DRUKUJ
 
ks. Tomasz Jaklewicz
W Trójcy życie aż kipi
Gość Niedzielny
 


 Ojciec dzieli się wszystkim ze swoim Synem, więc także bóstwem. Syn czyni podobnie. To, czym się wymieniają, jest też pełnią bóstwa. Ten dar łączący Ojca i Syna to jest Duch Święty, „węzeł miłości” - jak mawiał św. Augustyn. W ten sposób mamy spekulatywnie zbudowany model Trójcy Świętej, który przemawia do intuicji wiary. Jeśli zdamy sobie sprawę, że człowiek jest stworzony na obraz i podobieństwo Boże, to odkryjemy, że kryje się w tym powołanie do życia w relacjach z innymi, we wspólnocie, ostatecznie - do życia w relacji z Bogiem w wiecznej miłości. To, że jesteśmy osobami, oznacza na najgłębszym poziomie, że jesteśmy skierowani do innych. Jesteśmy dokładnie w tym miejscu, w którym tajemnica Boga w Trójcy Osób łączy się z naszym życiem.
 
Jako ludzie chcemy z jednej strony życia we wspólnocie z innymi, ale z drugiej strony nie chcemy się zatracić we wspólnocie, chcemy pozostać sobą. Tajemnica Trójcy Świętej podpowiada, że alternatywa „wspólnotowość albo indywidualizm” jest fałszywa. Te dwie wartości są do pogodzenia. 

Tak, tajemnica Osób Trójcy Świętej wskazuje, że im więcej jest wyjścia ku innym, wydania siebie innym, tym więcej jest własnej tożsamości. To wygląda na paradoks. Bo nasze doświadczenie jest raczej takie, że boimy się wydania siebie innym. Obawiamy się, że zagubimy naszą indywidualność.
 
To napięcie między pragnieniem bycia z innymi (dla innych) oraz bycia sobą rozwiązuje miłość. W przykazaniu miłości mowa jest nie tylko o miłości Boga i bliźniego, ale także siebie samego. 

Wspomnieliśmy już, że człowiek jest osobą relacyjną. Jeśli więc ktoś chce być pełniej sobą, to musi być pełniej z innymi i dla innych. Jeżeli nie będzie szedł w tę stronę, czyli będzie egoistą, to nie znajdzie siebie. Refleksja o Trójcy Świętej  pozwala nam znaleźć tę trzecią drogę między kolektywizmem a indywidualizmem.
 
Jak prawda o Trójcy przekłada się na naszą modlitwę? Mamy się modlić do Ojca, Syna i Ducha Świętego? 

Najlepiej jest modlić się do Ojca przez Syna w Duchu Świętym.
 
Tę formułę często słyszymy, ale zastanawiam się, czy ona coś dla nas znaczy? 

Ta formuła nie jest wykoncypowana sztucznie, ona wyrasta z samego Pisma św. i z życia wiary. Jest tu echo tego, jak się nam objawia Bóg. Bóg Ojciec idzie do nas przez Syna w Duchu Świętym. Duch Święty uobecnia dzisiaj dzieło Syna, który jest pośrednikiem do Ojca. Modlitwa idzie w drugą stronę, czyli od człowieka do Boga, ale po tej samej drodze. Oczywiście na modlitwie nie chodzi o intelektualne roztrząsanie tajemnicy Trójcy Świętej. Pomocą jest formuła, od której zaczęliśmy naszą rozmowę. Warto powiedzieć „Ojcze jesteś nade mną, Synu jesteś ze mną, Duchu jesteś we mnie”. To jest odwołanie się do obecności Boga w Trójcy i uświadomienie sobie, jak Bóg działa.
 
Zapytam nieco naiwnie: jeśli nasza modlitwa ma być w Duchu Świętym, jeśli, jak pisze św. Paweł, sam Duch wspiera nas w naszej modlitwie, to można odnieść wrażenie, że Bóg modli się do siebie samego. 

To ciekawe pytanie. Jeśli Duch Święty modli się w nas i wzbudza w nas różnego rodzaju działania, to zasadne jest pytanie, na ile jeszcze my sami się modlimy i działamy. Odpowiedź katolicka jest dość prosta: moje „ja” nie znika, Duch Święty mnie ogarnia, prowadzi, inspiruje, ale moja wolność nie przestaje działać. Najlepiej widać to w sytuacji odmowy: zawsze mogę powiedzieć „nie”. Mogę przestać się modlić.
 
Nie wiem, czy nie pachnie to trochę New Age’em, ale czy można powiedzieć, że w modlitwie pozwalam, by miłość między Ojcem, Synem i Duchem przepływała przez mnie?

To byłoby New Age’em wtedy, gdybym uznał, że ja sam znikam w tym wszystkim. Moja obecność i wolność nie rozpływa się w miłości Bożej. W spotkaniu z nieskończonym, wszechmogącym Bogiem nie zatraca się nasza indywidualność. Taka jest też nasza perspektywa wieczności. Będziemy włączeni we wspólnotę miłości Bożej, ale jednocześnie nie stracimy swojego ja, czyli niczego istotnego z tego, co mnie stanowi.
 
Obraz Boga w Trójcy jest bardzo dynamiczny i żywy. Ojcowie Kościoła nie wahali się pisać o wiecznym „tańcu” Osób Bożych. 

W teologii łacińskiej, której jesteśmy spadkobiercami, poszliśmy w stronę zbyt abstrakcyjnej refleksji nad Trójcą Świętą. Jeszcze do niedawna uważano, że nie można o Trójcy nic ważnego dla życia powiedzieć, należy tylko w to wierzyć i przerzucić następną stronę katechizmu. Dziś wracamy do tej pierwotnej myśli o dynamice Trójcy Świętej. I wyciągamy wnioski praktyczne dla naszego życia wiary. Starsi księża w naszej diecezji pamiętają pewnie, jak ich nauczyciel dogmatyki mawiał, „w Trójcy Świętej życie aż kipi”. Do takiej pełni życia jesteśmy ostatecznie powołani.
 
strona: 1 2 3