DRUKUJ
 
Anna Sosnowska
Różne są dary łaski
Miesięcznik W drodze
 


Ci, którym brak wiary, mówią, że charyzmaty to fanaberia, a ci, którzy są blisko Boga, mówią, że to pokusa taniego przyciągania ludzi. A przecież to wszystko pochodzi od Boga.

 
Z Michałem Olszewskim SCJ rozmawia Anna Sosnowska

W jednej z konferencji nagranych na płycie CD powiedział ksiądz niedawno, że był świadkiem wszystkich cudów opisanych w Ewangelii, poza wskrzeszeniem. Nagranie jest sprzed kilku miesięcy, więc może coś się zmieniło i wskrzeszenie też już ksiądz widział?

Niewiele brakowało, bo wczoraj podczas rekolekcji, które prowadziłem, wygłosiłem kazanie trwające godzinę. Gdy skończyłem, przypomniał mi się św. Paweł, któremu gość wypadł z okna, gdy zbytnio przeciągnął swoje nauczanie, a Paweł go wskrzesił. Gdybym przedłużył wczorajsze kazanie jeszcze o pół godziny, to mogłoby rzeczywiście dojść do tego pierwszego doświadczenia wskrzeszenia (śmiech).

Teraz oczywiście żartuję. Dla mnie to, czy widziałem już wskrzeszenie, czy jeszcze go nie widziałem, nie ma większego znaczenia.

Nie robi sobie ksiądz listy i nie odhacza na niej kolejnych cudów?

Nie robię i nie uzależniam mojego podążania za Panem Bogiem od tego, czy zobaczę taki albo inny znak.

Kiedy po raz pierwszy doświadczył ksiądz niezwykłego i namacalnego działania Boga?

To się wiąże z bardzo osobistym przeżyciem w czasie moich święceń diakonatu. Stałem w procesji wyjścia przed rozpoczęciem Mszy Świętej. Przyszła mi do głowy taka myśl, aby poprosić Pana Boga, żeby mi wymienił serce. Bo jeśli mi go nie wymieni, to będę złym księdzem.

Scena jak z Księgi Ezechiela: odbierz mi serce kamienne, a daj mi serce z ciała (por. Ez 36,26)?

Tak, ale wtedy nawet tego nie skojarzyłem. Kapłaństwo i Kościół, które znałem do tej pory, były bardzo instytucjonalne, tradycyjne i myślałem, że ja też będę tak funkcjonował. Zupełnie nie znałem tego charyzmatycznego wymiaru Kościoła.

Co się więc wydarzyło w czasie święceń diakonatu?


Kiedy biskup nałożył na mnie ręce, wydawało mi się, że trwa to godzinami. Miałem nad sobą otwarte niebo, widziałem strumień światła i czułem, że dokonuje się operacja na moim organizmie, że Bóg faktycznie wymienia mi serce. Kilka miesięcy po tym wydarzeniu uczestniczyłem w Częstochowie we mszy świętej z modlitwą o uzdrowienie.

Jeszcze jako diakon?

Tak. W pewnym momencie ks. Włodek Cyran, odprawiający tę mszę, powiedział, że jest tu z nami sparaliżowany człowiek, który zostawił swoje kule przed drzwiami kościoła, wczołgał się do niego i powiedział, że nie wyjdzie stąd, dopóki Bóg go nie uzdrowi. W kościele tłum, ścisk ogromny, a ksiądz zwraca się do tego człowieka: – Podejdź do ołtarza, Jezus wysłuchał twojej prośby. Ludzie zaczęli się rozstępować, niektórzy płakali, ponieważ ten człowiek – jeszcze niezdarnie – szedł w stronę ołtarza. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłem, że, kurczę, Ewangelia dzieje się dzisiaj.

Jak ksiądz na to zareagował?

Byłem pod ogromnym wrażeniem. Zresztą cała tamta noc była dla mnie charyzmatyczną szkołą w pigułce. Pięćdziesiątnica przy niej wymięka. W czasie tamtego czuwania po raz pierwszy modliłem się za opętanego człowieka, ale zanim ks. Włodek mnie przy nim postawił, sam pomodlił się nade mną. Wtedy – też po raz pierwszy – przeżyłem spoczynek w Duchu Świętym i rąbnąłem na twarz przed całym Kościołem. A we wszystkim, co się tam działo, towarzyszyło mi doświadczenie osobowej obecności Boga, którego nie miałem nigdy wcześniej. To był moment mocnego uderzenia, otworzyły się przede mną zupełnie nowe horyzonty kapłaństwa.

Kościoła też?

Tak, chociaż ja nigdy nie myślałem o Kościele źle. Pochodzę z gór, z wioski, w której widziałem rozmodlonych księży, chodzących w sutannach, należałem do grupy młodzieżowej, ale nigdy nie słyszałem o jakichś charyzmatach czy uzdrowieniach. Chyba że o uzdrowieniach za wstawiennictwem Matki Bożej Pasierbieckiej, do której pielgrzymowaliśmy co roku, czy Matki Bożej Bolesnej z Limanowej. Taki obraz Kościoła miałem w głowie – bardzo tradycyjny, i takim księdzem chciałem być. Doświadczenie wymiaru charyzmatycznego sprawiło, że mój obraz Kościoła nie tyle się zmienił, ile się poszerzył. Zobaczyłem, że Kościół to coś więcej niż nabożeństwo czy ksiądz na plebanii. Zresztą ciągle odkrywam w Kościele coś nowego, Bóg mnie cały czas zaskakuje.

Czym w takim razie są charyzmaty?

Charyzmaty są darami, które Pan Bóg daje jakiejś osobie nie dla niej samej, ale po to, żeby budować daną wspólnotę.

 
strona: 1 2 3 4