DRUKUJ
 
Stanisław Łucarz SJ
Nie być czarną błyskawicą
Życie Duchowe
 


 Kierownictwo duchowe w szpitalu
 
Oczywiście, że w polskiej praktyce duszpasterskiej w znakomitej większości chorych pierwszy kontakt z osobą, która może stać się kierownikiem duchowym, to kontakt z kapelanem szpitala albo innego ośrodka opieki medycznej. Pierwszą rzeczą jest to, czego swego czasu na spotkaniu kapelanów szpitalnych domagał się jeden z dyrektorów krakowskich szpitali: aby kapelan nie był "czarną błyskawicą", jak go nazywali jego pacjenci. Chodziło o to, aby miał on czas dla pacjentów. Jednym z poważnych problemów w duszpasterstwie szpitali i innych ośrodków opieki medycznej jest fakt, że kapelani mają często tak wiele dodatkowych obowiązków, iż stać ich tylko na posługę sakramentalną i to sprawowaną pod presją czasu. W takiej sytuacji trudno wyobrazić sobie jakiś rodzaj kierownictwa duchowego, bo ono zawsze wymaga czasu.
 
Kiedy mamy już wymagane pensum czasu, ważnym momentem jest pierwsze spotkanie z chorym. Chory, który trafia do szpitala, zwykle pozbawiony jest swego zwyczajnego otoczenia: rodziny, bliskich, przyjaciół, traktowany jest często jako kolejny przypadek chorobowy, odarty ze swej osobistej intymności, podłączony do kroplówek i instrumentów medycznych, które kontrolują stan jego organizmu. Nadto nie do końca wie, co z nim naprawdę się dzieje, bo lekarze zwykle informują o jego stanie zdrowia nie jego samego, ale bliskich, a ci nie zawsze przekazują mu pełną wiedzę. Dlatego jest rzeczą ważną, aby duszpasterz nawiązał z nim normalny, ludzki kontakt, dając mu odczuć szacunek i uznanie dla jego jedyności. Jest rzeczą bardzo istotną, by nie prezentował się jako funkcjonariusz instytucji religijnej, która ma mu coś do zaoferowania, ale jako człowiek, który przychodzi mu pomóc. W każdej formie ewangelizacji rzeczą fundamentalną jest miłość do tych, których chce się ewangelizować. W przeciwnym razie ewangelizacja zamienia się w indoktrynację. Ewangelizować to przynieść Jezusa Chrystusa swoim słowem i życiem, a Tego, który jest miłością, nie można przynosić bez miłości. Dlatego na początek trzeba z prostotą przywitać chorego, przedstawić mu się, zapytać o imię, a potem zaproponować swą pomoc. Oczywiście jej treścią jest posługa sakramentalna (spowiedź, Komunia święta i sakrament chorych) oraz – co bardzo ważne – możliwość rozmowy, jeśli i kiedy chory tego zapragnie. Ta ostatnia propozycja jest w istocie propozycją kierownictwa duchowego, którego tu nie określamy terminem własnym, gdyż zdecydowana większość chorych nie wiedziałaby, o co chodzi.

Gdy chodzi o posługę sakramentalną, kapelan podlega zwykle wielorakiej presji. Najpierw on sam chce możliwie jak najszybciej, najlepiej przy pierwszym spotkaniu, wyspowiadać i namaścić chorego, aby potem nie być wzywanym poza godzinami jego pracy w szpitalu, jeśli stan chorego się pogorszy. Swoistą presję wywiera też wierzący niższy personel medyczny, a więc pielęgniarki, którym leży na sercu także duchowe dobro pacjentów, bo i one chcą, aby wszystko było tak, jak należy. Niekiedy kapelan może znaleźć się pod presją rodziny chorego, która zabiega o to, aby chory przyjął sakrament chorych, by w przypadku jego śmierci i pogrzebu nie mieć problemów z proboszczem. Zdarza się bowiem nierzadko, że proboszczowie oczekują zaświadczenia, iż zmarły przyjął przed śmiercią sakrament chorych. 
 
Ta presja wcale nie ułatwia duszpasterskiego kontaktu z chorym, przeciwnie, przeszkadza w prowadzeniu go do dojrzałego i wolnego otwarcia się na łaskę. To bardzo delikatny i trudny moment, żeby doprowadzić chorego do przyjęcia tych sakramentów, szanując jego godność i wolność. Dodatkowym problemem jest lęk wielu chorych przed sakramentem namaszczenia, gdyż są oni przekonani, że jest to wejście na ostatnią prostą, której metą jest śmierć. To zwykle bardzo dobry punkt wyjścia do rozmowy i o tym sakramencie, i o chrześcijańskim sensie życia ludzkiego oraz, jeśli chory tego chce, o śmierci i życiu wiecznym. Jest rzeczą bardzo dobrą, jeśli kapelan ma w szpitalu małą biblioteczkę, z której może chorym wypożyczać książki traktujące o ich rozterkach i problemach duchowych. Chorzy mają zwykle bardzo dużo czasu, którego nie mają czym wypełnić. Taka lektura bywa świetnym przygotowaniem do późniejszych, poważnych rozmów duchowych. Wielką pomocą w prowadzeniu chorego do przyjęcia sakramentu chorych mogą okazać się współpacjenci, którzy już ten sakrament przyjęli i dają świadectwo, że bardzo im duchowo pomógł. Trzeba umieć się też do ich świadectwa odwołać. Niekiedy taką pomocą okazują się także wierzące pielęgniarki. W ogóle jest rzeczą bardzo ważną, aby kapelan utrzymywał dobre relacje zwłaszcza z niższym personelem medycznym, bo to on najlepiej jest zorientowany, co dzieje się z pacjentami, w jakim są stanie fizycznym i psychicznym, i może dać nieocenione wskazówki, komu i w jakim momencie należy przyjść z pomocą. 
 
Niekiedy, zwłaszcza gdy stan chorego jest bardzo poważny albo dramatycznie się pogarsza, a chory nie chce tego uznać, można użyć delikatnych środków nacisku. Rozmowę należy zacząć od tego, że życzy mu się jak najlepiej, ale i przypomnieć, że nikt z nas nie zna dnia ani godziny, że jego stan jest poważny i że nie należy odkładać pojednania z Bogiem na ostatnią chwilę, bo może się okazać, że będzie za późno. Potem należy zostawić choremu w zależności od sytuacji krótszy albo dłuższy czas na refleksję, zapowiadając, że przyjdzie się – na przykład – za godzinę, aby poznać jego ostateczną decyzję (niekiedy może to być tylko godzina, kiedy indziej i cały dzień). Zawsze jednak w tych sytuacjach trzeba pamiętać o tym, jak postępuje z nami Pan Bóg, tzn. nigdy nie stawia nas w sytuacji, w której nie możemy powiedzieć "nie" i to "nie" szanuje. Z drugiej strony, trzeba być bardzo ostrożnym, by tego "nie" nie prowokować zbytnim naciskiem albo traktowaniem "z góry".
 
strona: 1 2 3 4