DRUKUJ
 
Sławomir Kamiński SCJ
Bóg krzyczący z bólu
wstań
 


Kiedy myślimy o cierpieniu Chrystusa, nasza wyobraźnia niemal automatycznie podsuwa nam obraz krzyża. I nie ma w tym niczego dziwnego. Przecież znak ten pozostaje uprzywilejowanym świadectwem męki i śmierci naszego Pana i Zbawcy. Jednak odczytanie tajemnicy, którą skrywa krzyż, zależy od temperatury relacji, w jakiej człowiek pozostaje z Bogiem.

Temperatura

I tak, jeśli człowiek jest bardziej gorący w relacji z Bogiem, potrafi odczytać więcej, zaś jeśli pozostaje zimny albo letni, krzyż staje się dla niego jedynie pamiątką przeszłości lub symbolem jego chrześcijańskich korzeni, który niewiele albo wcale nie wpływa na jego codzienność. Tymczasem jest w nim tyle nadludzkiego bólu, z którego nie zdajemy sobie do końca sprawy, nosząc w sobie obraz zastygłego ciała Chrystusa, którego rany już nie krwawią.

Uruchomiona wyobraźnia

Trochę bardziej rozbudził naszą wyobraźnię i otworzył nam oczy Mel Gibson filmem Pasja, w którym skrupulatnie i sugestywnie przedstawił poszczególne momenty męki Jezusa Chrystusa. Pamiętam, jak oglądając go po raz pierwszy w kinie, wraz z innymi po zakończeniu projekcji pozostaliśmy przez dłuższą chwilę na miejscach jakby wmurowani, w milczeniu, próbując uporać się ze zrodzonymi wtedy uczuciami. Jakże przerasta nasze ludzkie wyobrażenia Chrystusowe cierpienie. W naszym myśleniu takie poświęcenie i oddanie mogłoby się jakoś obronić w kontekście człowieka sprawiedliwego, może jeszcze życzliwego, czyli dobrego, o czym przecież mówi św. Paweł, ale wobec wroga czy też osoby obojętnej – taka ofiara…

To przekracza nasze stereotypowe myślenie. Zadziwienie Jezusową męką jest nam bardzo potrzebne dla naszego wewnętrznego rozwoju. Trzeba często wracać do Wieczernika, by spojrzeć w oczy Chrystusa, z których wylewa się smutek, bo przed chwilą odprowadziły do wyjścia, wiodącego już tylko w jedną stronę, przyjaciela Judasza. Warto często pokonywać z Jezusem trasę do Ogrójca, podczas której narastały w Jego Sercu strach i udręka przed tym, co go czekało i po ludzku przerażało. Dobrze jest również uczestniczyć w Jego nieprzespanej nocy paraliżującej dotkliwym chłodem opuszczenia, i to przez najbliższych, których z letargu nie był w stanie wybudzić krzyk wyrzutu: „Śpicie i odpoczywacie!” oraz wezwanie: „Czuwajcie i módlcie się!”. Takie napięcie mogło i zrodziło krwawy pot sączący się po twarzy Jezusa przyzywającego współczucia, którego owego wieczoru po prostu zabrakło. A potem, będąc konsekwentnym, warto doświadczyć na własnej skórze lodowatego pocałunku zdrady człowieka, który niewiele zrozumiał z trzyletniej nauki u swego Mistrza, zamieniając akceptację, przyjaźń i wyciąganą doń życzliwą dłoń na trzydzieści srebrników, ostatecznie odrzuconych, bo niedających się utrzymać w rękach. Niegodziwość przecież wcześniej czy później parzy w ręce.

Pięścią po twarzy

Trzeba też stanąć z Jezusem przed Kajfaszem i Annaszem i poczuć, jak gorzkie w smaku są oszczerstwa, z których nie można się wytłumaczyć i których nie da się wyprostować, bo na czyjąś złą wolę nie ma się przecież wpływu. Potem opluwanie, policzkowanie, bicie pięściami. I jeszcze spotkanie z Piłatem umywającym ręce, wrażliwym inaczej na prawdę, a później tłuczenie biczami – raz po raz, i tak niemal czterdzieści uderzeń bez jednego – przeraźliwy śmiech żołnierzy rozbawionych torturami, ostro wbijająca się w skronie królewska cierniowa korona rodząca strugi wypływającej z czoła krwi. W międzyczasie spotkanie ze zgłodniałym sensacji królem Herodem i wreszcie przeraźliwy krzyk zebranego przed siedzibą Piłata tłumu, który zamienił hosanna na „ukrzyżuj”. Ból w uszach, ból w sercu, ból prawie każdej części ciała, ból umysłu, ból egzystencjalny związany z odrzuceniem.

Oto cierpienie Jezusa, przed którym jeszcze droga ku Golgocie. Popychanie, plucie, co jakiś czas smagający i rozdzierający na nowo dopiero co zasklepione na chwilę rany bicz i kolejne upadki, słaniające się ku ziemi Jezusowe ciało. I jeszcze to spotkanie z Matką, wymiana bezsilnych spojrzeń i być może szalejące w głowie myśli, pomiędzy dobrymi i trudnymi wspomnieniami. Aż w końcu trzykrotnie potęgujący się ból, przeszywający ręce i nogi, w momencie przybicia do krzyża. Gwoździe nie okazały się łaskawe dla wiązek nerwowych Jezusowych kończyn. Wreszcie w odpowiedzi na drwiny, nienawiść i śmiech Jezusowa odpowiedź zamieniona w modlitwę do Ojca: „przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23,34).

Kontemplacja bólu

Potrzeba nam ciągle rozważać drobiazgowo cierpienie Chrystusa, by w nim się odnaleźć ze swoim grzechem, a jeśli nawet nie z grzechem, to ze swoim osobistym bólem i cierpieniem, może nawet niezawinionym, i potraktować je nie jako przekleństwo, ale szansę dla siebie lub innych, zwłaszcza najbliższych sobie ludzi.

Warto więc ożywić swoje spojrzenie na krzyż w perspektywie wiary, która zawsze pozostanie ryzykiem. Warto spróbować w swoim myśleniu niejako ożywić korpus Chrystusa wiszący na różnych krzyżach w naszych domach poprzez przypominanie sobie jak najczęściej całokształtu Jego męki i cierpienia.

Sławomir Kamiński SCJ