyć w głębokim odprężeniu i przed Bogiem najzwyczajniej być sobą, nie mniej, nie więcej. To odpoczynek niemowlęcia u piersi matki (Ps 131), bo na miłość się nie zasługuje, ona jest za darmo, a nasze słabości nie przeszkadzają Panu Bogu nas kochać, wręcz przeciwnie. Postawę taką J. Philippe nazywa „wolnością bycia grzesznikiem”.

I ta postawa jest w naszej relacji z Bogiem najważniejsza, z pewnością ważniejsza od doskonałości moralnej. Taką postawę przyjmowali grzesznicy, którzy nie zaprzeczali swojej słabości i byli sobą, gdy siedzieli z Jezusem przy stole. Jest to właśnie pokora, będąca świadomością, że jesteśmy „nieuleczalnie chorzy” na grzeszność, i zarazem zaufaniem, że Pan Bóg nigdy nas nie odrzuca, nie przybliża się, gdy jesteśmy lepsi, i nie oddala, gdy stajemy się gorsi.

Jak miłosierny Ojciec marnotrawnego syna stoi nieustannie na drodze z wyciągniętymi ramionami i nasze upadki same w sobie nie są dla Niego problemem. Zdać się na Boga w naszej słabości, czyli stanąć w prawdzie przed Nim, to uwierzyć, że On nie uzależnia miłości do nas od naszego moralnego bilansu dnia, że nie musimy na nią zarobić. To jednocześnie świadomość bycia jak ten żebrak, ubogi, niewystarczający sobie i potrzebujący Boga. Zdać się na Boga, to jednocześnie zaufać, że tylko On może pomóc nam wyjść z grzechu.

Błąd fałszywej kolejności

Uważny Czytelnik mógłby się zaniepokoić, czy aby nie nawołuję do beztroski wobec popełnianego przez nas zła, nieprzejmowania się nim, bo Bóg i tak nas kocha, i w efekcie tkwienia w grzechach po uszy.

Gdy pisałam o sprzeczności obecnej w Panu Jezusie, nie cytowałam jedynie opisów, gdy przyjmował grzeszników bez żadnego „ale”. Najpierw przytaczałam szereg Jego słów, którymi wzywał nas do doskonałości. Ciekawie wyjaśniał zagadkę tej sprzeczności w postawie Jezusa o. Samuel Rouvillois.

Stwierdził, że Jezus z pewnością chce, byśmy byli doskonali moralnie, wzywa do tego, taki jest niewątpliwie Jego zamiar wobec nas. Z równą pewnością jesteśmy słabi i niezdolni do tego. Jaki więc jest wniosek?… „To nie nasz problem. To Jego problem”. Nie nasz, gdyż my jesteśmy bez łaski bezradni. Jak On tego dokona, to Jego tajemnica i nie nasze zmartwienie.

Zatem, jak zauważa o. Philippe, z „wolnością bycia grzesznikiem” wiąże się ściśle „wolność stawania się świętym”. Te postawy stoją w pozornej tylko sprzeczności. Pragnienie bycia coraz lepszym i bardziej kochającym człowiekiem, wysiłek przekraczania siebie są konieczne i ich nie należy negować, lecz należy je zdetronizować: one nie mogą być najważniejsze w naszej relacji z Bogiem. Wszelkie nasze starania, usilne, heroiczne, szalone; walka z naszymi wadami „aż do przelania krwi”, jak mawiała Mała Teresa – muszą się opierać na przyjęciu naszych ograniczeń (nierównym rezygnacji!) po to, by wyznać ogromną ufność w moc Boga i Jego łaski.
 
strona: 1 2 3 4 5 6