DRUKUJ
 
Stanisław Łucarz SJ
Nie być czarną błyskawicą
Życie Duchowe
 


 W przypadku zdecydowanej większości chorych rola kapelana ogranicza się do posługi sakramentalnej i rozmów z nią związanych. Można i trzeba wplatać w nią elementy kierownictwa duchowego w postaci dłuższych rozmów, ale nie będzie to kierownictwo duchowe z prawdziwego zdarzenia. Po operacji albo po przezwyciężeniu kryzysu chorobowego pacjent opuszcza szpital i zwykle nie szuka kontaktu z kapelanem, nawet wtedy, gdy w szpitalu nawiązała się między nimi nić przyjaźni i powstały podstawy do prawdziwego kierownictwa duchowego.
 
Kierownictwo duchowe przewlekle chorych
 
Jeśli leczenie trwa dłużej i choroba nosi cechy przewlekłej bądź nieuleczalnej, możliwe jest wejście w prawdziwe kierownictwo duchowe. Kiedy chory uświadamia sobie ten stan rzeczy, rodzą się w nim zasadnicze pytania: Dlaczego to mnie dotknęło? Jaki jest sens mojego cierpienia? Czy w tej sytuacji jestem jeszcze komukolwiek potrzebny, czy też jestem tylko zawadą? W jego sercu rodzi się albo bunt w związku z nową sytuacją, albo biadanie nad samym sobą i apatia, która z czasem może prowadzić do depresji. Czasami stany te przechodzą jeden w drugi. Choć są bardzo różne w swych zewnętrznych przejawach, mają tę samą przyczynę: brak akceptacji rzeczywistości, w której chory się znalazł. 
 
Kierownik duchowy, zwłaszcza jeśli jest niedoświadczony i sam nie umie radzić sobie z bezradnością, stojąc wobec ludzkiej tragedii osoby prowadzonej, może sam popadać w podobne stany. Raczej rzadko występował będzie u niego bunt w postaci czystej. Najczęściej będzie on przyjmował formę zawoalowaną w postaci tworzenia na własny użytek i na użytek chorego swoistej ideologii. Bardzo użyteczne w tym względzie będzie dla niego wykształcenie filozoficzno-teologiczne, które z reguły posiada. Może on nieświadomie wejść w rolę trzech przyjaciół Hioba, którzy starając się racjonalnie wytłumaczyć jego doświadczenie cierpienia, nie tylko mu nie pomagali, ale wręcz ranili. Intelektualny bunt wobec krzyża jest gorszy od buntu bezpośredniego, bo nosi znamiona mądrości, a w oczach Boga jest głupotą. Druga postawa, którą również widzimy u przyjaciół Hioba, to wczuwanie się w sytuację chorego, litowanie się i biadanie nad jego niedolą. Nie pomaga ona samemu choremu, może go nawet drażnić, i jest pułapką duchową dla samego kierownika duchowego, zwłaszcza jeśli jest człowiekiem wrażliwym, a przecież powinien takim być. Pan Bóg - jak mówi Pismo święte - jest wierny i nie pozwala nas kusić ponad nasze siły, lecz zsyłając pokusę, równocześnie wskazuje sposób jej pokonania, aby doświadczany człowiek mógł przetrwać (por. 1 Kor 10, 13-14). 
 
Takiej pomocy udziela Pan Bóg choremu na różne sposoby, także w osobie kierownika duchowego, lecz nie udziela tej samej pomocy kierownikowi duchowemu, który sam stawia się mentalnie czy uczuciowo w sytuacji chorego. Nie jest to bowiem jego sytuacja i jego próba. Kierownik ma dość łaski, aby pomagać choremu, ale nie dość, aby samemu przeżywać sytuację, jakby to on był w sytuacji osoby prowadzonej. Wielu ludzi, także wielkich intelektualistów, popadło w poważne wątpliwości w wierze albo nawet odeszło od wiary przez takie bardzo ludzkie, ale duchowo fałszywe, a w dodatku bezradne współczucie, za którym w gruncie rzeczy kryje się niewiara, że Bóg kocha każdego człowieka i o każdego się troszczy oraz że dając mu doświadczenie próby, daje mu też stosowną pomoc.
 
Kierownik ma prowadzić chorego najpierw do postawy Hioba, którą ten wyraził w słowach: Dał Pan i zabrał Pan. Niech będzie imię Pańskie błogosławione (Hi 1, 21b). To droga dostrzegania i akceptacji działania Bożego we własnej historii i uznania Boga za Pana własnej historii. Ten etap niezwykle szybko osiągnął pewien młody górnik kilka miesięcy temu zasypany zwałami węgla w kopalni. Jak wyznał, najpierw błagał Boga o ratunek, potem wadził się z Nim, a na koniec doszedł do wyznania: "Ty jesteś Panem, Ty wiesz, co lepsze dla mnie – czy śmierć, czy życie na ziemi". Dopiero taka akceptacja Bożego działania i panowania w historii otwiera człowieka na spotkanie z Bogiem. Hiob, jak wiemy, mówi z Wszechmogącym i odzyskuje to, co utracił. 

Mądrość krzyża
 
Jednakże Hiob to tylko połowa drogi wiary od Abrahama do Chrystusa. Jezus prowadzi nas o wiele dalej - do poznania mądrości krzyża, który jest ową ciasną bramą prowadzącą do zmartwychwstania i życia wiecznego (por. Lk 13, 23-24). Nikt tej mądrości nie posiada na stałe, otrzymujemy ją codziennie na nowo przez Tego, który jest jej źródłem i wewnętrzną treścią, czyli przez Jezusa. Na tym etapie dzieło kierownika duchowego polega na tym, aby choremu głosił na różne sposoby Jezusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego i w ten sposób rozświetlał jego ciemności. Wobec krzyża i śmierci wszyscy jesteśmy bezradni. Jest tylko jeden, który je pokonał, i w Nim mamy nasze zwycięstwo. To jest jedna droga do tego, co jest misją chorego chrześcijanina, a co św. Paweł nazwie "dopełnianiem w swoim ciele braków udręk Chrystusa dla Jego ciała, którym jest Kościół" (por. Kol 1, 24). Z tego dopełniania braków udręk Chrystusa w swoim ciele robi się często swoistą chrześcijańską ideologię cierpienia, tak jakby cierpienie samo w sobie miało jakąś wartość. Cierpienie samo w sobie, krzyż sam w sobie jest przekleństwem. To nie cierpienie i krzyż zbawiło świat. Wielu ludzi cierpiało straszliwie, setki tysięcy zostało ukrzyżowanych, ale żaden z nich świata nie zbawił, oprócz Jezusa. Na świecie i dziś jest taki ogrom cierpienia, że gdyby to ono samo w sobie miało moc zbawczą, pewnie świat byłby już wielokrotnie zbawiony. Tak jednak nie jest. Jest raczej odwrotnie – to właśnie cierpienie woła o Zbawiciela. 
 
strona: 1 2 3 4