DRUKUJ
 
Krzysztof Osuch SJ
O zabraniu Pana i dobroczynnym poście
Mateusz.pl
 


Tak, sytuacja zabrania nam Pana czy Jego zniknięcia – domaga się postu naprawdę. Zresztą nie tylko postu w znaczeniu potocznym. Św. Ignacy Loyola radzi, by zastosować umartwienie, zintensyfikować modlitwę i usilnie badać siebie właśnie wtedy, gdy smuci nas i boli brak żywej łączności z Panem, gdy popadamy w przykre duchowe strapienie:

Chociaż w strapieniu nie powinniśmy zmieniać poprzednich postanowień, to jednak jest rzeczą wielce pomocną usilnie zmieniać samego siebie (nastawiając się) przeciw temu strapieniu, np. więcej oddając się modlitwie, rozmyślaniu, rzetelniejszemu badaniu (sumienia) i do pewnego stopnia pomnażać nasze praktyki pokutne (Ćwiczenia duchowne, nr 319).

Nieco dokładniej o zalecanym poście

Oczywiste jest to, że kiedy Pan zostaje nam zabrany, wtedy z reguły dopada nas smutek. Dobrze to znamy. Tęsknota za Jezusem wywołuje w nas odczucie strapienia. Wskutek odczuwalnej nieobecności Pana czujemy się utrapieni, zagubieni i czasem wręcz zdesperowani. Na ogół w miarę wyraźnie widzimy, co czego jest tu przyczyną… Paradoksalnie mniej oczywiste i rzadziej po imieniu bywa nazwane to, że ze stanem strapienia duchowego współwystępuje apetyt, nierzadko „wilczy”. Smutek o charakterze duchowym (po utracie Jezusa) i wzmożony głód występują razem. A od tych odczuć już tylko maleńki krok do zapamiętałego jedzenia, konsumpcji… Wydaje się, że tak być nie powinno, bo przecież trudno spodziewać się, że utraconą obecność Osoby (Jezusa) zrekompensuje nam wzmożona konsumpcja… Takiej iluzji jednak dość łatwo ulegamy. Najłatwiej bywa sięgnąć dosłownie po jedzenie. Inni liczą na to, że powstały w nich głód (a i smutek) o charakterze duchowym zaspokoją w sferze międzyludzkich doznań, w intensywnej „konsumpcji” wzajemnych uczuć. Pewno najczęściej powstały wilczy głód i apetyt bywa ukierunkowany w stronę rzeczy, tzw. bogactw. Gromadzimy je, licząc, że samo ich posiadanie rozproszy (może i rozproszy, ale nie usunie) strapienie; że zadziała jak tabletka przeciwbólowa.

Byłaby to wielka szkoda (a i poważny błąd w sztuce rozeznawania się w swym życiu osobowym), gdybyśmy przeżywając smutek po utracie Jezusa, sądzili, że oddalimy od siebie przykre uczucia smutku i głodu, gdy oddamy się (niemal zatracając się) w różnego rodzaju konsumpcji. Niestety, ta ostatnia jest zresztą bezwzględnie i obłędnie nakręcana przez (jak mawiamy) właśnie konsumpcyjną cywilizację, która stała się taką ponieważ przyczyniła się do utracenia na wielką skalę żywego kontaktu ludzi z ich Stwórcą i Bogiem. Jakby już nie wiedziano, że sens, smak i piękno życia polega na czymś niepomiernie większym, innym, Boskim, religijnym.

Mały rachunek sumienia

Warto przyjrzeć się sobie, żeby odkryć i nazwać swoje ulubione i odruchowo podejmowane sposoby zasycania duchowego głodu – po „zabraniu Pana”… Czy na co dzień nie zapominamy, że objedzenie się czymkolwiek na pewno NIC nam nie pomoże. Dusza, smucąc się, szuka Boga żywego, a nie czegoś tam, jakiejś namiastki. Po utracie Pana – czy to zawinionej, czy też przez Boga tajemniczo zadanej – zawsze potrzeba nam trzeźwej analizy i zrozumienia tego, co się właściwie dzieje, gdy nie ma Pana z nami!

Czy staramy się za każdym razem rozeznać, czy sytuacja „zabrania pana młodego” jest przez nas zawiniona, czy jest to raczej próba przez Boga zesłana? I czy pamiętamy, że w OBU przypadkach konieczny jest POST! Czyli powstrzymanie się od gwałtownej konsumpcji stworzeń! To najlepsza decyzja, gdy po zabraniu (zniknięciu) Pana Młodego podejmujemy post! W ten sposób robimy w sobie przestrzeń do namysłu. Zyskujemy wewnętrzną dyspozycję do rozeznawania, gdy oddalamy od siebie „narkotyk” wzmożonej konsumpcji. Szybciej i bez dodatkowych cierpień ustalamy przyczynę, dla której znów straciliśmy żywy kontakt z Panem Jezusem.

A przyczyny bywają różne: np. zaniedbanie codziennej modlitwy, odsunięcie się od Słowa Bożego, zafascynowania atrakcjami i przyjemnościami świata, niechęć czy zazdrość w relacji z bliźnimi czy też jakiś (inny) poważny grzech… (Wiele by mówić o tym wszystkim, co dzisiaj jawi się jako coraz bardziej bezczelny i gwałtowny atak szatana i świata na naszą żywą i miłosną więź z Bogiem, z naszym Zbawicielem).

Takie utraty Pana: subtelne, nieuchronne i obiecujące!

Na sam koniec, króciutko, o raczej powszechnym rodzaju utraty Pana (o ile z zaangażowaniem kroczymy drogą życia wewnętrznego i modlitwy). Ten rodzaj utraty Pana jest rzec można strukturalny, wpisany w nasze pielgrzymowania do oglądania Boga twarzą w twarz.

Żeby już nie mnożyć słów i opisów, posłużę się piękną modlitwą-wyznaniem. Autorem tego tchnącego nadzieją świadectwa jest George Appleton, arcybiskup Jerozolimy:
 

O Chryste, mój Panie, raz za razem powtarzałem za Marią Magdaleną:
Zabrano Pana mego i nie wiem, gdzie Go położono.
Byłem opuszczony i samotny. A Ty znowu mnie znalazłeś.
I wiem, że to, co umarło we mnie,
to nie Ty, mój Panie, tylko moje wyobrażenie o Tobie,
obraz, który uczyniłem sobie, by przechować to, co znalazłem,
i był on moim zabezpieczeniem.
Uczynię inny obraz, o Panie, lepszy niż ten poprzedni.
Ten też odejdzie, jak wszystkie następne,
Aż dojdę do błogosławionej wizji Ciebie samego, o Chryste, mój Panie
 

Te słowa dogłębnie nas pocieszają, gdyż skierowują nasze oczy ku błogosławionej wizji samego Chrystusa, naszego Pana. Tej wizji już nikt i nic nam nie zabierze. I nie będzie już potrzebny jakikolwiek post!

Krzysztof Osuch SJ

 
strona: 1 2