DRUKUJ
 
Robert Krawiec OFMCap
W objęciach Miłości
Głos Ojca Pio
 


Miłość Boża przemieniła Ojca Pio. Oddając się Bogu, obdarowywał ludzi. Jego miłość była czuła, choć wymagająca i ojcowska – stanowiła lekcję miłości Boga.

"Bóg nas kocha!" – ta prawda stała się dla Ojca Pio fundamentem jego życia, wiary i posługi kapłańskiej. Stygmatyk doświadczał osobistej i bezwarunkowej miłości Boga. "Bóg chce – powtarzał – abyśmy osobiście Go poznali i miłowali". 29 stycznia 1919 roku zanotował: "Czuję, że jestem zatopiony w bezkresnym morzu miłości Umiłowanego Boga". "Czy jest sens bać się takiego Ojca – pytał – który zapewnił nas, że bez Jego woli nawet włos z głowy nam nie spadnie? Będąc dziećmi takiego Ojca, powinniśmy spełniać kolejne zadanie: kochać Go i służyć Mu".

W stosunku do Boga zachowywał się jak dziecko, które prawie nie planuje swojej przyszłości, bo myśli o niej sam Stwórca – rzebywanie z Bogiem Ojcem daje wystarczającą moc i bezpieczeństwo. Ojciec Pio napisał, że Boga poznaje się w stanie całkowitej zależności od Niego. Boża miłość jest opiekuńcza, troskliwa, wytrwała, realna i konkretna. Doświadczał tego, że Bóg kocha stale i bezwarunkowo. Kocha nas nie ze względu na naszą dobroć, ale dlatego że to On jest dobry. Czego zatem można się obawiać, znajdując się w ramionach tak dobrego Ojca? – zastanawiał się.

Próba wierności

Zapowiedzią wyjątkowej miłości Boga były dla Ojca Pio przeciwności i burze, jakie go nawiedzały. Wiedział, że Pismo Święte uważa trudy i pokusy za próby w zjednoczeniu się duszy z Bogiem. Trudności były zatem wymownym znakiem najbardziej intymnej obecności Boga w jego duszy.

Pan Bóg zawsze czuwał nad nim, otaczał go opieką i po ojcowsku upominał. "Jakiś dziwnie smutny, ale bardzo słodki głos – elacjonował kierownikowi duchowemu – odbił się jak echo w moim sercu. To miłujący mnie Ojciec zechciał ukazać przed oczyma wyobraźni niebezpieczeństwa, na jakie ja, Jego syn, napotkam na drodze życia podczas walki. Był to głos dobrego Ojca, który chciał oderwać serce swego syna od niewinnych, dziecinnych miłostek. Był to głos miłującego Ojca, który szepce do uszu i serca swego syna, by porzucił wszystko, co jest z błota i gliny, a ochoczo poświęcił się Jemu bez reszty. Ten Ojciec z żarliwością, w miłosnym uniesieniu, którego niepodobna wyrazić słowami, w ujmujący i słodki sposób przyzywa syna do siebie i chce, by we wszystkim do Niego należał".

Powtarzał, że miłość Boga nie jest znana i miłowana. Przypominał, ileż to razy Jezus był obrażany przez ludzi. "Myśl ta – zanotował – mrozi mi krew w żyłach, że tak źle odpowiada się na wielką miłość Jezusa. Można by powiedzieć, że Jezus nie był nigdy kochany, jeśli się weźmie pod uwagę nienawiść, jaką ludzie Mu okazują. Ileż razy wznoszę błagalny głos do Ojca w niebie, by ze względu na swoją wielką łaskawość oraz ze względu na szacunek dla Zbawiciela albo położył kres istnieniu świata, albo tej nieprawości". Dlatego właśnie Ojciec Pio miłował zlekceważoną Miłość.

Miłować Boga w bliźnich

Miłość Ojca Pio przejawiała się w dwóch wymiarach: wertykalnym - do Boga i horyzontalnym – do ludzi, przy czym dla niego zawsze była to ta sama miłość. Krytyk muzyczny Renzo Allegri napisał, że "Ojciec Pio był człowiekiem o wielkiej wierze i niezwykle czułej serdeczności wobec ludzi. Często kierował się w swoim postępowaniu sercem, które hojnie rozlewa uczucie na wszystko i na wszystkich". Włoski dziennikarz i pisarz Giovanni Gigliozzi, przyjaciel Stygmatyka zanotował: "Nie znam nikogo tak czułego jak Ojciec Pio".

Serdeczność Ojca Pio wobec innych sprawiła, że i on przyjmował od nich oznaki wielkiej przyjaźni i miłości. Posiadał przecież umiejętność tworzenia przyjacielskich relacji zabarwionych prawdziwym, duchowym uczuciem, płynącym "z serca, które kocha gorąco świętą miłością do Boskiego Oblubieńca". W kontaktach z ludźmi kierował się naturalnością i miłością. I tak też scharakteryzował go publicysta Piero Bargellini: "Obawiałem się, że w San Giovanni Rotondo spotkam sztucznie zachowującą się "kopię", a odkryłem postać całkowicie oryginalną. Lękałem się, że spotkam człowieka, który co prawda nie udaje, ale naśladuje świętość, gdy tymczasem miałem przed sobą kogoś, kto był naturalny aż do przesady, a może nawet był uosobieniem szczerości".

 Cechowało go również współczucie dla bliźnich. Szczególną litość i wspaniałomyślność okazywał ludziom ubogim i chorym, w których widział cierpiącego Chrystusa. "Kiedy wiem – pisał – że ktoś cierpi na duszy i ciele, to czegóż bym nie zrobił u Pana, aby go z tego wyzwolić? Chętnie wziąłbym na siebie wszystkie jego utrapienia, byle tylko zobaczyć go zbawionym".
 
strona: 1 2