DRUKUJ
 
Małgorzata Wałejko
Tylko bądź
Miesięcznik W drodze
 


A w praktyce? Wyobraźmy sobie, że mamy problem z chorobliwym obżeraniem się. Standardowo świadomy katolik, gdy mu się to zdarzy, odczuwa lęk i poczucie winy oraz solennie sobie postanawia od jutra przestać. Najprawdopodobniej mu się to nie uda. Poczucie winy będzie coraz większe i coraz większy nasz dystans do Boga. A w myśl pierwszego wymagania Pana Jezusa? Zdarzyło się, przychodzę do Niego, wylewam przed Nim mój cały lęk (głównie lęk przed Nim samym, powodowany Jego fałszywym obrazem wynikającym ze stereotypu, że się gniewa), poczucie winy i zawierzam Panu Bogu mój problem.

Całą moją wolą zdaję się na Niego i na dnie serca, zamiast lęku, znajduję ufność. Mała Teresa mówiła: „Miłość jest tak wszechmocna, że umie wyciągać korzyści ze wszystkiego, z dobra i zła, które we mnie znajduje”. „To prawda, że można ciężko upaść, można popełnić niewierności, ale miłość, która potrafi wszystko obrócić na swoją korzyść, w mgnieniu oka zniweczy wszystko, co może nie podobać się Jezusowi, pozostawiając na dnie serca pokorę i głęboki pokój”.

Każdy grzech oddala nas od Boga, ale możemy błyskawicznie się do Niego znów zbliżyć. Przylgnięcie do Boga po upadku, niedystansowanie się, tylko przeciwnie – podejście bliżej – jest nawróceniem się. Nasza pokora Pana Jezusa do nas pociąga. „Zniewala Go” nasza ufność, gdy wyznajemy całym sobą naszą zależność od Niego, także w sprawie poprawy moralnej. O ileż bardziej niż naturalny ojciec Bóg da nam to, o co Go z zaufaniem prosimy (Mt 7,10).

Tu pojawia się najważniejszy wątek naszych rozważań. Wydaje się, że propaganda świętości utożsamianej z samodoskonaleniem się, „zasługiwaniem” na bliskość z Bogiem, jest błędem fałszywej kolejności. Jezus faktycznie wzywa nas do doskonałości; rysuje przed nami dobro i zło; nakazuje radykalną walkę z grzechem, co unaoczniły podane wcześniej cytaty. Jednak to nie zasługa prowadzi do zjednoczenia z Bogiem. Jest dokładnie odwrotnie!

Tylko nasze zjednoczenie z Bogiem, gdy zasług nie mamy, w słabości – nasza postawa zależności od Boga, potrzebowanie Go i oparcie się na Nim może nas doprowadzić do cudu zmiany moralnej. Akceptacja słabości „uwalnia” łaskę Boga; jestem słaby, lecz zdaję się na miłosierdzie Boga. Taka „bardzo spokojna i pełna odprężenia akceptacja nas samych i naszych ułomności”, jak nazywa ją Philippe, połączona z pragnieniem Boga i świętości, może nareszcie pozwolić Mu dokonać w nas zadziwiających przemian. Pisze o tym także Karol Wojtyła w Elementarzu etycznym:

Tam, gdzie nie ma miłosierdzia, nie ustąpi zło. Zło bowiem samo z siebie nie potrafi urodzić dobra. Dobro może być zrodzone tylko przez jakieś inne dobro. Otóż miłosierdziem Boga jest właśnie Dobro, które rodzi dobro na miejscu zła [2].

Szczególnie znamienny jest tekst o nawróconej jawnogrzesznicy (Łk 7,36–50), a ściślej jedna użyta tam fraza. Pan powiedział: „Odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ bardzo umiłowała”. Okazuje się, że słowo „ponieważ” jest tutaj chybione, gdyż, jak podaje przypis (Biblia Tysiąclecia), „wielka miłość grzesznicy nie jest przyczyną odpuszczenia jej grzechów, lecz skutkiem” [podkr. MW]. Czyli „odpuszczone są grzechy – i dlatego bardzo umiłowała”. Innymi słowy, grzesznica nie zasłużyła miłością ani niczym innym na łaskę; odpuszczenie grzechów było uprzednie, Jezus przyjął nieboraczkę w jej moralnej nędzy. Dopiero przejęta Jego czułą akceptacją, kobieta zapłonęła wdzięcznością, zaufaniem i świętością.

Gdy „wprosił się” do Zacheusza, ten, gdy poczuł się przyjęty mimo grzechu, obiecał rozdać połowę swojego majątku ubogim, a skrzywdzonych przez siebie wynagrodzić poczwórnie (Łk 19,1–10). Jezus urzeka swoją miłością, Jego bezinteresowna postawa i łaska okazują się skutecznym lekarstwem na braki moralne.

Przyjęcie miłości Jezusa, równoznaczne z przyjęciem naszej skończoności, umożliwia działanie Boga w nas. Trudności, wady, nad którymi sami pracujemy latami, rozwiązują się niezauważenie. Gdy w bezradności zdajemy się na Boga, On nie zwleka długo z odpowiedzią. Po pewnym czasie często zdajemy sobie sprawę, że dany kłopot, dana słabość, o której uleczenie prosiliśmy ufnie, po prostu zniknęła. A jeśli nie, choć pracujemy nad nią i zawierzamy Bogu – to nic. Widać jest nam potrzebna.

A co z wymogiem heroiczności cnót?

W rozmowie z faryzeuszem Jezus wskazuje na najważniejsze przykazanie, jakim jest miłować Go całym sercem, duszą, umysłem i mocą, co „daleko więcej znaczy niż wszystkie całopalenia i ofiary” (Mk 12,28–33). Dramatem współczesnego człowieka jest przeświadczenie, że gdy wypełnia wszelkie powinności – odhacza zachowane przykazania na kartce przed konfesjonałem – to kocha Boga, tymczasem samo ich wypełnianie nie oznacza wcale miłości do Boga.

Pan Bóg chce czegoś więcej niż spełniania przykazań: chce zaangażowania w relację miłości z Nim, i to jakiego zaangażowania! I uczuć, i myślenia, i energii, i całego życia, czyli wszelkich decyzji i wydarzeń codziennych. Taka miłość Boga prowadzi w naturalny sposób ku posłuszeństwu ewangelicznym wskazówkom, ku miłości bliźniego.

________________________________
Przypisy:

[2] K. Wojtyła, Elementarz etyczny, Lublin 1999, s. 55.

 
strona: 1 2 3 4 5 6