Tam, gdzie nie ma miłosierdzia, nie ustąpi zło. Zło bowiem samo z siebie nie potrafi urodzić dobra. Dobro może być zrodzone tylko przez jakieś inne dobro. Otóż miłosierdziem Boga jest właśnie Dobro, które rodzi dobro na miejscu zła [2].
Szczególnie znamienny jest tekst o nawróconej jawnogrzesznicy (Łk 7,36–50), a ściślej jedna użyta tam fraza. Pan powiedział: „Odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ bardzo umiłowała”. Okazuje się, że słowo „ponieważ” jest tutaj chybione, gdyż, jak podaje przypis (Biblia Tysiąclecia), „wielka miłość grzesznicy nie jest przyczyną odpuszczenia jej grzechów, lecz skutkiem” [podkr. MW]. Czyli „odpuszczone są grzechy – i dlatego bardzo umiłowała”. Innymi słowy, grzesznica nie zasłużyła miłością ani niczym innym na łaskę; odpuszczenie grzechów było uprzednie, Jezus przyjął nieboraczkę w jej moralnej nędzy. Dopiero przejęta Jego czułą akceptacją, kobieta zapłonęła wdzięcznością, zaufaniem i świętością.
Gdy „wprosił się” do Zacheusza, ten, gdy poczuł się przyjęty mimo grzechu, obiecał rozdać połowę swojego majątku ubogim, a skrzywdzonych przez siebie wynagrodzić poczwórnie (Łk 19,1–10). Jezus urzeka swoją miłością, Jego bezinteresowna postawa i łaska okazują się skutecznym lekarstwem na braki moralne.
Przyjęcie miłości Jezusa, równoznaczne z przyjęciem naszej skończoności, umożliwia działanie Boga w nas. Trudności, wady, nad którymi sami pracujemy latami, rozwiązują się niezauważenie. Gdy w bezradności zdajemy się na Boga, On nie zwleka długo z odpowiedzią. Po pewnym czasie często zdajemy sobie sprawę, że dany kłopot, dana słabość, o której uleczenie prosiliśmy ufnie, po prostu zniknęła. A jeśli nie, choć pracujemy nad nią i zawierzamy Bogu – to nic. Widać jest nam potrzebna.
A co z wymogiem heroiczności cnót?
W rozmowie z faryzeuszem Jezus wskazuje na najważniejsze przykazanie, jakim jest miłować Go całym sercem, duszą, umysłem i mocą, co „daleko więcej znaczy niż wszystkie całopalenia i ofiary” (Mk 12,28–33). Dramatem współczesnego człowieka jest przeświadczenie, że gdy wypełnia wszelkie powinności – odhacza zachowane przykazania na kartce przed konfesjonałem – to kocha Boga, tymczasem samo ich wypełnianie nie oznacza wcale miłości do Boga.
Pan Bóg chce czegoś więcej niż spełniania przykazań: chce zaangażowania w relację miłości z Nim, i to jakiego zaangażowania! I uczuć, i myślenia, i energii, i całego życia, czyli wszelkich decyzji i wydarzeń codziennych. Taka miłość Boga prowadzi w naturalny sposób ku posłuszeństwu ewangelicznym wskazówkom, ku miłości bliźniego.
________________________________
Przypisy:
[2] K. Wojtyła, Elementarz etyczny, Lublin 1999, s. 55.