DRUKUJ
 
Katarzyna Kolska
Plecami do Pana Boga
Miesięcznik W drodze
 


 Jeśli dziecko widzi, że sprawiło rodzicom ból, może działać wbrew sobie. I dla świętego spokoju bierze ślub kościelny – żeby mamie nie było przykro, żeby babcia nie płakała…

To od razu trzeba sobie postawić pytanie, na ile ważny jest ten ślub. Kapłan pyta przecież narzeczonych: „Czy chcecie dobrowolnie i bez żadnego przymusu zawrzeć sakramentalny związek małżeński?”. Na ile to jest dobrowolne, skoro za tą decyzją stoi obrażona, zapłakana mama?
 
Życiowe wybory dziecka (w tym wybory religijne) są dla rodziców testem ich miłości i wiary. Nigdy nie wiemy, kiedy nasza wiara będzie postawiona przed największą próbą.

Święta Monika modliła się o nawrócenie swojego syna kilkanaście lat. Taka perspektywa trudna jest do przyjęcia. Cudu chcemy natychmiast.
 
Czasem to będzie kilkanaście, czasem kilkadziesiąt lat. To nie ma większego znaczenia. Przecież tu chodzi o naszą wieczność. Być może w godzinie śmierci, gdy wszystko jest już inne, wszystko jest jasne, okaże się, jaki sens miały te wszystkie wyklęczone godziny, wszystkie zanoszone latami modlitwy, zamawiane msze św. Jestem przekonany, że nie ma jednego wypowiedzianego „Chwała Ojcu”, które pozostałoby bez Bożej odpowiedzi. Znam matkę, która regularnie zamawia mszę za swoje niewierzące dziecko, bierze od księdza kartkę i wysyła ją do syna. Żeby sobie uświadamiał ciągle, że mama nie ustaje.

To bardzo pocieszające, co ksiądz mówi, ale i bardzo zobowiązujące względem tych, którzy od Pana Boga odeszli, którzy nie wierzą.
 
Często niewierzący są niewierzący, bo nie pozwolono im zadać kilku ważnych pytań, które chcieli zadać. Albo udzielono im odpowiedzi, zanim oni swojepytania postawili. I to sprawiło, że poszli swoją drogą. Nie uważam ich za straceńców, a nawet przyznam, że bardzo ich lubię. To ciekawi ludzie. Pod warunkiem, że nie mają w sobie tej dzikiej wściekłości, napastliwego antyklerykalizmu, antykościelności. Św. Tereska mówiła, że bardzo kocha niewierzących. Ofiarowywała za nich swoje modlitwy i umartwienia. To jest bardzo chrześcijańskie!
 
Jest ksiądz świadkiem wielkich powrotów?
 
Tak. I wielkich, i małych. Wtedy, gdy coś się komuś gwałtownie zakręciło, gdy znalazł się na wirażu. Wówczas odzywają się w człowieku te fundamentalne pytania: czy droga, którą idę jest dobra? A może należało iść tą, która wskazywali moi rodzice? Czasami taka refleksja przychodzi bardzo późno.
 
Rozmawiałem niedawno z pewnym człowiekiem: był już bardzo stary, bardzo chory i na jego nieszczęście bardzo bogaty. I powiedział tak: „Proszę księdza, gdy patrzę na moje długie życie, to przychodzi mi na myśl tylko jedno słowo za komentarz: pudło. Ja spudłowałem i teraz już nic nie mogę z tym zrobić”. A ja czułem, że nie mogę go pocieszyć, że to pocieszenie to będzie kiepski teatrzyk kiepskiego aktora.

Ten człowiek umarł bez pocieszenia. Z tą smutną świadomością, która mu towarzyszyła. Pudło. Myślę, że było to jego nawrócenie. Na pięć minut „przed”, ale jednak.
 
rozmawiała Katarzyna Kolska
W drodze 6 (442)/2010
 
strona: 1 2 3